Aung San Suu Kyi zawalczy o miejsce birmańskim parlamencie

Birmańska opozycjonistka Aung San Suu Kyi w
niedzielnych wyborach uzupełniających do parlamentu po raz pierwszy będzie ubiegała się o
stanowisko deputowanej. Od przebiegu głosowania Zachód uzależnia zniesienie sankcji wobec Birmy.

Aung San Suu Kyi zawalczy o miejsce birmańskim parlamencie
Źródło zdjęć: © AFP | Soe Than Win

30.03.2012 09:24

Rywalizacja będzie się toczyć o 45 miejsc - 37 w izbie niższej, czyli Izbie Reprezentantów, sześć w izbie wyższej, czyli Izbie Narodowości, oraz o dwa w zgromadzeniach regionalnych. Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD) pani Suu Kyi chce zawalczyć o 44 mandaty. Nawet jeśli partia laureatki Pokojowej Nagrody Nobla je obsadzi, jej wpływ pozostanie minimalny, a władze będą nadal mogły wprowadzać przychylne armii ustawy. Wojskowi mają zagwarantowaną jedną czwartą miejsc w parlamencie. 80% pozostałych miejsc przypada zbliżonej do wojska Partii Związku Solidarności i Rozwoju (USDP).

Noblistka wystartuje w okręgu Kawhmu, pod Rangunem. Przez niektórych 66-letnia Suu Kyi, która uważana jest za ikonę birmańskiej demokracji, krytykowana jest za to, że ubiegając się o miejsce w parlamencie idzie na kompromis z władzami, które przez 15 lat przetrzymywały ją w areszcie domowym, i podpisuje pakt z diabłem.

Dla nominalnie cywilnych władz, składających się głównie z byłych członków junty, stawka w wyborach jest wysoka. Rząd liczy, że jeśli wybory będą sprawiedliwe, Zachód rozważy zniesienie sankcji gospodarczych. Po latach krytykowania generałów Zachód popiera trwające od roku reformy, które zaskoczyły nawet największych przeciwników władz w Najpjidaw.

Temat wyborów pojawia się w wielu rozmowach z mieszkańcami Rangunu - powiedział polski obserwator wyborów Maciej Kuziemski z Instytutu Lecha Wałęsy, który przebywa w największym mieście Birmy, Rangunie. - Wokół siedziby NLD jest dość duży ruch, dziesiątki młodych ludzi uwija się jak w ukropie, organizując ostatnie dni kampanii - opisywał. Dodał, że w Rangunie "nie ma żadnych plakatów wyborczych, w takiej formie, jaką znamy z polskich wyborów, za to wiele samochodów ma na szybach naklejki w kolorach partii NLD lub flagi zatknięte za szybę".

Wybory w Birmie obserwują również wysłannicy z USA, UE, Japonii i regionalnego ASEAN-u. Na głosowanie przyjechało ok. 170 dziennikarzy zagranicznych.

Junta rozpoczyna reformy

W 1990 r. NLD odniosła wielkie zwycięstwo wyborcze, co junta wojskowa zignorowała, a wielu członków ugrupowania oraz jego zwolenników uwięziła. Sama Suu Kyi do aresztu domowego trafiła już rok wcześniej.

Birmańskie władze rozwiązały NLD w maju 2010 roku, krótko po zapowiedzi, że ugrupowanie zbojkotuje kolejne wybory. W głosowaniu, które Zachód uznał za farsę, zwyciężyła wspierana przez wojskowych USDP. Tydzień po głosowaniu Suu Kyi zwolniono z aresztu domowego.

W marcu ubiegłego roku junta przekazała formalnie władzę popieranej przez nią administracji cywilnej, a prezydent Thein Sein rozpoczął dialog z demokratyczną opozycją i zapowiedział dalsze reformy. Na wolność wyszły setki więźniów politycznych, podpisano zawieszenie broni z rebeliantami, poluzowano cenzurę, wprowadzono prawo do organizowania strajków i tworzenia związków zawodowych.

W następstwie reform w listopadzie 2011 roku NLD zdecydowała się powrócić na scenę polityczną kraju.

W państwie, które po 50 latach próbuje odejść od dyktatury, "do zmian podchodzimy z ostrożnym optymizmem" - mówi Suu Kyi. - Jesteśmy dopiero na początku drogi. Wiele osób twierdzi, że proces demokratyzacji jest nieodwracalny. Tak nie jest - zauważa. Zastrzeżenia co do wyborów

Opozycjonistka oceniła, że niedzielnych wyborów nie będzie można nazwać wolnymi ani sprawiedliwymi. W ostatnich miesiącach NLD skarżyła się na liczne nieprawidłowości i "niesprawiedliwe warunki kampanii". Wskazywała przede wszystkim błędy na listach wyborców, wywieranie presji na ugrupowanie a także nieprawidłowości finansowe.

Suu Kyi nie ukrywa, że jest za wprowadzeniem zmian w konstytucji, która daje armii szerokie uprawnienia. - Niektóre prawa są zagrożeniem dla wolności. W parlamencie będziemy dążyć do ich zniesienia - zapewniała podczas jednego z wieców. Jednak próby zmiany ustawy zasadniczej mogą spotkać się ze sprzeciwem twardogłowych oraz dowódcy sił zbrojnych, który w tygodniu poprzedzającym głosowanie zapowiedział, że będzie chronił pozycji wojska w kraju.

W kraju wciąż łamane są prawa

Przeciwnicy władz przestrzegają przed nadmiernym optymizmem związanym z trwającymi reformami i argumentują, że w kraju wciąż są więźniowie polityczni, a niektóre mniejszości etniczne nadal nie uznają rządu w Najpjidaw. Od czerwca 2011 r., gdy zerwane zostało obowiązujące od 1994 r. zawieszenie broni, na północy trwają gwałtowne walki z rebeliantami z autonomicznego stanu Kaczin. Z terenów ogarniętych konfliktem uciekło 75 tys. mieszkańców. "Birmańscy żołnierzy gwałcą tamtejsze kobiety, torturują cywilów, zmuszają ich do pracy na linii frontu i strzelają do chłopów" - pisał 16 marca w "International Herald Tribune" Matthew F. Smith. Ten współpracownik Human Rights Watch w regionie spędził sześć miesięcy.

Demokracja, państwo prawa, wolność - to słowa pojawiające się podczas kampanii 66-letniej Suu Kyi, która ostatnie tygodnie spędziła podróżując po kraju i organizując wiece wyborcze.

Po pierwsze pragmatyzm

Sai Bo Aung z Ligi na rzecz Demokracji Narodowości Szan (SNLD) w emitowanych przez państwową telewizję spotach wyborczych także mówił, że jego celem jest "budowanie demokratycznego państwa". Większą wagę przywiązuje jednak do spełniania potrzeb mieszkańców wsi. Ten kandydat SNLD, będącej drugą siłą w parlamencie, woli być - jak sam mówi - "pragmatyczny niż dążyć do utopii".

Podobnego zdania jest Kyaw Swa Soe z niewielkiego Krajowego Sojuszu Politycznego. Chce "mieć pewność, że po zebraniu plonów ryżowych chłopi będą mogli uprawiać swoje ulubione rośliny uprawne".

To właśnie rolnictwo, obok rybołówstwa i przemysłu wydobywczego, wytwarza 40% PKB Birmy, jednego z najbiedniejszych krajów świata.

Programy wyborcze bez znaczenia?

W wyborach uzupełniających wystartuje 160 kandydatów z 17 partii, w tym z sześciu nowo powstałych ugrupowań.

Jednak programy tych partii mają niewielkie znaczenie - podkreśla naukowiec z uniwersytetu w Hongkongu Renaud Egreteau. - To oczywiste, że te wybory nie obracają się wokół programów czy ideologii, lecz wokół osoby pani Suu Kyi - tłumaczy i podkreśla, że "jeszcze nie można mówić o demokratyzacji Birmy". Zdaniem Egreteau kolejnym ważnym testem dla kraju będzie głosowanie w 2015 roku. Do tego czasu młode partie, którym często brakuje doświadczenia politycznego, będą mogły zgłębić sekrety polityki.

Przykładem braku doświadczenia może być Birmański Kongres Narodowy. W programie z pełną szczerością partia wyznaje, że nie różni się on od programów przeciwników. - Apelujemy do was: jeśli nie podoba wam się Birmański Kongres Narodowy, to na nas nie głosujcie - powiedział lider ugrupowania Kaung Myint Htut.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)