Warszawa, 27.04.2021. Politycy Lewicy: europoseł Robert Biedroń (C) i posłowie Beata Maciejewska (2P), Adrian Zandberg (2L), wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty (P) oraz posłanka Magdalena Biejat (L) podczas briefingu prasowego po spotkaniu z premierem Mateuszem Morawieckim w Sejmie w Warszawie, 27 bm. Spotkanie dotyczyło Funduszu Odbudowy i Krajowego Planu Odbudowy. (kf) PAP/Radek Pietruszka© PAP | PAP/Radek Pietruszka

Makowski: Dwa tygodnie, które miały obalić rząd, a rozbiły opozycję. Jak rząd negocjował z Lewicą? [ANALIZA]

Marcin Makowski
29 kwietnia 2021

W dwa polityczne tygodnie w przyspieszonym tempie przeszliśmy cały cykl życia władzy i opozycji. Od podziału na prawicy i widma upadku rządu, po rozdźwięk między KO a Lewicą na tle Funduszu Odbudowy, aż po oskarżenia o "negocjację z terrorystami" i twitterowe wojny socjalistów z liberałami. - A my to sobie oglądamy z popcornem i zaraz ruszamy w Polskę. Co tydzień rząd będzie obradował w innym mieście - mówi WP jeden z polityków PiS-u. Czy to początek nowego rozdania?

Spór o ratyfikację unijnego Funduszu Odbudowy jest w istocie bitwą nie tylko o przyszłość krajowej i europejskiej gospodarki po kryzysie koronawirusowym, ale również o kształt rządu i opozycji. Ten pierwszy jeszcze na początku obecnego roku wydawał się znajdować w głębokiej defensywie. Sprzeciw wobec unijnego budżetu i uwspólnotowienia długu zgłaszany przez Solidarną Polskę stawiał partię Jarosława Kaczyńskiego w roli petenta, który musi prosić opozycję o współpracę w Sejmie. Inaczej nie będzie kroplówki z 700 mld zł i "Nowego Ładu", który ma być kołem zamachowym partii po częściowym zniesieniu obostrzeń w połowie maja.

Opozycja z kolei, co we wtorek nie bez gorzkiej satysfakcji wytykała Platformie posłanka Lewicy Anna-Maria Żukowska, jeszcze w grudniu w osobie Borysa Budki grzmiała z mównicy na Wiejskiej, że ten kto podniesie rękę przeciw unijnym pieniądzom, naraża się na zaprzepaszczenie dziejowej szansy dla Polski, chce Polexitu i czeka go Trybunał Stanu. Miejsca na szachownicy były zatem dobrze znane, armie okopane, Zjednoczona Prawica chwiała się pod własnym ciężarem, a w medialnych spekulacjach przez wszystkie przypadki odmieniano pytanie: "czy będą przyspieszone wybory?" oraz wybierano premiera i marszałka rządu technicznego.

"Pakt Ribbentrop-Mołotow"

A potem przyszedł pozorny gambit Koalicji Obywatelskiej, która nie chciała poprzeć Funduszu bez ostrych warunków stawianych rządowi, a jeśli te nie zostaną spełnione - zagroziła jego odrzuceniem. Ponieważ polityka nie znosi próżni, w miejsce "konstruktywnej opozycji, która nie chce wsadzać kija w szprychy Unii" zwolnione przez Borysa Budkę, błyskawicznie wskoczyła Lewica.

I tak doczekaliśmy 27 kwietnia, dnia w którym premier Mateusz Morawiecki ogłosił porozumienie z Włodzimierzem Czarzastym, Robertem Biedroniem i Adrianem Zandbergiem, które to Radosław Sikorski nazwał "Paktem Ribbentrop-Mołotow", a inni politycy Platformy równie subtelnie "negocjacjami z terrorystami". Równocześnie Strajk Kobiet dał 24-godzinne ultimatum na opamiętanie się, po którym każe Lewicy wy*****ć. Większość liberalnych mediów i komentatorów rozgrzała się do takiej temperatury, która roztopiłaby pręty grafitowe w reaktorze w Czarnobylu.

Sytuacja rządu i opozycji błyskawicznie się odwróciły. - Najlepszym komentarzem do rozmów z Lewicą są wymiany ciosów, które odbywają się w sieci pomiędzy politykami KO ze wsparciem Tomasza Lisa oraz "lewakami". Wystarczy usiąść i jeść popcorn. I weź tu negocjuj z Platformą, która w dowolnej chwili się wycofa, bo Giertych napisze srogiego tweeta - mówi WP jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości. - Pozycja Solidarnej Polski jest konsekwentna i zrozumiała dla naszych wyborców. Widzimy ryzyko w warunkowości wypłat, uwspólnotowienia długów i idei nowych podatków europejskich. To Platforma się pogubiła, a z każdym dniem presja ze strony EPP w Europarlamencie, żeby przegłosować budżet, będzie silniejsza. Bruksela ze zdziwieniem obserwuje tę woltę. Elektorat opozycji jest dzisiaj pogubiony - dodaje jeden z bliskich współpracowników Zbigniewa Ziobry.

Podwójna gra Lewicy

Jak zrozumieć ten galimatias? Dlaczego Lewica zdecydowała się na taktyczny sojusz z rządem, wiedząc, że będzie musiała się zmierzyć ze zmasowaną krytyką inicjatorów niedoszłej "Koalicji 276" oraz ich medialnych akolitów? Według jednej z posłanek dobrze zaznajomionych z negocjacjami unijnymi, istnieje drugie dno prowadzonej w polskim parlamencie gry. - Rozmawialiśmy z urzędnikami Komisji Europejskiej. Oni wprost nam mówili, że to trzeba ratyfikować szybko. Raz, że ratyfikacja daje Komisji Europejskiej możliwość realnego negocjowania z rządem Morawieckiego, zarówno co do ostatecznej zawartości Krajowego Planu Odbudowy, jak i w zakresie przestrzegania w Polsce praworządności - słyszę.

W tej logice Komisja nie chce obecnie odsłaniać wszystkich kart "chodząc wokół polskiego rządu, aby nie wysadził ratyfikacji". Według naszej informatorki, gdy poprzednio Polska i Węgry stawiały się w sprawie rozporządzenia o praworządności, całkiem poważnie zaczęto traktować możliwość zbudowania instrumentu bez udziału Polski i Węgier. - "Głosowanie do skutku" to jest liberalna mrzonka. Europa nie zamierza na nas czekać. Powiedzieli nam, że to by można było uruchomić już wkrótce bez Polski - mówi polityk Lewicy.

Idąc tym tropem, Lewica przystąpiła do negocjacji z rządem wiedząc, że wobec braku alternatywy odnośnie Funduszu Odbudowy, lepiej podnieść rękę "za" choć częściowo na swoich warunkach. Jak przekonuje informator WP z Kancelarii Premiera, podobne sygnały rząd wysyłał do wszystkich partii opozycyjnych, w tym do Platformy.

- Jeśli w KO są osoby myślące szerzej niż w perspektywie kolejnego tweeta, trzeba było pójść do premiera, pokazać, że stawia się twarde żądania, coś ugrać, a potem w mediach trąbić: "Dzięki nam miliardy z Unii nie przepadną, inaczej Solidarna Polska by je zawetowała". Przecież Budka nie odczytał emocji społecznych w tak kluczowej dla siebie sprawie, zadziałał wbrew większości własnego elektoratu. Mogli zrobić ogromną akcję samorządową, wystawić prezydentów Gdańska, Poznania czy Wrocławia z hasłami: "Przez awanturę na prawicy te pieniądze by przepadły, a tylko dzięki nam tak nie będzie, bo chcemy się dogadać i być odpowiedzialną opozycją". Boże, czy ja naprawdę muszę takie rzeczy podpowiadać? - przekonuje mój rozmówca.

Kulisy negocjacji PiS-u z Czarzastym, Zandbergiem i Biedroniem

Same negocjacje rozpoczęły się w połowie kwietnia i trwały około dwa tygodnie. Ich głównym prowadzącym ze strony rządowej był minister Michał Dworczyk ze wsparciem ministra Waldemara Budy, odpowiedzialnego za implementację Krajowego Planu Odbudowy. Rozmowy toczono m.in. z Adrianem Zandbergiem, Włodzimierzem Czarzastym i Robertem Biedroniem. Odbywały się one w mniejszych zespołach roboczych, po których zespół rządowy przedstawiał wynegocjowane z Lewicą warunki Nowogrodzkiej oraz KPRM - wracając z ustaleniami do kolejnej tury rozmów.

O potwierdzenie tych informacji proszę Waldemara Budę. - To prawda, Michał Dworczyk był liderem projektu i on koordynował robocze spotkania. Szliśmy od nitki do kłębka, było wiele propozycji Lewicy, skończyło się na konkretnych sześciu, które były do zaakceptowania i możliwe do wprowadzenia do KPO - mówi WP sekretarz stanu w resorcie do spraw funduszy i polityki regionalnej. Jak dodaje, podczas spotkań panowała dobra atmosfera. - Spodziewałem się pewnej dozy nieufności, a było pełne zrozumienie i współpraca. Tam, gdzie nie dało się czegoś przeforsować, odpuszczaliśmy i próbowaliśmy podchodzić z innej perspektywy. To nie były negocjacje na ostrzu noża, w których słyszeliśmy: "jak nie dacie tych stu milionów to odchodzimy od stołu". Szukaliśmy rozwiązań - mówi Buda przekonując, że porozumienie z częścią opozycji udowadnia, że "PiS potrafi rozmawiać z odległymi ideowo środowiskami", uaktywniając "ruchy odśrodkowe w PO", której część polityków miałaby być niezadowolona z pozycji swojego lidera.

Wiedzieliście o tych rozmowach? - pytam polityka Solidarnej Polski.

- Wiedzieliśmy, że jakieś rozmowy się odbywają, ale nie byliśmy ich częścią i nie znaliśmy ustaleń - słyszę.

- Czujemy się zdradzeni przez Czarzastego. Postawa Lewicy jest naiwna, oni umówili się na obiad ze skorpionem, który czeka, aby ich ugryźć. Jednego dnia mówią, że jest miliard na służbę zdrowia, a Morawiecki na konferencji godzinę później twierdzi, że wynegocjowali 750 mln. Tanio się sprzedali, opuszczając demokratyczną opozycję - kontruje w rozmowie z WP poseł Koalicji Obywatelskiej.

Ta narracja spotyka się z kontrą przedstawicieli lewicowej koalicji. - Fundusz Odbudowy to olbrzymia szansa. To nie fundusz partyjny, a unijny, jego wydatkowanie jest obwarowane wieloma warunkami. Wypłacany będzie w transzach, większość trafi do Polski po 2023 r. Oczywiście, że wprowadziliśmy mechanizmy zapewniające kontrolę i transparentność, ale najważniejsze jest to, że te pieniądze są Polsce potrzebne. Są potrzebne szpitalom i ochronie zdrowia. Bankrutującym firmom i ich pracownikom z takich sektorów jak turystyka, gastronomia. Młodym ludziom, którzy muszą mieszkać z rodzicami, bo nie stać ich na kredyt na mieszkanie. To, co teraz robią politycy i polityczki PO to bawienie się przyszłością nas wszystkich Polaków. To nieodpowiedzialne - odbija piłeczkę posłanka Daria Gosek-Popiołek.

Takie tłumaczenie spotyka się z kontrą. - Lewica dała tlen duszącej się koalicji rządzącej. Rozwiązała jej dwa problemy - zastąpiła Ziobrę w koalicji na rzecz FO zażegnując kryzys w rządzie, pozwoliła z niego wyjść z twarzą Ziobrze. Dodatkowo dała rządowi sukces tak potrzebny wobec klęski polityki rządu w pandemii. Morawiecki na decyzję Lewicy już czekał z bilbordami o 770 mld dla ludzi od PiS. Przy okazji Lewica osłabiła wspólny front opozycji i przejęła odpowiedzialność nie tylko za wydatki PiS z KPO, ale też za kolejne dwa lata ich rządów, które im kupiła. Za wszystko, co w tym czasie przeskrobie PiS przeciw prawom kobiet, ogólniej prawom człowieka czy po prostu przeciw interesowi państwa – przekonuje Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej.

Co dalej ze Zjednoczoną Prawicą? "Nasz beton tego nie rozumie"

Co dalej? W całym tym zamieszaniu i - jeśli projekt faktycznie uda się przegłosować w Sejmie i Senacie - PiS widzi szansę na swoje odbicie. - Nastroje są bojowe. Czekamy, kiedy będziemy mogli luzować obostrzenia i od razu ruszamy w teren. W planach są cotygodniowe obrady rządu w innym mieście w Polsce, będzie dużo spotkań z politykami, konferencje wojewodów, uruchomimy akcję spotów, marketing, billboardy, które pokażą na co wydamy 770 mld zł z Funduszu Odbudowy. Na 80 proc. w piątek 14 będzie przełożona prezentacja "Nowego Ładu" - zdradza nasz informator twierdząc, że premier Mateusz Morawiecki przejdzie w tryb "5, 6 spotkań dziennie", a rząd liczy na przebicie progu 40 proc. poparcia. Planowane są również terenowe debaty z ministrami w ramach omawiania kolejnych etapów "Nowego Ładu".

Chwilowy sukces z Funduszem Odbudowy nie kończy jednak realnego i być może nieodwracalnego pęknięcia w Zjednoczonej Prawicy. Nie zawiesza również konieczności dalszych negocjacji, chwilowe wsparcie Lewicy jest w końcu jedynie pudrowaniem porażki własnej koalicji. - Nasz beton, a przynajmniej jego część pyta mnie: "Jak można się dogadywać z komuchami?". Z tej perspektywy PiS zamiast porozumieć się z prawicową Solidarną Polską woli układy z Lewicą. W dodatku komunikat "wszystkie postulaty Lewicy zostały spełnione" brzmi kapitulancko - mówi mi polityk z Nowogrodzkiej.

- Czy najgorsze za nami? Nie wiem. To będzie można powiedzieć jak się gospodarka jakkolwiek otworzy. Wtedy okaże się czy będzie w stanie funkcjonować po tarczach realnie, czy było to tylko wegetowanie. Porozumienie z koalicjantami skomentuję parafrazą Ferdinanda Foche’a: "To nie jest traktat pokojowy, to zawieszenie broni" - dodaje inny poseł PiS.

Co na to Solidarna Polska? - Trzeba ustalić wspólny plan działań na Zjednoczonej Prawicy, wspólną strategię na najbliższe miesiące. Dodatkowa tura szczegółowych rozmów powinna się odbyć jeszcze w tym tygodniu. Czy koalicja się rozpadnie? Sprawa polskiej suwerenności na tle coraz większych kompetencji Unii rodzi spore emocje, ciężko powiedzieć jak się sprawy potoczą, ale chaos na opozycji na pewno nam nie przeszkadza. Nie będziemy wykonywać nerwowych ruchów. Głosowanie za Funduszem Odbudowy pokazuje, czym różnimy się z Koalicją Obywatelską - my spieramy się merytorycznie o konkrety, oni naskakują na siebie na Twitterze - relacjonuje WP jeden z jej kluczowych polityków.

W tej optyce Prawo i Sprawiedliwość nie powinno otwierać szampana. Chwilowe poróżnienie i tarcia wewnętrzne na opozycji są bowiem uwerturą do znacznie poważniejszej operacji - ożywienia gospodarczego kraju, utrzymania władzy, sprawnego programu szczepień i wytrwania do 2023 roku. W tych kwestiach jeszcze wszystko może się wydarzyć.

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (594)