Belgia. Coraz więcej seks-prywatek i coraz wyższe mandaty
Koronawirus. Belgijskie władze podniosły grzywny za udział w nielegalnie organizowanych prywatkach. Zatrzymany przez policję uczestnik imprezy zapłaci teraz 750 mandatu (zamiast dotychczasowych 250 euro), zaś organizator 4 tys. euro.
22.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 23:26
Na początku listopada Belgia zaostrzyła restrykcje związane z obowiązującym w kraju częściowym lockdownem, w tym drastycznie ograniczając liczbę kontaktów towarzyskich. Tygodniowo do domu można zaprosić jedną osobę, a cztery osoby mogą spędzać razem czas na zewnątrz. W Belgii wprowadzono też godzinę policyjną - w Brukseli i Walonii od godz. 22 do 6 rano, a we Flandrii od północy. Ale nie wszyscy chętnie stosują się do zakazów.
Belgijska policja alarmuje, że w ostatnich tygodniach wzrosła liczba nielegalnie organizowanych "imprez lockdownowych", w tym seks-prywatek.
O problemie głośno zrobiło się, kiedy pod koniec listopada policja w centrum Brukseli rozbiła w prywatnym mieszkaniu nielegalną seks-imprezę, w której udział brało 25 mężczyzn, w tym europoseł Jozsef Szajer z rządzącej na Węgrzech partii Fidesz. Polityk próbował uciekać po rynnie, ale został zatrzymany przez policjantów, którzy dodatkowo w jego plecaku znaleźli narkotyki. Szajer ostatecznie zrzekł się mandatu w PE.
Zobacz też: Szczepionka na COVID. Grozi nam endemia? Prof. Horban o konsekwencjach
Ale władze Belgii przyznają, że do podobnych incydentów dochodzi w całym kraju. I tak, w połowie grudnia zabawę urodzinową w wynajętym domu w miejscowości Virton na południu kraju, zorganizowała 28-letnia Francuzka. Zaproszonych gości było w sumie 50, sami Francuzi.
Koronawirus i seks-prywatki. "Wszyscy goście nago"
Kiedy policja ich zatrzymała, wszyscy byli nago. Potem zeznali, że za udział w zabawie zapłacili solenizantce po 250 euro każdy, cena obejmowała m.in. alkohol i udział w zabawie pań do towarzystwa.
Tydzień wcześniej, tym razem na północy kraju, w mieście Limburg policja rozbiła inną seks-imprezę. Policjanci zostali wezwani pod dom, przed którym zaparkowana byłą podejrzanie duża liczba samochodów. Mundurowi, zaglądając przez okno, upewnili się, że w środku faktycznie toczy się spotkanie.
Organizatorzy odmówili wpuszczenia oficerów, więc ci musieli o pomoc poprosić straż pożarną; w środku zatrzymano sześć osób, cztery kolejne chowały się w szafie.
Koronawirus i seks-prywatki. "DJ, alkohol i przenośne frytownice"
Mało dyskretny był właściciel jednej z belgijskich firm, który w ubiegły weekend zorganizował dla pracowników imprezę wigilijną w okolicach Antwerpii. W zabawie brało udział 30 osób, dowożonych do lokalu specjalnie wynajętymi busami; na miejscu był DJ, alkohol i przenośne frytownice. Na widok policji kilka osób próbowało uciec. Bezskutecznie.
Nie uciekali natomiast pasażerowie auta na francuskich rejestracjach zatrzymanego przez drogówkę w okolicach Gandawy. Przeciwnie - przyznali się, że przyjechali do Belgii specjalnie na imprezę.
Jak się okazało, prywatka zorganizowana została w mieszkaniu wynajmowanym za pośrednictwem serwisu Airbnb i brało w niej udział ponad 20 osób. Wszyscy dostali mandat. Podobnie jak uczestnicy imprezy urodzinowej w mieście Colfontaine, nieopodal Mons, których policja zatrzymała, kiedy odpalali na cześć solenizanta fajerwerki.
W Brugii policja 14 razy interweniowała z powodu imprez organizowanych przez studentów Kolegium Europejskiego. Lokalne władze i media w końcu okrzyknęły elitarną uczelnią mianem "pałacu zabaw".
Koronawirus i seks-prywatki. Bolesne konsekwencje
O podwyższenie kar za uczestnictwo w nielegalnych imprezach w czasie pandemii i ich organizację w połowie grudnia zaapelował Vincent Van Quickenborne, federalny minister sprawiedliwości.
Ostatecznie belgijskie władze zdecydowały się podnieść wysokość mandatów z dotychczasowych 250 euro do 750 euro za udział w zabawie i z 750 euro do 4 tys. dla organizatorów wydarzenia. Ci ostatni zamiast mandatu mogą też otrzymać od razu wezwanie do sądu.
- Dotychczasowe kary były zbyt niskie, ludzie traktowali je jakby po prostu "kupowali" sobie wejście na imprezę. Teraz, jeśli ktoś celowo organizuje wydarzenie z intencją łamania prawa, odczuje boleśnie tego konsekwencje - powiedział mediom Van Quickenborne.
Prokuratura definiuje "nielegalne imprezy w czasie lockdownu" jako "zgromadzenia z udziałem większej liczby osób, alkoholu i muzyki", gdzie uczestnicy ewidentnie nie stosują się do nakazu utrzymania dystansu społecznego.
Koronawirus i seks-prywatki. Interwencja najczęściej po donosie
Policja ma prawo wejść do lokalu na podstawie nakazu prokuratorskiego lub po uzyskaniu zgody właściciela lub lokatora domu. Oficerowie mają też prawo skonfiskować wszelkie przedmioty związane z wydarzeniem, w tym sprzęt muzyczny, alkohol, a nawet telefony komórkowe uczestników.
Za złamanie innych nakazów związanych z pandemią, np. przekroczenie godziny policyjnej lub spotkanie w nieco liczniejszym niż dopuszczalne gronie rodzinnym, w Belgii nadal grożą kary w wysokości 250 euro.
Nielegalne prywatki są zazwyczaj zgłaszane przez sąsiadów, którym przeszkadza hałas i głośna muzyka.
- Od marca ludzie nie przestają składać donosów. Zgłaszają wszystko i wszystkich. Przychodzą nawet anonimowe listy z literami wyciętymi z gazet i przyklejonymi na kartkę papieru – powiedział portalowi The Bulletin rzecznik policji w Charleroi.