Awantura o tenisówki
Kilkudziesięciu uczniów Salezjańskiego Gimnazjum i Liceum w Łodzi spędziło środę w szkolnej auli, informuje "Dziennik Łódzki". Nauczyciele nie wpuścili ich na lekcje, ponieważ nie przynieśli wymaganych przez szkołę tenisówek. Mieli jednak inne buty na zmianę.
Wielu rodziców było oburzonych. - Nie rozumiem, dlaczego trzeba kupić akurat najtańsze chińskie tenisówki za dziesięć złotych. To bardzo niezdrowe obuwie, w którym łatwo nabawić się grzybicy. Mimo naszych protestów, szkoła wprowadziła jednak taki wymóg, powiedziała gazecie matka jednej z gimnazjalistek.
Uczniowie zwracają też uwagę, że zimą w tenisówkach jest im zimno. Nauczyciele odpowiadają, że mogą dokupić grubą wkładkę i założyć ciepłe skarpety. - Dlaczego nie mogę założyć adidasów? Rozumiem, że nosimy mundurki, ale czy buty też muszą być jednakowe? Przecież nie jesteśmy w wojsku! - komentował jeden z uczniów.
Ojciec gimnazjalisty uważa, że szkoła powinna znaleźć inny sposób egzekwowania wewnętrznych przepisów. - Nauczyciele mają przecież obowiązek prowadzić lekcje. Jakim prawem przerwali pracę? - pytał. Według Jarosława Owsiańskiego, wizytatora w Kuratorium Oświaty, doszło do niepotrzebnego konfliktu. - Szkoła ma oczywiście prawo wprowadzać własne przepisy, ale lekcje muszą się odbywać, mówi Owsiański.
Problem zaczął się już we wtorek, ale wychowawcy ograniczyli się wtedy do wpisywania uwag uczniom, którzy nie mieli tenisówek. Z księdzem Julianem Dzierżakiem, dyrektorem szkoły, gazecie nie udało się skontaktować, wyjechał bowiem w sprawach służbowych. Żaden pracownik szkoły nie chciał rozmawiać na ten temat.(PAP)