Badał sprawę Tomasza M. Kilkanaście osób twierdzi, że to oszust
Daniel B. jest prezesem Fundacji Rzecznik Praw Dzieci działającej w obronie ich praw. Fundacja miała badać sprawę Tomasza M., który otruł siebie i swojego syna. Okazuje się, że jej prezes sam może być na bakier z prawem. Mamy relacje osób, które twierdzą, że zostały przez niego oszukane.
09.12.2018 | aktual.: 10.12.2018 11:03
Tomasz M. otruł siebie i syna na sali zabaw na warszawskim Bemowie. W jednym z listów, który pojawił się w sieci, opisał swoją - jego zdaniem nierówną - bitwę z systemem i byłą żoną Justyną M. Jego zdaniem kobieta postanowiła odejść do nowego partnera i zabrać ze sobą dzieci. Tomasz M. oskarżał partnerkę o porwanie. Miała utrudniać mu kontakt z dziećmi.
Wówczas do sprawy włączyła się Fundacja Rzecznik Praw Dzieci. - Zbadaliśmy sprawę i uważamy, że pan Tomasz jest ewidentnie poszkodowany. W tym wypadku uważamy, że przemoc stosuje matka, nie stosując się do postanowień sądu. Ojciec nie ma ograniczonej władzy rodzicielskiej, więc matka nie ma prawa narzucać swoich zasad - mówił w "Fakcie" jej prezes Daniel B.
Usłyszał zarzuty wyłudzenia 87 tys. zł
Przez formularz Dziejesie otrzymaliśmy informacje na temat przeszłości Daniela B. Jak informuje "Kurier Lubelski", mężczyzna usłyszał w 2014 roku prokuratorskie zarzuty wyłudzenia ponad 87 tys. zł od 76 osób, którym obiecywał wakacyjny odpoczynek w Grecji i Bułgarii działając pod szyldem biura "Wakacje Travel". Akt oskarżenia trafił do sądu - sprawa do dziś jest w toku. Sąd ma do przesłuchania 91 świadków.
Po fiasku "Wakacje Travel" B. zaczął działać w środowisku ojców walczących o swoje dzieci. Występował w programach telewizyjnych wypowiadając się nt. sytuacji ojców w sądach czy też alienacji rodzicielskiej. Założył Fundację Rzecznik Praw Dzieci. Sam walczył w sądzie o prawo do widzenia swoich córek. Był oskarżany o znęcanie się nad żoną. - Jeden z sędziów prowadzących sprawę po tym, jak nie zgodziłem się na rozwód uznał, że powinienem być poddany przymusowej psychiatryzacji - mówił w programie "Magazyn Reporterów” w TVP3. - Sąd wydał postanowienie o badanie połączone z obserwacją. (…) Zastosował środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania i zarządził poszukiwanie listem gończym. Uzasadniał, że nie może wykonać postanowienia dot. badania - mówił Dariusz Abramowicz, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
Nasi rozmówcy mówią, że mężczyzna trafił ostatecznie do aresztu. - Sam mi się chwalił, że udało mu się wyjść dzięki kontaktom w ministerstwie - zdradza jeden z informatorów.
"Mamy do czynienia z oszustwem"
- Środowisko z optymizmem i aplauzem przyjęło inicjatywę powstania Fundacji Rzecznik Praw Dzieci, tym bardziej, że założenia i cele były spójne z wiedzą i potrzebami większości znanych mi osób uwikłanych w te sprawy - mówi nam Zbigniew Sadocha. Mężczyzna od lat angażuje się w sprawy toczące się przed sądami rodzinnymi, m.in. w tzw. walkę o dzieci.
- Postępowania sądowe i udowadnianie swoich racji jest kosztowne. Zrozumiałym jest, że fundacja dla realizacji celów statutowych musi pozyskiwać środki... No i niestety w tym miejscu pojawia się zgrzyt. Okazuje się, że prezes fundacji jest osobą nierzetelną, obiecuje różne działania, a następnie się z nich nie wywiązuje - dodaje pan Zbigniew.
- W lipcu tego roku wystawił też mnie, utrzymując do ostatniej chwili w przekonaniu, że przystąpi jako fundacja do mojej sprawy, nie pojawił się w wyznaczonym terminie. Jako osoba dociekliwa rozpytałem ludzi i przetrząsnąłem zasoby internetu, następnie dałem ogłoszenie na jednej z facebookowych grup z zapytaniem o działalność fundacji i jej prezesa. Zgłosiło się kilkanaście osób. To, co nadesłali wraz z potwierdzeniami przelewów, nagraniami, smsami, stanowi jednoznaczny dowód, że mamy do czynienia z oszustwem - opowiada pan Zbigniew.
I dodaje, że schemat działania prezesa fundacji wygląda następująco: "empatyczne podejście do tematu, oferta pomocy bezpłatnej, pomoc w napisaniu pism procesowych i przystąpienie fundacji do sprawy jako uczestnika”. - Następnie B. podaje konto fundacji i prosi o wpłatę na pokrycie uzasadnionych kosztów, od wysokości wpłaty zależą dalsze kroki podejmowane przez prezesa fundacji, niestety - jak pokazało życie - wszystko kończy się na obietnicach, nie powstają obiecane pisma, B. zazwyczaj nie stawia się na rozprawach, a tam, gdzie się pojawi, generuje tylko kłopoty - podsumowuje Zbigniew Sadocha.
"3 tys. zł za przystąpienie do sprawy"
Pan Piotr (nazwisko do wiadomości redakcji) mówi, że zna Daniela B. od 2016 roku. - Zapytałem go, czy może mi pomóc w sprawie o podział majątku. Powiedział, że nie ma problemu, "jako fundacja możemy przystąpić do sprawy i ją prowadzić w pana sprawie". Zrobił na mnie dobre wrażenie. Nie pomyślałem, że to może być jakiś oszust - opowiada nam mężczyzna.
- Spytałem, ile to będzie kosztowało. Podał mi konkretną kwotę - to było ponad 3 tys. zł. Powiedział, że 2 tys. na początku, a później resztę trzeba będzie dopłacić. Przelałem mu 2 tys. zł na fundację, ale to nie była forma darowizny - w tytule przelewu zaznaczyłem wprost, że to pieniądze na prowadzenie sprawy o podział majątku. Dał mi znać, że środki doszły. Później wysłał mi pełnomocnictwo adwokata. Zadzwoniłem i zapytałem, czy będzie mnie reprezentował. Adwokat był w szoku, nie wiedział kim jestem - mówi pan Piotr.
Daniel B. przyjechał do mężczyzny, ale - jak mówi pan Piotr - tylko po to, żeby złożyć w sądzie wniosek o podział majątku. - Mogłem to zrobić sam. Później na rozprawę nie przyjechał, ja z niego zrezygnowałem - dodaje. - B. stwierdził, że będzie dalej zajmował się moimi sprawami o dzieci. Mówił, że pisze pisma. Miesiącami wmawiał mi, że są już gotowe, że jeszcze poprawki. Do dziś tych pism nie widziałem - wyznaje pan Piotr.
"Żeruje na zdeterminowanych ojcach"
Pani Alicja (nazwisko do wiadomości redakcji) jest emerytką. Jej syn walczy w sądzie o kontakty z dzieckiem i ograniczenie władzy rodzicielskiej matce, a ona o możliwość widzenia wnuka. - Dotarłam do pana B. i zapytałam, czy mógłby uczestniczyć jako interwenient uboczny w naszych sprawach. Powiedział, że tak, bardzo chętnie, wysłał mi mailem wzór zgody do podpisania - opowiada nam pani Alicja.
- Zapytałam, ile takie coś będzie kosztować. Powiedział, że ludzie różnie wpłacają - od kilku złotych do kilku tysięcy. Ja jestem emerytką, więc za dużo się nie wysiliłam jak na pierwszy raz, bo wpłaciłam 500 zł. To miała być zaliczka - mówi kobieta.
I dodaje, że nikt na rozprawach się nie pojawił. - Nieładnie jest żerować na ojcach, którzy są zdeterminowani, szukają kontaktu z tymi dziećmi i proszą aby ktoś im pomógł. Napisałam mu, że rezygnuję z jego usług i proszę o zwrot pieniędzy. Do dziś ich nie odzyskałam i wiem, że już mi się to nie uda - mówi pani Alicja.
- Chodzi przede wszystkim o to, żeby ostrzec innych, bo Fundacja dalej się ogłasza. B. groził mi pozwem sądowym, jeśli będę rozpowszechniać jakieś informacje na jego temat. On posuwa się do takich rzeczy, że w ramach odwetu występuje z ramienia strony przeciwnej - mówi nam kobieta.
Zawiadamiają prokuratury
Jak mówi pan Zbigniew, osoby które upominają się o swoje, mają być zastraszane przez pana B. pozwami. Cześć z nich otrzymało wezwania do zaniechania naruszania dóbr osobistych Daniela B. i fundacji razem z wezwaniem do zapłaty 50 tys. złotych.
Poszkodowani składają w prokuraturach miejscowych zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez Fundację Rzecznik Praw Dzieci. Zawiadomienie złożone przez panią Alicję już zostało odrzucone - odmówiono wszczęcia postępowania. - Przygotowany jest pozew zbiorowy przeciw fundacji i jej prezesowi wraz ze wskazaniem na wykreślenie tej organizacji z KRS - mówi nam pan Zbigniew.
"Fundacja nie pobiera opłat"
Do sprawy odniósł się prezes fundacji. - Fundacja Rzecznik Praw Dzieci działa zgodnie z przepisami prawa i powołanym do tego statutem. Zgodnie z przepisami prawa nie może pobierać żadnych opłat za pomoc prawną i doradztwo w ramach prowadzonej działalności statutowej. I nigdy też takich opłat nie pobierała - mówi WP prezes Fundacji Rzecznik Praw Dzieci.
I dodaje: "Każdy, zarówno rodzic, osoba fizyczna czy też osoba prawna, która chce wesprzeć cele statutowe Fundacji, może dobrowolnie wpłacić dowolną kwotę darowizny, którą może sobie później odliczyć od podatku".
- Jeżeli rodzic wpłaci darowiznę do swojej sprawy to z niej pokrywamy bieżące koszy związane z działalnością statutową i tym co przygotowujemy i realizujemy w konkretnej sprawie w której Fundacja jest stroną lub uczestnikiem postępowania - podsumowuje.
Pytany o oskarżenia naszych rozmówców dodaje: - Nie ma sytuacji oraz nie było, aby rodzice, którym pomagaliśmy oraz aktualnie pomagamy, skarżyły się do nas i nas informowały tym, co Pani podaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl