Koziński: Banaś kontra PiS. Raporty NIK mogą okazać się największym zagrożeniem dla obozu władzy (OPINIA)
Gdy zapadła decyzja o tym, że Marian Banaś stanie na czele NIK, pewnie nikomu na Nowogrodzkiej nie przyszło do głowy, że ta decyzja może okazać się głównym problemem PiS w kolejnych wyborach.
01.05.2021 15:42
"Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami sam sobie poradzę" – mawiał kardynał Richelieu. Zdaje się, że tę maksymę może sobie wieczorami powtarzać Jarosław Kaczyński. Bo dziś jego władzy mniej zagraża opozycja, a bardziej – własne zaplecze polityczne.
O ile do napięć w relacjach z Gowinem i Ziobrą mógł się przyzwyczaić, to pewnie napięć w relacjach z Marianem Banasiem w swoich kalkulacjach politycznych nie zakładał. Tymczasem stają się one coraz większym problemem dla obozu władzy. Problemem, który Kaczyński w dużej mierze sam sobie sprowadził na głowę.
Pancerny Banaś
Konflikt z Marianem Banasiem wybuchł właściwie w chwili, gdy został on wskazany jako kandydat na prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Ledwo objął to stanowisko w 2019 r. (zrezygnował z pełnionej wcześniej funkcji wiceministra finansów), pojawiły się wątpliwości dotyczące posiadanej przez niego kamienicy w Krakowie. Sprawa się ciągnęła, sprawiając PiS-owi mnóstwo problemów wizerunkowych tuż przed październikowymi wyborami parlamentarnymi.
Zobacz również: Tadeusz Cymański wskazał, o co chodzi Solidarnej Polsce ws. Funduszu Odbudowy
Obóz polityczny, który go wysunął na stanowisko w NIK, zaczął naciskać na jego ustąpienie. Ale wtedy Banaś pokazał, skąd wziął się jego pseudonim "pancerny Marian". Nie zrezygnował. Więcej – zablokował nominację dla wiceprezesów Izby, które próbował wymusić na nim PiS. Nie pozwolił się przesunąć nawet na jotę, choć znalazł się naprawdę pod potężnym ostrzałem. Z jednej strony, rewelacje o jego kamienicy (okazało się, że mieszkania w niej wynajmowały panie lekkich obyczajów), z drugiej, presja ze strony PiS.
Ale Banaś okazał się prawdziwym pancernikiem odpornym na taką kanonadę. Przetrzymał ją, a nawet się regularnie odgryzał – choćby poprzez wyraziste wywiady, w których zapowiadał serię kontroli w najbardziej newralgicznych i delikatnych punktach (choćby przy budowie elektrowni w Ostrołęce czy związane z zakupem sprzętu medycznego potrzebnego do walki z pandemią). Widać było, że charakterologicznie nie jest on typem człowieka gotowego nadstawić drugi policzek.
Jeden sternik
Długo wydawało się, że to tylko słowa, że reguła mówiąca, że kruk krukowi oka nie wykole obowiązuje także w PiS. Tym bardziej że Banaś był jednym z najbardziej sprawdzonych współpracowników braci Kaczyńskich – współtworzył rząd Jana Olszewskiego, pracował z Lechem Kaczyńskim, gdy ten był prezesem NIK.
Ale teraz przecieki, do których dotarł Onet, o szczegółach raportu NIK w sprawie przygotowań do wyborów korespondencyjnych z maja ubiegłego roku, stawiają relacje między PiS i Banasiem w nowym świetle. W skrócie: Banaś postawił sprawę na ostrzu noża. Pokazał wyraźnie, że w rozgrywce z partią, która zapewniła mu to stanowisko, jest gotowy sięgnąć po każdy argument.
Jakby tego było mało, sprawie pikanterii dodaje fakt, że CBA przeszukało mieszkanie syna Banasia. Wiele wskazuje na to, że prezes NIK odebrał ten akt bardzo osobiście. Sytuacja stała się tak napięta i pełna emocji, że granica między merytorycznymi argumentami a personalnymi porachunkami stała się bardzo zamazana.
W raporcie NIK dotyczącym przygotowań do "wyborów kopertowych" mają się pojawić zarzuty o niegospodarności skierowane pod adresem Mateusza Morawieckiego. Ale te uwagi są kierowane wyżej, do Jarosława Kaczyńskiego. To prezes PiS upierał się przy tym, by odbyły się one 10 maja – i wykorzystał całą swoją polityczną siłę do tego, by do nich doprowadzić.
I do dziś płaci za to cenę. To wtedy Jarosław Gowin znalazł polityczną metodę zatrzymania Kaczyńskiego, czego pokłosiem są trwające do tej pory konflikty w trójkącie PiS-Porozumienie-Solidarna Polska. Teraz dodatkowym problemem okaże się raport NIK. Marian Banaś zyskał sposobność do tego, żeby grillować swoich politycznych przeciwników z obozu politycznego, z którym przecież był przez wiele lat blisko związany.
Zyskuje na tym tylko opozycja. Raporty NIK mają wysoką wiarygodność. Jeśli więc wszystkie znane przecieki się w nim znajdą, to partie opozycyjne będą miały właściwie gotowy materiał do klipu przedwyborczego. A PiS-owi szalenie ciężko będzie takie zarzuty pominąć, zmarginalizować. Konsekwencje polityczne tego typu raportów mogą być daleko idące – nie tylko teraz, ale także w roku wyborczym.
"Tylko jeden sternik może trzymać dłonie na kole sterowym państwa" – lubił powtarzać Richelieu. Prawda aktualna także teraz. Jarosław Kaczyński bardzo dba o to, by nie było wątpliwości, kto tak naprawdę rządzi. Tylko że coraz częściej okazuje się to mieczem obosiecznym – potwierdza się to przy okazji konfliktu z koalicjantami, czy teraz z Marianem Banasiem.
Banaś został w 2019 r. mianowany na sześcioletnią kadencję. Dziś wygląda, że może stać się człowiekiem mającym ogromny wpływ na to, jak potoczą się najbliższe wybory parlamentarne. Jeśli Kaczyński straci z rąk koło sterowe państwa, to właśnie z powodu takich scysji jak ta z prezesem NIK-u, a nie z powodu działań opozycji.