Będzie dłuższe śledztwo w sprawie LFO
Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie przedłużyła
na wniosek Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu (Podkarpackie)
śledztwa w sprawie nieukończonej budowy Laboratorium
Frakcjonowania Osocza (LFO) w Mielcu - poinformował rzecznik prokuratury apelacyjnej, Jan Łyszczek.
07.08.2006 | aktual.: 07.08.2006 15:13
Szef tarnobrzeskiej prokuratury, Mariusz Chudzik powiedział, że sprawa LFO, którą od prawie 5 lat zajmuje się tarnobrzeska prokuratura obejmuje dwa śledztwa. Jedno z nich dotyczy kilku spotkań, na których miały być naciski ze strony osób z otoczenia byłego prezydenta, aby ministerstwo zdrowia kontynuowało współpracę z LFO wbrew merytorycznym przesłankom. Śledztwo w tej sprawie zostało przedłużone do 15 października. Natomiast drugie śledztwo, dotyczące głównego podejrzanego, Zygmunta N. przebywającego obecnie w Wielkiej Brytanii przedłużono do 22 listopada.
O naciskach dotyczących LFO miał mówić podczas przesłuchania w grudniu 2004 roku b. minister zdrowia Mariusz Łapiński. Według niego, w spotkaniach tych miał wziąć udział m.in. Marek Ungier - b. szef gabinetu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Marek Wagner - były szef kancelarii premiera Leszka Millera i Zbigniew Siemiątkowski - były szef Agencji Wywiadu, a wcześniej Urzędu Ochrony Państwa. Na chwilę na spotkanie miał także "wpaść" prezydent.
Prokuratura przesłuchała w lipcu br. w charakterze świadka byłego prezydenta. Po przesłuchaniu Kwaśniewski powiedział dziennikarzom, że "wiedzę o sprawie LFO czerpał w zasadzie z gazet". Przyznał, że jeden z podejrzanych w tej sprawie Włodzimierz W. jest znajomym jego i jego rodziny, ale "jako człowiek dorosły działał na własny rachunek". Zdaniem b. prezydenta, zeznania b. ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego nie zasługują na wiarygodność.
Przesłuchanie Kwaśniewskiego poprzedziły konfrontacje w prokuraturze między Łapińskim a Ungierem, Siemiątkowskim, Wagnerem oraz europosłem SLD, a wcześniej szefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego - Markiem Siwcem, byłym dyrektorem gabinetu politycznego ministra Łapińskiego - Waldemarem Deszczyńskim i byłym wiceministrem zdrowia, byłym szefem Narodowego Funduszu Zdrowia - Aleksandrem Naumanem.
Natomiast w drugim śledztwie, prokuratura chce postawić N. zarzuty wyłudzenia 21 mln dolarów kredytów z różnych banków na budowę LFO, przywłaszczenia 8 milionów dolarów i ponad miliona euro na szkodę spółki oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Jednak N. nie stawiał się na wezwania prokuratury, przedstawiając zaświadczenia lekarskie o badaniach. W styczniu ub. roku Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu wydał - na wniosek prokuratury - europejski nakaz aresztowania Zygmunta N. Brytyjski sąd już kilkakrotnie zbierał się w tej sprawie, jednak dotychczas nie zapadła decyzja o wydaniu stronie polskiej podejrzanego.
Podejrzanym w sprawie LFO jest także znajomy b. prezydenta, Włodzimierz W. Jemu postawiono zarzut pomocy w przywłaszczeniu mienia spółki LFO głównemu podejrzanemu w tej aferze Zygmuntowi N., na łączną kwotę blisko 8 mln zł. Jest on także podejrzany, jako jeden z udziałowców spółki, o fałszowanie protokołów z posiedzeń zarządu spółki i zgromadzenia wspólników oraz o uszczuplenie kwot na zaspokojenie wierzycieli spółki, czyli banków, przez przeniesienie udziałów spółki na innych, zagranicznych udziałowców.
W sprawie LFO oskarżonym jest Wiesław Kaczmarek. 2 października przed warszawskim sądem ma się zacząć jego proces. Tarnobrzeska prokuratura oskarżyła go w maju ub. roku o to, że jako minister gospodarki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza wydał nierzetelną opinię, która zdecydowała o przyznaniu spółce LFO poręczenia Skarbu Państwa, mimo braku podstaw co do celowości udzielenia takiej gwarancji. Kaczmarek nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Spółka Laboratorium Frakcjonowania Osocza, która jako jedyna w kraju miała produkować leki z osocza krwi, zaciągnęła w 1997 roku na budowę fabryki ogromny kredyt - 32 mln dolarów. Udzieliło go konsorcjum bankowe, na którego czele stał Kredyt Bank. Gwarancji w 60 proc. udzielał zaś ówczesny rząd Włodzimierza Cimoszewicza. Spółka dostała 32 mln dolarów pożyczki, z czego wykorzystała 21 mln. Zamiast fabryki wybudowano jednak tylko dwie hale. Produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka kredytu nie spłaciła. Banki wyegzekwowały już od Skarbu Państwa prawie 61 mln zł.