Barbara Piasecka-Johnson. Inna niż wszyscy
Dała na tacę 100 tys. złotych, kupiła kredens za 15 mln dolarów, mieszkała w pałacu. Potem przeszła przez piekło, a Wałęsa kazał wywieźć ją na taczkach. Bo życie Barbary Piaseckiej-Johnson to bajka o Kopciuszku. Ale o zupełnie innym zakończeniu.
"Jeśli wrócę, to tylko rolls-royce’em" - pewnym siebie głosem oznajmiła przyjaciołom. Nie byli nawet specjalnie zaskoczeni. Przywykli. Bo Basia mogła nie wiedzieć, jak wygląda ten samochód. Ale kupiła go. Kupiła ziemię i urządziła Jasną Polanę, jedną z najdroższych rezydencji w USA. Kupiła wyspę na Bahamach. Oprócz tego kupiła obrazy: Caravaggia, Rembrandta, Moneta, Gauguina i El Greco. Ustanowiła rekord aukcyjny. Bratała się z najważniejszymi ludźmi świata. Pływała w rejsy, mieszkała w Monte Carlo. Finansowała stypendia Polakom, płaciła czesne i wynajmowała im mieszkania. Łożyła na Solidarność i Wałęsę. Planowała kupić Stocznię Gdańską. Nie kupiła.
Od zawsze chciała mieć lepiej. Urodziła się w Staniewiczach. Rodzice byli biednymi rolnikami, ona była ich czwartym, najmłodszym dzieckiem. Miała 2 lata kiedy wybuchła wojna. "Ustawili nas pod ścianą - całą moją rodzinę. Skierowali na nas karabiny maszynowe, jakby mieli do nas strzelać. Staliśmy tak przez długie godziny" - jej wspomnienia opisuje Ewa Winnicka, autorka książki "Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej Johnson". Po wojnie zostali przesiedleni, trafili do Zacharzyc pod Wrocławiem. Tata zajął się pracą, mama miała problemy psychiczne, a ona cierpiała. Cierpiała, bo mama miała halucynacje, napady furii, a agresję wyładowywała na córce. Wtedy Basia po raz pierwszy pomyślała, że chciałby mieć lepiej.
Do trzech razy sztuka
Uczyła się i studiowala we Wrocławiu. Skończyła kursy rolnicze, ale nie chciała pracować na roli. Wybrała historię sztuki i filozofię. Wtedy Cyganka miała powiedzieć jej, że będzie bogata i sławna. Po raz drugi pomyślała, że chciałaby mieć lepiej. Za trzecim razem postawiła na swoim. Miała 29 lat, skończone studia, chwaloną przez recenzentów pracę dyplomową i determinację. Wtedy miały paść słowa o rolls-roysie. W 1967 roku wyjechała z Polski, żeby wrócić do niej prawie 20 lat później.
Wybrała Włochy, trafiła do Rzymu. Była w raju, to inny świat, ale nie dla niej. Zmieniła zdanie. Impulsywność będzie jej towarzyszyła do końca życia. Wybrała USA, pojechała do Nowego Jorku. Miała 100 dolarów w kieszeni i nie znała angielskiego. To jedna z wersji. Inna mówi, że odziedziczyła spory spadek po wujku, który był księdzem w Brazylii. Podobno znała również język angielski, bo we Włoszech otrzymała stypendium z ONZ. Półprawdy będą jej towarzyszyć do końca życia.
Wyjechała do Nowego Jorku, trafiła do New Jersey. Mieszkała w obskurnym hotelu dla imigrantów. Tam poznała Zofię Kowerdan, która chciała z Basi zrobić kucharkę. Załatwiła jej pracę w pobliskim Oldwick. Pan domu powitał ją słowami: "moja żona powiedziała, że mamy piękną kucharkę, mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa". Panią domu poznała po dwóch tygodniach. Problem był podstawowy. Barbara Piasecka nie potrafiła gotować, przypalała proste potrawy, nie miała zmysłu kulinarnego. Z pomocą znów przyszła Kowerdan i Basia została pokojówką. Ale nie była zwykłą sprzątaczką. Pracowała bowiem u Johna Sewarda Johnsona i jego drugiej żony - Esther Underwood. Pan domu miał 73 lata, sześcioro dzieci, był współwłaścicielem słynnego koncernu.
Plaster, który zmienił Johnson & Johnson
Jest druga połowa XIX wieku. Warunki w szpitalach są okropne, połowa pacjentów umiera na tężec. Angielski chirurg sir Joseph Lister jest badaczem ran. Odkrywa, że za pooperacyjne infekcje nie są odpowiedzialne zarazki znajdujące się w powietrzu. Środowisko medyczne wyśmiewa go, ale on się nie poddaje. W swoich szpitalach wprowadza dezynfekcję narzędzi i rąk. Angielskie Towarzystwo Medyczne również wybucha rechotem. Nie do śmiechu było za to Robertowi. Z uwagą zerka na antyseptyczne wynalazki. Razem z razem z braćmi zakłada firmę. Jest 1886 rok. W Atlancie John Pemberton rozpoczął sprzedaż Coca-Coli, a w New Brunswick powstaje Johnson & Johnson. Produkują ubrania chirurgiczne i opatrunki.
Firma należała do trzech braci: Roberta Wooda, James'a Wooda i Edwarda Meada. Ich pierwszym wynalazkiem była igła chirurgiczna bez ucha, której używa się do dnia dzisiejszego. Ale w firmie pracuje Earle Dickson, sprzedaje gazy chirurgiczne i ma żonę, która często kaleczy się nożem. Pewnego dnia Earle łączy gazę z taśmą, wymyślając przy tym pierwszy na świecie plaster samoprzylepny z opatrunkiem. Biegnie do szefostwa firmy, ale wyśmiewają go. Kupują pomysł, kiedy prezentuje go na sobie. W nagrodę Earle trafia do zarządu firmy, a plaster do masowej produkcji. Chwilę potem wybucha II wojna światowa. Firma podpisała kontrakt życia.
Panem domu był John Seward Johnson. Dwukrotnie żonaty, uznawany był za kobieciarza. Z dziećmi łączyły go tylko pieniądze. Najpierw ustanowił dla nich konta powiernicze, potem przekazał pakiet akcji w formie darowizn i nagle, w 1966 roku, dodał do swojego testamentu klauzulę wydziedziczającą. Dlaczego? Bo część jego dzieci trwoniła pieniądze, a inni kompromitowali nazwisko. Syn Sewarda stał się bohaterem głośnego procesu rozwodowego. Oskarżył żonę o doprowadzenie go do próby samobójczej, bo zapraszała do domu kochanków i zmuszała go, aby patrzył, jak uprawia z nimi seks. Johnson pokłócił się także z najstarszą córką, Mary Lea. On miał powiedzieć, że jest "awanturniczką", ona wywołała skandal sprawą rozwodową, bo jako powód wskazała homoseksualny romans męża z szoferem.
Kupiła mebel za 15 mln. dolarów. Sprzedała dwa razy drożej
Seward Johnson przyjął Barbarę Piasecką. Przez rok pracowała jako pokojówka, potem wyjechała do Nowego Jorku. Na odchodnym wręczył jej wizytówkę z prywatnym numerem telefonu. Nie skorzystała, przyjechał za nią. Nie wiadomo, czy romans trwał, czy dopiero się zaczął. Wiadomo, że w 1971 roku biorą ślub. Ewa Winnicka w swojej książce zdradza, że Barbara postawiła ultimatum. "Miała powiedzieć mu, że w jej kraju mężczyzna, jeśli chce bliżej poznać kobietę, powinien się z nią ożenić. I ten zrobił to, spełniając swój kolejny kaprys" - wyjaśniła reporterka.
Barbara miała 34 lata, Seward 76. Podpisano intercyzę. Dostanie 250 tysięcy dolarów w gotówce oraz dochody z konta powierniczego, na którym znajdowało się 10 mln dolarów. Na ślubie nie pojawiło się żadne jego dziecko. Żyli jak w bajce, kupiła wymarzonego rolls-royce'a.
Podróżowali. Odwiedzali głównie Włochy, mieli tam dom w Porto Ercole w pobliżu Grosseto w Toskanii. Seward był zapalonym żeglarzem, często zapuszczali się daleko, nawet na Morze Karaibskie. Mieli dom na Florydzie. Barbara w końcu mogła poświęcić się pasji, na której się znała. Kupowała często, kompulsywnie, ale miała do tego smykałkę. Albo farta. Pokochały ją domy aukcyjne Sotheby’s i Christie’s. Obrazy, rzeźby, meble, szkło. Caravaggio, Rembrandt, El Greco, Tintoretto, Tycjan, Witkacy, Monet i Gaugiun. Wydawała krocie, ale zbudowała jedną z najbardziej znanych kolekcji.
W końcu przesadziła, wszyscy pukali się w czoło, uśmiechając złośliwie pod nosem. Ustanowiła rekord nabywając za 15 mln dolarów tzw. "Badminton Cabinet", XVIII-wieczny florencki kredens. Ona pukała w czoło niedowiarkom, kiedy mebel wrócił na rynek w 2004 roku. Wyceniono go na 36 mln dolarów, kupił go książę Liechtensteinu Hans Adam II.
Rozmach. To słowo najlepiej oddaje kolejny projekt Barbary. W Princeton zbudowała neoklasycystyczną willę otoczoną parkiem. To Jasna Polana, nazwana na cześć Lwa Tołstoja. Prace trwały 7 lat, kosztowała 30 mln. dolarów. "Fontanna na dziedzińcu, kuta brama przed wjazdem do rezydencji, rekordowa liczba 36 toalet i park pocięty precyzyjną siatką ścieżek (...) Zbudowała bajkowy pałac, do którego wyposażenie zwoziła z europejskich zamków" - opisuje Ewa Winnicka. Bywał tam Placido Domingo i Wojciech Fibak. "Nie jestem taka jak inni" - mówiła o sobie w jednym z wywiadów.
Amerykańskie piekło
W USA panuje zasada milionerów. Jeśli majątek przekroczy 100 mln dolarów, od takiej osoby oczekuje się założenia fundacji dobroczynnej. Barbara nie miała wyboru, w 1974 roku zakłada instytucję swojego imienia. Cel? Pomoc zdolnym Polakom, wspieranie inicjatyw artystycznych. Skorzystał na tym pianista Krystian Zimerman.
Między Sewardem i Barbarą było 40 lat różnicy. Kochali się, wspierali, ale znali swoje miejsce. Jego pochłonął ocean, eksploracje, podwodne podróże. Założył Harbor Branch, współpracował z naukowcami, finansował badania. Instytut stał się jednym z czołowych liderów w światowych badaniach oceanograficznych. Ona żeglowała, ale wolała sztukę. Przez te wszystkie lata trzymała rodzinę razem. Seward był nieobecnym ojcem, to Barbara zapraszała jego dzieci do Jasnej Polany, organizowała wspólne lunche, była z nimi.
Idyllę przerwał rak. W 1981 roku postawiono diagnozę, Seward zachorował. Barbara nalegała, żeby wyjechać na Florydę, gdzie panuje lepszy klimat, a opłaty podatkowe przy okazji śmierci są znacznie niższe. Odwiedzają go dzieci, przywożą wnuki, ale Seward nie kojarzy już, kim są. Barbara opiekowała się nim do końca, pożegnała go 23 maja 1983 roku. Potem zaczęło się jej amerykańskie piekło.
Milioner wielokrotnie zmieniał swój testament. Między 1971 a 1983 rokiem zrobił to 22 razy. Prawie wszystko zapisał Barbarze, najstarszy syn dostał przystań dla jachtów i gotówkę. Resztę dzieci wydziedziczył. Majątek Sewarda szacowany był na 500 mln dolarów. Intercyzę zniszczył kilka lat wcześniej.
To był skandal. Nazwano ją "zachłanną pokojówką", rzuciły się na nią dzieci, prasa, opinia publiczna. Zarzucano jej, że zmanipulowała męża, podważano poczytalność milionera. "W rzeczywistości zmieniał testament kilkanaście razy, żeby dostosować go do przepisów podatkowych. Ludzie bogaci lubią pisać testamenty w sposób, dzięki któremu umrą jeszcze bogatsi. W Ameryce można przeczytać mnóstwo poradników dotyczących tego, jak właściwie zmieniać testament. W każdym razie trzeba trzymać rękę na pulsie" - wyjaśnia Ewa Winnicka.
Ksiądz, który przesiadł się do mercedesa
Proces trwał 17 miesięcy. Dzieci kontra Barbara, media kontra wszyscy. Brudy wypływały z każdej strony, nurzanie w szambie z zapartym tchem śledziła cała Ameryka. Honoraria adwokatów wyniosły 24 mln dolarów, a samo kopiowanie akt kosztowało kilkaset tysięcy dolarów. Zeznania złożyło 75 świadków, jedni oczerniali Barbarę, drudzy bronili. Niektórzy przeczyli swoim zeznaniom. Burzę wywołały wyjaśnienia ochroniarza Johnsonów, który zarzucił jej romans z "polskim muzykiem". Ochroniarz pracował u nich tylko kilka tygodni, bo zwolniła go Barbara. Inni świadkowie twierdzili, że biła męża.
30 pracowników Jasnej Polany zeznało, że kochała męża, a dzieci to "chciwa sfora". Wypłynęły ich próby samobójcze, narkotyki, szantaże, kontakty z płatnymi mordercami.
Wtedy coś pękło, doszło do niespodziewanej ugody. Ona otrzymała 340 mln, dzieci 42,5 mln do podziału, instytut Harbor Branch 20 mln dolarów. Barbara miała wtedy 49 lat, nie wyszła już potem za mąż. Jasna Polana została przemianowana na prywatny klub golfowy, korzystają z niego największe tuzy świata. Zarabiała na sztuce, inwestowała w Polskę.
Skontaktowała się z działaczami "Solidarności", wyłożyła niemałe pieniądze, kilka razy została naciągnięta. Opozycja nie rozliczała się z dotacji. Do Gdańska zaprosił ją ksiądz prałat Henryk Jankowski. Z proboszczem parafii Świętej Brygidy nawiąże dłuższy kontakt. Ksiądz przesiadł się do mercedesa, chciał wymienić posadzkę w kościele. Barbara poznaję Lecha Wałęsę.
Wyjazd na taczkach
Idą razem na mszę do Świętej Brygidy. Są stoczniowcy, działacze Solidarności i Bogdan Lis. To on widzi, jak Barbara daje na tacę 100 tys. złotych. Ktoś rzuca: "jak pani taka bogata, to może kupi pani naszą stocznię?". To zdanie przypisywano Wałęsie. Barbara podpisała list intencyjny, spółka przejmie Stocznię Gdańską i zainwestuje 100 milionów dolarów. Do Polski przyjeżdżają prawnicy i tutaj zaczynają się schody.
"Zaczęli zadawać pytania. Kto jest właścicielem gruntu? Czy jest hipoteka? Co to są za spółki, którymi działacze komunistyczni kierują na terenie stoczni, korzystając z jej zasobów? Kto ma podpisywać umowę z panią Barbarą? I kim jest ten rumiany ksiądz, który na wszystkim trzyma rękę?" - relacjonował Jacek Merkel. W 1990 roku Barbara pokazała raport Wałęsie, przewodniczący dostał szału, chciał ją wywieźć na taczkach.
Planowała kupić pałac w Pilicy. Zgłosiła się do Konsulatu Generalnego PRL, dostała zgodę, rozpoczęła remont, wydała 3 mln dolarów i dostała pozew. Spadkobiercy chcieli odzyskać ziemię - pałac niszczeje do dzisiaj.
W 1992 roku sprowadza do Polski Placido Domingo. Ten daje koncert w Zabrzu z okazji utworzenia Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii profesora Religii. Barbara rozmawia z rządem w sprawie przekazania kolekcji dzieł sztuki, ale pomysł upada. Obrazy zostają sprzedane. Wyłożyła pieniądze na Dom Matki i Dziecka w Gnieźnie, kaplicę na Jasnej Górze, Ośrodek Diagnostyki Onkologicznej w Legnicy. Buduje Instytut Wspomagania Rozwoju Dziecka dla chorych na autyzm.
Wyjeżdżała do Monte Carlo, mieszkała w Asyżu, potem wróciła do Polski. Zmarła 1 kwietnia 2013 roku. Została pochowana na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu. Szczegóły jej testamentu nie są do końca znane.
Rok przed śmiercią "Forbes" umieścił ją na 120. miejscu najbogatszych osób na świecie.