Awionetka spadła, pilot niczego nie pamięta
Nie pamięta nic albo niewiele - tak można by streścić zeznania 52-letniego pilota awionetki ze wsi Kurnatowice koło Międzychodu. W niedzielę wieczorem prowadzony przez niego samolot spadł koło Mokrzca. Służby ratunkowe znalazły wrak czeskiej Urli, ale bez pilota. Mężczyzna odnalazł się dopiero dzisiaj po południu. 52-latek zadzwonił do domu, powiedział gdzie jest i poprosił, by ktoś po niego przyjechał.
23.09.2008 | aktual.: 24.09.2008 00:10
Mężczyznę przesłuchali najpierw członkowie specjalnej komisji badającej wypadki lotnicze, później policjanci. Zbyt dużo jednak się nie dowiedzieli. Na większość pytań pilot-amator odpowiadał słowami "nie wiem" lub "nie pamiętam". Pilot zeznał jedynie, że zaskoczyła go zła pogoda tego dnia i że po upadku samolotu nic nie pamięta. Nie pamięta też że dzwonił do rodziny. Jak mówił, był w szoku. Po wypadku przez cały czas miał błąkać się po lesie i polach.
Mieszkaniec Kurnatowic zeznał, że nie przypomina też sobie nocnego telefonu do żony. Cztery godziny po wypadku, z niedzieli na poniedziałek, mężczyzna zadzwonił do domu i powiedział małżonce, że czuje się dobrze i żeby o niego się nie martwiła. Później jego telefon zamilkł. Policjanci nie mieli więc szans na namierzenie aparatu i miejsca pobytu poszukiwanego.
Po przesłuchaniach 52-latka zwolniono do domu. Dochodzenie, które ma wyjaśnić przyczyny i okoliczności wypadku, będzie prowadzone jednak nadal.