Australia: deszcze nie pomogły
Walka z ogniem z Górach Błękitnych (AFP)
Obfite nocne opady deszczu w Australii niewiele przyczyniły się do złagodzenia kryzysu, spowodowanego trwającymi już 16. dzień pożarami buszu. W poniedziałek ewakuowano 1,5 tys. mieszkańców miasteczka Berrara na południe od Sydney. Już teraz ocenia się, że tegoroczne pożary buszu są największe i najbardziej kosztowne w historii Australii.
Na wschodnim wybrzeżu Australii nadal szaleje 80 pożarów, w tym - w parku narodowym Góry Błękitne koło Sydney. Miasto od ponad 10 dni spowite jest gęstym, sinym dymem. W całym kraju spłonęło już blisko 600 tys. ha lasu, a ogień strawił ok. 200 domów. Jak dotąd ewakuowano 10 tys. ludzi.
Z pożarami walczy blisko 20 tys. strażaków. Dym, który jest widziany nawet z kosmosu, dociera już do odległej o 2 tys. km Nowej Zelandii. Straty powstałe w wyniku pożarów szacuje się wstępnie na 70 mln dolarów, czyli dwukrotnie więcej niż w pożarach z 1994 r., uważanych dotąd za najgorsze w historii. Samo użycie helikoptera, bombardującego wodą płonący busz, kosztuje 18 tys. dolarów dziennie.
Nocne obfite deszcze - 40 mm w niektórych rejonach - nie przyniosły większej ulgi. W poniedziałek temperatury znów wzrosły do 35 stopni, a silne wiatry powodują dalsze rozszerzanie się ognia. (jask)