Będzie prezydentem wszystkich Polaków, ale nie Polek?
Nuda, nuda, nuda. Patriarchalna i bogobojna nuda - tak można podsumować wczorajszą debatę prezydencką w Platformie. Nie było ani jednego pytania, które zelektryzowałoby widownię i samych bohaterów. Żadnego, które zainteresowałoby kogokolwiek innego poza zgromadzoną w studio TVN24 grupą dziennikarzy (Loża Prasowa) oraz posłem Rokitą. Ale ci pierwsi mieli taki zawodowy obowiązek, a redaktor Rokita nie ma już co robić w życiu, więc z pasją żywi się życiem swoich dawnych kolegów.
22.03.2010 | aktual.: 23.03.2010 15:17
Podejrzewam, że nawet pan premier nie otworzył swojego sopockiego telewizora. Bo po co? Wszystko było przygotowane: i pytania, i rezultat debaty, i komentarze.
Panowie deklarowali, wspominali i opowiadali o tym, co nikogo nie interesuje, czyli w jakiej konfiguracji z premierem będą korzystali z samolotu, kogo nie obsadzą w roli szefa kancelarii i czy w ich wydaniu prezydentura będzie firmą eksport-import czy tylko eksport.
Tymczasem prezydent RP jest - jak wiadomo - strażnikiem konstytucji, ma prawo weta, jest osobą publiczną, która różnymi sposobami może wpływać na politykę i wizerunek Polski. Prezydent powinien mieć przede wszystkim wizję państwa, na którego czele stoi. Interesowałoby mnie - i zapewne nie tylko mnie - czy ma to być nadal państwo religijnego fundamentalizmu, czy prezydent zamierza, jak Lech Kaczyński, modlić się przed kamerami telewizyjnymi i chować przed ojcem Rydzykiem? Czy też zamierza bronić neutralności światopoglądowej państwa zapisanej w konstytucji? I jak to będzie robił? Chciałabym też wiedzieć czy jest on za Polską neoliberalną czy opiekuńczą? Wreszcie - co najważniejsze - czy zamierza rządzić Polską Polaków czy również Polską Polek. Bo jak dotąd każdy prezydent troszczył się głównie o patriarchalną wizję naszej ojczyzny: świętował militarne rocznice, bywał na meczach, dekorował bohaterów, nie pomny, że kraj, na czele którego stoi to nie tylko kraj mężczyzn, ale i kobiet, których równość jest
zapisana w konstytucji.
Marszałek Komorowski był wyraźnie skonfundowany pytaniem o in vitro. To i tak lepiej niż Sikorski który wagi pytania w ogóle nie zrozumiał. In vitro - dlaczego nie? Kto może zapłacić, niech płaci, państwo - według Sikorskiego - nie jest od zapobiegania bezpłodności, lecz od wysyłania chłopców do Iraku czy Afganistanu. To jest dopiero polityka! A co tam jakaś płodność... Komorowski był lepiej przygotowany, bo wiedział, że bezpłodność jest poważnym problemem polskich rodzin, zapewne znacznie ważniejszym niż udział naszych wojsk w międzynarodowych eskapadach i zadeklarował wolę refundacji, ale niestety niezgodną z konstytucją, która gwarantuje wszystkim, a nie tylko młodym heteroseksualistom, te same prawa.
Jeden z pogardą, drugi z irytacją odnosili się do problematyki, która interesuje głównie Polki. Nikt w PO nie śmiał zadać pytań dotyczących parytetu czy innych mechanizmów, które urzeczywistniłyby równy status kobiet i mężczyzn w naszym kraju. Bo po co? Prezydent będzie przecież jak zawsze prezydentem wszystkich Polaków. A Polki? Polki nie mają znaczenia w wielkiej polityce.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski