Belgowie boją się taniej siły roboczej z Polski
Pięć tysięcy osób demonstrowało w
Brukseli przeciwko projektowi dalszego otwarcia rynku usług w Unii
Europejskiej, oznaczającemu wzmożoną konkurencję ze strony firm z
nowych państw członkowskich UE, w tym z Polski.
Organizatorzy ze związków zawodowych i lewicowych partii politycznych obawiają się, że w Belgii pojawią się masowo firmy z Europy Środkowej, zatrudniające "mniej wymagającą" siłę roboczą.
Według belgijskich związkowców, nowa dyrektywa pozwoli tym firmom stosować na tutejszym rynku usług znacznie niższe standardy płacowe i socjalne niż obowiązujące w Belgii. W ten sposób pozbawi pracy Belgów, a w dodatku obciąży tutejszy system ochrony zdrowia.
"To kłamstwo. Propozycja nowej dyrektywy, eliminującej przeszkody w swobodnym świadczeniu usług, nie zmieni dyrektywy z 1996 roku o delegowaniu pracowników, która zobowiązuje firmy świadczące usługi w innym kraju członkowskim do przestrzegania prawa pracy i standardów socjalnych tego kraju" - powiedział w czwartek rzecznik Komisji Europejskiej Jonathan Todd.
Naraził się on tutejszym związkowcom, porównując ich publikacje na temat projektu unijnej dyrektywy do ulotek skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Pismo wydawane przez socjalistyczną centralę związkową FTGB straszy bowiem, że po wejściu nowego prawa w życie w Belgii trzeba będzie pracować za... czeskie pensje, a więc kilkakrotnie niższe od dotychczasowych belgijskich.
Zdaniem Todda, to pachnące rasizmem i ksenofobią podsycanie niechęci do obywateli nowych państw UE. Jego ostre słowa wywołały gwałtowne protesty związkowców i polityków belgijskiej Partii Socjalistycznej, którzy domagają się przeprosin od Komisji Europejskiej.
Ta polemika doprowadziła też do ujawnienia kłamstwa, którego dopuścił się - według gazety "La Libre Belgique" - belgijski komisarz UE, socjalista Philippe Busquin.
Kiedy belgijscy związkowcy i działacze socjalistyczni zaczęli protestować przeciwko projektowi, Busquin zapewnił, że próbował zablokować projekt dyrektywy, ale został przegłosowany przez zwolenników "ultraliberała" Fritsa Bolkesteina, komisarza ds. jednolitego rynku.
Rzecznik tego ostatniego, Jonathan Todd, twierdził natomiast, że żaden z 20 ówczesnych komisarzy nie protestował, gdy 16 stycznia cała Komisja przyjmowała kontrowersyjny projekt.
"La Libre Belgique" sprawdziła protokół z tamtego posiedzenia. Nie ma w nim "najmniejszego śladu zastrzeżeń, rzekomo zgłoszonych przez belgijskiego socjalistę (Busquina)". Podobno wcześniej zgłaszał je szef jego gabinetu, tyle że nie odnotowano tego w protokole - zauważa gazeta.