Polska"Baranina" rządził z aresztu

"Baranina" rządził z aresztu

Siedzący w wiedeńskim areszcie "Baranina" (domniemany zleceniodawca zabójstwa Jacka Dębskiego) kierował stamtąd świadkami i inspirował dziennikarzy do pisania o tej sprawie. Te sensacyjne informacje wyszły na jaw podczas wtorkowej rozprawy w procesie "Inki", oskarżonej o pomoc w zabójstwie Jacka Dębskiego.

Zeznająca w sądzie konkubina domniemanego zabójcy Dębskiego została zatrzymana po złożeniu zeznań i odwieziona do Centralnego Biura Śledczego na przesłuchanie. Teraz może ona spodziewać się sprawy za fałszywe zeznania i utrudnianie postępowania na procesie "Inki" oraz "Baraniny".

Po tych wydarzeniach okazało się, że są szanse na to, by "Inka" zaczęła składać wyjaśnienia, czego do tej pory odmawiała.

Na wtorkowej rozprawie przed Sądem Okręgowym w Warszawie "bomba" wybuchła po tym, gdy Joanna N., konkubina Tadeusza M. - "Saszy" wystawiła mu alibi na dzień zabójstwa Dębskiego. Podejrzany o tę zbrodnię "Sasza" powiesił się później w areszcie.

Joanna N. mówiła, że dzień 11 kwietnia 2001 r., kiedy zastrzelono byłego ministra, Tadeusz M. spędził z nią w ich domu w Libiążu. Mówiła też, że tego dnia dostała od niego łańcuszek z serduszkiem, na którym była wygrawerowana data 11 kwietnia, czyli ich rzekomej rocznicy poznania się. W tym czasie Tadeusz M. był poszukiwany listem gończym za porwanie człowieka i ukrywał się.

W zeznaniach ze śledztwa konkubina "Saszy" mówiła, że przez cały 2001 r. w ogóle się z nim nie widziała. Jednak pod koniec marca Joanna N. pojechała do Wiednia zeznawać na procesie Baraniny". Tego samego dnia zeznawał też Sławomir O., były "żołnierz" gangstera, który został aresztowany na sali rozpraw, a austriacka prokuratura zarzuciła mu udział w innym zabójstwie.

Wtedy Joanna N. wyszła z sądu i wróciła do Polski. Okazało się, że zrobiła to na polecenie "Baraniny". Oficjalnie powiedziała jednak, że wyszła, bo nieprawidłowo zrozumiała informację i myślała, że sprawa jest odroczona. Po powrocie do Polski zabiegała o spotkanie z prokuratorem Andrzejem Komosą (prowadzącym w kraju śledztwo ws. zabójstwa Dębskiego). Chciała mu przedstawić alibi dla "Saszy".

Tak samo kobieta mówiła we wtorek przed sądem. Kilkakrotnie zarówno sędzia Janusz Jankowski, jak i prok. Komosa powtarzali pytanie, czy pamięta, że zeznaje pod przysięgą. Prokurator nawet wstał ze swego miejsca i z bliska spojrzał jej w oczy. Pytał o wygląd podarowanego jej rzekomo łańcuszka oraz inne detale z tamtego dnia. W "amerykańskim" stylu sądowych prawników, wolnym krokiem okrążył kobietę stojącą przy barierce dla świadków i powtarzał swe pytania. Joanna N. do końca nie zmieniła swojej wersji.

Wtedy prok. Komosa ujawnił, że dokładnie w tej chwili dokonywane jest przeszukanie celi Jeremiasza B. w austriackim areszcie , w trakcie którego funkcjonariusze odbiorą mu jego tajny telefon komórkowy, który od pewnego czasu był na podsłuchu. Przez ten telefon "Baranina" mówił Joannie N. i innym osobom, jak i co mają zeznawać na procesie "Inki" o Tadeuszu M. oraz na jego sprawie w Wiedniu.

Oprócz tego "Baranina" kontaktował Joannę N. z dziennikarzem tygodnika "Nie", który miał wysłuchać wersji zdarzeń przez nią przedstawianych, by je potem opublikować w tym tygodniku. "Ja ci mówię, będzie z tego skandal. Urban był kiedyś w rządzie, on nawet z Kwaśniewskim jest na ty, więc jak 'Nie' coś napisze, to Kwaśniewski o tym wie, Miller o tym wie i minister sprawiedliwości o tym wie" - przekonywał Jeremiasz B. w jednej z rozmów.

Austriacy przesłali polskiej prokuraturze płyty CD z nagraniami rozmów, w trakcie wtorkowej rozprawy prokurator przekazał je sądowi. W tym momencie przebywający na sali funkcjonariusz CBŚ wyjął zza kotary sprzęt, który posłużył do odsłuchania nagrań.

"Od tej chwili nie odpowiem na żadne pytanie, proszę o telefon do mojego mecenasa" - oświadczyła Joanna M. "Za dużo filmów się pani naoglądała. Polskie prawo nie przewiduje aresztowania kogoś na sali sądowej, tak jak pani to widziała w Austrii" - odpowiedział jej sędzia Jankowski.

"Ty jesteś jedyną osobą, która może mnie uratować (...) Jesteś taka jak ten twój, też nie pękasz" - mówił "Baranina" do konkubiny "Saszy", który nie wydał go, gdy postawiono mu zarzut zabójstwa Dębskiego, a potem powiesił się w celi. Podpowiadał Joannie N. jak stworzyć alibi i w jaki sposób wytłumaczyć się z ucieczki z sądu. Upewniał się też, czy "zorganizowała" świadków, którzy to alibi mogą potwierdzić. "Powiedz im, że mają za to dychę" - dodawał.

W tej samej rozmowie "Baranina" przekonywał swoją żonę, by ta "porozmawiała z Joasią jak z kimś najbliższym i żeby mu pomogła". "Zrozum, tu chodzi o moje życie" - prosił. Jeremiasz B. na bieżąco kontaktował się też z innymi osobami wybierającymi się do Wiednia na jego proces, m.in. ze swą siostrą Bożeną T., której niedawno prokuratura zarzuciła przemyt do Austrii 400 tys. dolarów na kaucję dla brata.

Teraz konkubina domniemanego zabójcy Dębskiego może się spodziewać sprawy za fałszywe zeznania i utrudnianie postępowania na procesie "Inki" oraz "Baraniny". Po zwolnieniu jej z sali, antyterroryści z CBŚ odprowadzili ją do swego samochodu i odwieźli na przesłuchanie. Wówczas obrona "Inki" oświadczyła, że ich klientka ponownie rozważy, czy składać wyjaśnienia, czego do tej pory odmawiała.

Po poniedziałkowej publikacji "Super Expressu", że "Inka" ma zostać świadkiem koronnym, sędzia Jankowski zapytał o to prokuratora Komosę. "Nic mi o tym nie wiadomo, to są spekulacje prasowe" - odpowiedział oskarżyciel. Prawnicy związani ze sprawą mówią jednak nieoficjalnie, że strona austriacka stara się o przyznanie "Ince" tego statusu, a ujawnione właśnie działania "Baraniny" mają na celu przeciwstawienie się temu.

Kolejny dzień procesu - w czwartek.(an)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)