Batalia o Fundusz Odbudowy. Lewica może się postawić, PiS dyscyplinuje szeregi
To będzie jedno z najważniejszych posiedzeń Sejmu w tym roku. A może i najważniejsze. Posłowie już 4 maja mają głosować nad ratyfikacją Funduszu Odbudowy. Stawką jest 250 mld zł dla Polski. Problem w tym, że ta batalia o olbrzymie pieniądze na odbudowę gospodarek UE może zakończyć się polityczną wojną, której skutki będziemy odczuwać nie tylko przez kolejne miesiące, ale i przez lata. Dziś wiemy jedno: PiS nie może być pewne większości.
Szef klubu parlamentarnego PiS, a jednocześnie wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, zarządził bezwzględną dyscyplinę w klubie w sprawie głosowania nad funduszem. Kto będzie przeciw albo wstrzyma się od głosu, zostanie ukarany - zapowiada wiceszef klubu PiS Marek Suski.
Niesubordynowanych posłów PiS, Porozumienia Jarosława Gowina i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro czeka - jak przyznaje poseł Suski - upomnienie, nagana, kara pieniężna, a nawet wykluczenie z klubu parlamentarnego.
- Przekaz jest prosty: jak się nie podporządkujesz, zapomnij o bezpiecznej przyszłości w klubie. To nie tylko sygnał do naszych parlamentarzystów, ale także do wyborców: pokazać, że przyjęcie Funduszu Odbudowy jest najważniejszym priorytetem w tej kadencji - mówi nam ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Koalicyjne strachy na lachy
Z naszych rozmów z przedstawicielami klubu formacji rządzącej wynika, że kierownictwo nie przewiduje "wypadków przy pracy" i nie zakłada, że któryś z posłów partii Jarosława Kaczyńskiego może się wyłamać.
Ale posłowie Solidarnej Polski już wysyłają nieoficjalne sygnały, że może znaleźć się kilku, którzy mogą nie podporządkować się linii partii i przynajmniej wstrzymać się od głosu. - To dotyczy kilku posłów ze Śląska, którzy nie godzą się z polityką klimatyczną i energetyczną rządu - mówi nam polityk partii Zbigniewa Ziobry.
PiS do tych teorii odnosi się ze spokojem. - "Ziobryści" muszą tak "spinować", żeby stworzyć fałszywe wrażenie, że nie są sami. A są, z nimi przeciw nam może zagłosować jedynie Konfederacja, o naszych posłów jestem spokojny - mówi nam polityk partii Kaczyńskiego.
Solidarna Polska nie ukrywa swojego sprzeciwu wobec Funduszu Odbudowy. "Ziobryści" uważają, że jest to "sprzedawanie suwerenności brukselskim biurokratom". Zagłosują przeciw, ale Jarosław Kaczyński jest na to przygotowany. Według naszych informacji Ziobro przyznał to wprost prezesowi PiS kilka dni temu, podczas spotkania koalicjantów.
Czy zatem posłowie SolPol-u powinni obawiać się wyrzucenia z klubu parlamentarnego PiS? - Panie redaktorze, a jak pan sobie to wyobraża? Że Kaczyński pozbędzie się większości w Sejmie? Bądźmy poważni. To tylko strachy na lachy - odpowiada jeden z koalicjantów.
PO walczy o przesunięcie posiedzenia Sejmu
Jeśli nie "ziobryści", to kto może wspomóc PiS w ratyfikowaniu Funduszu Odbudowy? Nieoczekiwanym sojusznikiem stała się Lewica.
Kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki pozytywnie odpowiedział na zaproszenie przedstawicieli Lewicy, którzy wyrazili gotowość do rozmów z rządem o Krajowym Planie Odbudowy. Lewica zaprezentowała swoje postulaty w tej sprawie i liczy na to, że premier - który zgodził się owe postulaty przyjąć w KPO - dotrzyma danego słowa.
Krajowy Plan Odbudowy - na realizację którego Polska ma otrzymać ponad 250 mld zł - zostanie jednak formalnie, w ostatecznej wersji, przedstawiony Komisji Europejskiej dopiero w ciągu najbliższych dwóch tygodni (a nie, jak pierwotnie zakładano, do końca kwietnia). Zgodziła się na to sama Bruksela, której rząd przesłał już wstępne założenia projektu KPO.
Szkopuł w tym, że obóz rządzący Fundusz Odbudowy - niezbędny do uruchomienia środków na KPO - chce ratyfikować w Sejmie już we wtorek 4 maja. Lewica staje więc przed dylematem: a co, jeśli zagłosujemy razem z rządem, a potem rząd nas oszuka i nie uwzględni naszych postulatów w wysłanym do Brukseli dokumencie?
- Lewica sama się PiS-owi podłożyła - uważa polityk Platformy Obywatelskiej.
- Ale PiS także jest w kropce: teraz Lewica może się rządzącym stawiać i domagać się przeniesienia posiedzenia Sejmu na za dwa tygodnie, po tym, jak KPO będzie już znany i w wersji ostatecznej przedstawiony Komisji Europejskiej - tłumaczy nasz rozmówca.
PO - w imieniu szefa klubu Koalicji Obywatelskiej Cezarego Tomczyka - jako pierwsza złożyła wniosek o zwołanie posiedzenia Sejmu nie 4 maja, a dwa tygodnie później. Bo Platforma w szczerość intencji PiS-u nie wierzy - uważa, że Fundusz Odbudowy stanie się "funduszem wyborczym PiS-u".
- Jeśli 4 maja PiS na siłę zwoła Sejm, zagłosujemy przeciwko Funduszowi Odbudowy. PiS nie będzie miało wyjścia i będzie musiało zwołać Sejm wtedy, gdy będzie miał większość. Ale tu solidarna z nami musi być Lewica. Póki co zaufania do nich nie mamy żadnego - mówi nam ważny polityk Platformy.
To i tak dyplomatyczna wypowiedź ze strony przedstawiciela największej partii opozycyjnej; po tym, jak Lewica usiadła do stołu z PiS-em, politycy PO nazywali swoich kolegów z opozycji "zdrajcami", "sprzedawczykami", a nawet "czerwoną ekstremą", z którą "trzeba walczyć" (to słowa Borysa Budki).
Żeby zobrazować stosunki między politykami PO a Lewicy, wystarczy przytoczyć wymianę zdań na Twitterze między posłami Bartłomiejem Sienkiewiczem i Krzysztofem Śmiszkiem:
To nie jest polityczny teatr - to autentyczne emocje okraszone wzajemną nieufnością. Tyle że - jak dowiaduje się Wirtualna Polska - tym razem Lewica ma zmienić taktykę i nie tańczyć w rytm oczekiwań PiS.
Lewica może się postawić
Jak słyszymy, jeśli przed 4 maja rząd nie przedstawi ostatecznej wersji Krajowego Planu Odbudowy, Lewica zagłosuje przeciwko ratyfikacji Funduszu Odbudowy na planowanym na wtorek posiedzeniu Sejmu.
Czy PiS mimo to będzie "dopychał" posiedzenie 4 maja? PO liczy, że nie.
- Na wtorek zapraszamy do Sejmu wszystkie kluby i koła parlamentarne, by jeszcze raz, w obecności mediów, wysłuchać samorządów, związki zawodowe i pracodawców w sprawie KPO. Chcemy usłyszeć, czego w nim brakuje, bo wiemy, że rząd dopychał kolanem KPO - mówił Borys Budka w sobotę w Katowicach.
Przewodniczący Platformy dodał, że PO chce ustawowych gwarancji, że unijne pieniądze będą wydawane przejrzyście, uczciwie i w konkursach. - A nie według widzimisię rządu. Samorządy mają mieć 40 proc. udział w całym KPO, a nie jak dziś 30 proc., przy czym w dużej części z pożyczek - mówił Budka.
Dodał też, że komitet monitorujący KPO powinien być wyłoniony przez stronę społeczną, a nie rząd. - Rząd nie może decydować, kto będzie go kontrolował - mówił Budka.
Na koniec apelował do Lewicy i posłów Polski 2050: - Nie kupujcie kota w worku. Dajcie czas stronie samorządowej, by wykorzystała te 14 dni na poprawienie zapisów KPO. Jest jeszcze czas na refleksję.