Awantura na procesie autorów stanu wojennego
Do 2 października Sąd Okręgowy w Warszawie
odroczył proces autorów stanu wojennego z 1981 r. Powodem była
nieobecność, z powodu choroby, obrońcy Tadeusza Tuczapskiego -
mec. Marty Seredyńskiej. Po rozprawie doszło do słownych utarczek między obecnymi w sądzie działaczami "Solidarności", a sympatykami oskarżonych. Zdrajcy! Powinniście być na Kremlu! - krzyczał mężczyzna w korytarzu sądu. Przestań się drzeć! Ty durniu! Umyj się! - odpowiedział jeden z oskarżonych.
Mec. Seredyńska przesłała sądowi zwolnienie lekarskie do końca września, wnosząc o odroczenie rozprawy. Jeszcze w lipcu prosiła zaś sąd, by nie obradował w tych dniach, bo ma wtedy urlop. Gen. Tuczapski (ówczesny wiceszef MON i członek WRON) powiedział sądowi, że waga wyjaśnień Jaruzelskiego jest tak ważna, iż "brak mojego adwokata byłby błędem". Gdy sąd dociekał, czy zgodzi się choć na to, by w czwartek zacząć wyjaśnienia jakiegoś innego oskarżonego, Tuczapski odparł, że nie, bo "każde wyjaśnienia mają olbrzymią wagę".
Skoro Tuczapski nie zgodził się na prowadzenie sprawy pod nieobecność swej adwokatki, sąd był zobligowany prawem, by odroczyć proces. Sędzia Ewa Jethon z "przykrością zauważyła", że mecenas nie ustanowiła żadnego zastępcy, choć wcześniej go miała.
Prok. IPN Marzena Matysik-Folga powiedziała dziennikarzom, że sąd słusznie zastosował przepisy tak, by zagwarantować prawa oskarżonych. Był czas na to by wyznaczyć substytuta - tak skomentowała nieobecność adwokatki Tuczapskiego. Istnieje możliwość, że to będzie jedna z prób przedłużania, storpedowania tego postępowania, niemniej jednak nie przypuszczamy, by w dalszym toku taka sytuacja miała miejsce - dodała prokurator. Pytana, czy będzie wnosić o weryfikację zwolnienia lekarskiego adwokatki, odparła, że organem właściwym jest sąd i że adwokatka jest w szpitalu.
Sąd po raz drugi uznał kolejną nieobecność Czesława Kiszczaka za nieusprawiedliwioną. Sąd dostał od szpitala MSWiA informację, że przebywał on tam od 12 do 19 września i że może brać udział w rozprawach.
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN w Katowicach skierował akt oskarżenia wobec 9 osób - członków władz PRL, członków utworzonej w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. WRON oraz Rady Państwa PRL (która formalnie wprowadziła stan wojenny i wydała odpowiednie dekrety). Główni oskarżeni to Jaruzelski, 82-letni gen. Kiszczak - członek WRON i ówczesny szef MSW oraz 80-letni Kania, były I sekretarz KC PZPR.
12 września ruszył proces siedmiu już tylko osób (jedna oskarżona zmarła; sprawę innego, chorego wyłączono do oddzielnego postępowania). Rozpoczęciu procesu nie przeszkodziła nieobecność Kiszczaka, którą sąd uznał za nieusprawiedliwioną. Dzięki temu prokurator IPN mógł przedstawić akt oskarżenia.
Zarzuty - które przedawnią się dopiero w 2020 r. - dotyczą kierowania i udziału w "związku przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw" oraz przekroczenia uprawnień. Podsądni odrzucają zarzuty, za które grozi im nawet do 10 lat więzienia. Twierdzą, że nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie tzw. wyższej konieczności wobec groźby sowieckiej interwencji.
Jaruzelski jest oskarżony o kierowanie "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw". Drugi zarzut to podżeganie Rady Państwa do przekroczenia uprawnień przez uchwalenie w czasie sesji Sejmu PRL i wbrew konstytucji dekretów o stanie wojennym.
Jaruzelski w 2006 r., gdy IPN stawiał mu zarzuty, odrzucał je i mówił, że liczy, iż "niezawisły sąd będzie potrafił ocenić bolesną prawdę". Dodał, że jeśli dojdzie do procesu, będzie to "sąd moralny" nad "tymi w mundurach i bez mundurów" oraz z "milionami, którzy poparli stan wojenny". Zapewniał, że zależy mu na szybkim procesie i powtarza, że stan wojenny był ocaleniem kraju przed katastrofą.
W grudniu 1981 r. nie było groźby interwencji ZSRR, a państwa Układu Warszawskiego uznały, że sprawa leży w wyłącznej gestii władz PRL - podkreśla IPN.