Trwa ładowanie...
d3pa7rp
13-07-2007 16:00

B. milicjant sądzony za zabójstwo trzech osób

9 lat więzienia zażądał przed Sądem
Okręgowym we Wrocławiu prokurator dla b. z-cy komendanta
miejskiego MO w Lubinie Jana M. Prokurator domagał się uznanie M.
za winnego zabójstwa trzech osób w formie "sprawstwa
kierowniczego". Chodzi o śmierć trzech osób podczas rozpraszania
przez milicję demonstracji "Solidarności" w Lubinie (dolnośląskie)
w sierpniu 1982 roku. Wyrok zostanie ogłoszony 17 lipca.

d3pa7rp
d3pa7rp

Obrońca wnosiła o uniewinnienie Jana M., bo na ławie oskarżonych powinni zasiąść ZOMO-wcy, którzy wtedy strzelali. O uniewinnienie prosił również sam Jan M. w ostatnim słowie.

W mowie końcowej prokurator Edward Zalewski dowodził, że M. jest winny zabójstwa trzech osób w formie "sprawstwa kierowniczego", bowiem b. milicjant wydał rozkaz 31 sierpnia 1982 r. do użycia broni z ostrą amunicją, aby rozproszyć manifestację NSZZ Solidarność. Wtedy na ulicach Lubina od milicyjnych kul zginęli trzej mężczyźni: Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski i Michał Adamowicz.

Dzisiaj na ławie oskarżonych zasiada już tylko jedna osoba, która stymulowała tamtejsze wydarzenia. Człowiek, który doprowadził do śmierci trzech ludzi nie ma żadnego poczucia winy - mówił prokurator. Dodał, że przez 15 lat przyglądał się ławie oskarżonych i nigdy na twarzy b. milicjantów nie zobaczył cienia skruchy. Jan M. - mówił prokurator - nawet potrafił się ironicznie uśmiechać podczas przesłuchania kolejnych świadków.

Prokurator wyjaśnił, że M. nie chciał, aby ci ludzie zginęli, ale godził się na taką ewentualność. Zdawał sobie sprawę jak może się zakończyć użycie ostrej amunicji przy rozpraszaniu tłumu ludzi. Miał świadomość tego co się dzieje. Mógł wszystko zatrzymać. Wydać rozkaz wycofania się- mówił prokurator. Przypomniał, że każdemu z milicjantów, którzy brali udział w rozpraszaniu manifestacji w Lubinie wydano broń długą, 130 sztuk amunicji bojowej oraz 100 sztuk amunicji ćwiczebnej.

d3pa7rp

Dzisiaj nie mamy szans na ustalenie bezpośrednich sprawców tych zabójstw. To "zasługa" zmowy milczenia jaka panowała w tej sprawie przez lata wśród tych, którzy brali udział w tych wydarzeniach lub byli odpowiedzialni za to co się wydarzyło na ulicach Lubina, zacieranie śladów, przestrzelanie broni - mówił prokurator. Zaznaczył jednak, że nie ma wątpliwości kto dowodził wtedy oddziałami zwartymi milicji i kto wydawał rozkazy. Osobą tą był młody wtedy porucznik Jan M. - dodał oskarżyciel.

Natomiast obrońca z urzędu Jana M., Beata Pawłowicz-Kaczmarek przekonywała, że jej klient nie dowodził wtedy oddziałami zwartymi milicji czy ZOMO. Według obrońcy M. najważniejszą kwestią jest ustalenie kto wtedy dowodził ale z cała pewnością nie był to Jan M. Dodała, że nie ma żadnego związku przyczynowego między Janem M. a śmiercią manifestantów._ Na ławie oskarżonych powinni zasiąść ZOMO-wcy, którzy wtedy strzelali_ - mówiła Pawłowicz-Kaczmarek. Dlatego też wnosiła o uniewinnienie swojego klienta. Sam Jan M. w ostatnim słowie przypomniał, że staje przed sądem czwarty raz i zaskakuje go ta sama retoryka prokuratora. Nie mogę się zgodzić z tezami wygłaszanymi przez prokuratora, który czyni mnie winnym wszystkiemu co wtedy się wydarzyło - mówił M. Zaprzeczał jakoby dowodził oddziałami zwartymi milicji. Zaprzeczał, że miał jakikolwiek wpływ na to co robili strzelający milicjanci. Dlatego też wnoszę o uniewinnienie - powiedział oskarżony w ostatnim słowie.

Mec. Tadeusz Rossa, reprezentujący oskarżycieli posiłkowych, czyli rodziny zabitych prosił, aby wreszcie uznać "sprawstwo kierownicze" Jana M._ Wszystko było w gestii M. Mógł przerwać rozpraszanie akcji. Mógł zakazać użycia broni. Mógł wreszcie dać rozkaz do wycofania się ale nie zrobił tego. Wtedy chodziło o to kto wygra: my czy oni_ - mówił Rossa. Dodał, że M. był młody, ambitny i chciał pokazać kto tu rządzi.

Do tych ludzi strzelano jak do kaczek. Ci ludzie ginęli bez powodu. Byli kompletnie bezbronni. To była wielka arogancja władzy ludowej - mówił reprezentant oskarżycieli posiłkowych, którzy tym razem nie przyjechali do wrocławskiego sądu, aby śledzić proces.

d3pa7rp

To czwarty proces Jana M. Wcześniejsze były umarzane z różnych przyczyn. Do tej pory do więzienia trafili: Bogdan G., b. z-ca komendanta wojewódzkiego MO w Legnicy, który został skazany na rok i trzy miesiące więzienia za kierowanie pacyfikacją tej samej manifestacji w Lubinie, oraz Tadeusz J., dowódca plutonu ZOMO, który został skazany na 2,5 roku więzienia.

Proces lubiński pierwszy raz rozpoczął się w 1993 r. Po dwóch latach sąd uniewinnił Bogdana G. z braku wystarczających dowodów. Janowi M. i Tadeuszowi J. umorzono postępowanie z powodu przedawnienia. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu w 1996 r. uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Drugi proces rozpoczął się w 1997 r., ale i tym razem oskarżeni nie zostali ukarani. Sąd uznał, że są oni, co prawda, winni śmierci manifestantów, ale kara za to podlega umorzeniu, bo sprawę obejmuje amnestia z 1984 r. Sprawa ponownie trafiła do Sądu Apelacyjnego, który podobnie jak za pierwszym razem, uchylił wyrok ale ze względów proceduralnych. Pod uzasadnieniem wyroku podpisało się dwóch sędziów i czterech ławników, czyli o jednego za dużo.

Ostatecznie sprawę rozstrzygnął Trybunał Konstytucyjny. Zadecydował, że nie ma amnestii dla winnych zbrodni PRL, m.in. dlatego, że ich czyny nie były wtedy ścigane. Oznacza to, że wrocławski sąd nie mógł wobec oskarżonych ponownie zastosować amnestii z 1984 r.

d3pa7rp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3pa7rp
Więcej tematów