PolskaB. szef BOR: przecież na pokładzie nie wybuchła bomba!

B. szef BOR: przecież na pokładzie nie wybuchła bomba!

Biuro Ochrony Rządu pracuje jak służby ochrony na całym świecie - uważa były szef Biura gen. Mirosław Gawor (kierował nim w latach 1991-2001). Jego zdaniem opinia biegłych sporządzona dla prokuratury, która postawiła zarzuty wiceszefowi BOR, to "dywagacje" i "życzenia", bo na większą ochronę nie pozwala budżet. Zwrócił też uwagę, że wizyta skończyła się katastrofą nie ze względu na ochronę. - Na pokładzie nie wybuchła bomba, nikt maszyny nie ostrzelał z terenu lotniska itp. Dlatego dla mnie dużym zaskoczeniem jest, że zarzut dotyczy wiceszefa BOR-u - mówił.

B. szef BOR: przecież na pokładzie nie wybuchła bomba!
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk

09.02.2012 | aktual.: 09.02.2012 20:37

Zastępcy szefa BOR gen. Pawłowi Bielawnemu postawiono dwa zarzuty - w tym niedopełnienia obowiązków, w śledztwie dotyczącym przygotowań wizyt prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska w Katyniu w kwietniu 2010 r.

Na pytanie o to, jak powinno wyglądać zabezpieczenie takiej wizyty b. szef BOR odrzekł, że "polskie Biuro Ochrony Rządu w swojej działalności robi niezbędne minimum, bo na tyle nas stać". - Oczywistą rzeczą jest, że chcielibyśmy robić więcej, ale nie zawsze na to pozwalają warunki - mówił.

- Gdy kierowałem BOR, to na zabezpieczenie wizyty zagranicznej prezydenta lub premiera nigdy nie udało mi się wysłać więcej niż dziesięciu oficerów - mówił gen. Gawor. - Tymczasem, gdy amerykański prezydent przylatuje do Polski, towarzyszy mu 300 ochroniarzy. To nie znaczy, że oni nie mają zaufania do służb gospodarza lub przejmują dowodzenie. Po prostu mają na to pieniądze.

Jak mówił gen. Gawor, ekspertyza biegłych sporządzona dla prokuratury pełna jest niedomówień i nieścisłości. - Dla mnie jest to życzeniowa opinia, która nie ma uzasadnienia w faktach, a w większości wypadków - w prawie. Na przykład kwestia, czy lotnisko spełnia wymogi techniczne - to nie jest sprawa BOR-u, tylko specpułku. BOR nie ma nawet odpowiednich fachowców, by to ocenić - mówił. - Podobnie zarzut, że nie sprawdzono tras przejazdu. Ale niby na jakiej podstawie miałyby to na terenie Rosji zrobić polskie służby? Na podstawie jakiego prawa?

O zarzucie, że nie było ochrony samolotów na lotnisku, b. szef BOR powiedział, że to Rosjanie zadeklarowali, iż biorą na siebie zabezpieczenie lotniska, w tym polskiego samolotu. - BOR nie ma podstaw, żeby im nie ufać. To samo dotyczy zabezpieczenia trasy przejazdu - powiedział gen. Mirosław Gawor.

Zdaniem biegłych w grupie rekonesansowej i grupach zabezpieczających zabrakło odpowiednich specjalistów - funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza. - Gdybyśmy mieli tak działać, na przygotowanie wizyty w Katyniu powinno polecieć 10-15 funkcjonariuszy, a później na fizyczne zabezpieczenie - 20 albo 30. Ale gdyby BOR tak postępował, budżet kończyłby mu się w maju - powiedział b. szef Biura.

Gen. Gawor powiedział też, że z obecnych danych nie wynika, że wizyta skończyła się katastrofą ze względu na ochronę. - Na pokładzie nie wybuchła bomba, nikt maszyny nie ostrzelał z terenu lotniska itp. Dlatego dla mnie dużym zaskoczeniem jest, że zarzut dotyczy wiceszefa BOR-u - mówił.

Na pytanie o zmianę w przyszłości sposobu ochraniania najważniejszych osób w państwie podczas podróży zagranicznych, gen. Gawor odrzekł: - To jest pytanie, czy powinniśmy wsadzić w samolot setkę agentów ochrony i wysłać ich wcześniej do Smoleńska. Może i powinniśmy, tylko, czy nas na to stać?

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (683)