Władimir Putin ogłasza, że rosyjska armia otrzyma pociski atomowe, których "nie powstrzyma żadna obrona". Czerwiec 2015 roku© East News | Ivan Sekretarev

Widmo porażki nad Kremlem. "Może pojawić się bunt"

24 września 2022

Władimir Putin straszy świat użyciem taktycznych ładunków jądrowych, gdyby Ukraińcy przekroczyli rosyjskie granice. Kreml posiada olbrzymie zapasy takiej broni. Czym różni się ona od "zwykłej" broni atomowej i czy Rosjanie zdecydują się z niej skorzystać?

W ostatnich wystąpieniach, związanych z ogłoszeniem częściowej mobilizacji w Rosji, najważniejsi politycy Kremla – czyli sam Putin i na przykład Dmitrij Miedwiediew - wspominali o możliwości użycia broni jądrowej w konflikcie na Ukrainie.

W promieniu 1,5 km zginęłoby ponad 50 tys. ludzi

Taktyczna broń atomowa to spuścizna zimnej wojny. Miała za zadanie wyrąbać – w razie konfliktu Wschodu z Zachodem - drogę dla sowieckich pancernych zagonów. Moc głowic taktycznych waha się od 10 kiloton do 1 megatony. Dla porównania - bomba Little Boy, zrzucona na Hiroszimę, miała moc 15 kt.

Nośniki krótkiego zasięgu dostarczają głowice na odległość 400-500 km.

Gdyby dziesięciokilotonowa bomba atomowa wybuchła nad Pałacem Kultury, stworzyłaby krater o głębokości 20 m, a w promieniu 1,5 km zginęłoby ponad 50 tys. ludzi. Osoby stojące na ulicy Wybrzeże Gdańskie, oddalonej o 1600 metrów od Pałacu, doznałyby poparzeń trzeciego stopnia. Po zrzuceniu jej na krakowski rynek bezpieczni byliby dopiero mieszkańcy Podgórza albo Krowodrzy, których granice znajdują się 1,5 km od potencjalnego epicentrum.

Znacznie większy zasięg ma głowica o mocy 1 Mt. Poparzenia trzeciego stopnia groziłyby mieszkańcom Wieliczki i Skawiny, leżących około 10 km od krakowskiego rynku. Pod Warszawą kula gorącego powietrza sięgnęłaby pod Łomianki i Ząbki. We Wrocławiu przyćmiłaby szklarnie w Siechnicach, a z drugiej strony dotarłaby do Leśnicy, leżącej ok.10 km od centrum miasta.

- Taktyczna broń jądrowa, a więc np. głowice pocisków Iskander czy bomby lotnicze, może w założeniu zostać użyta do rażenia dużych zgrupowań wojsk na kluczowych kierunkach, rażenia celów takich jak lotniska, stanowiska dowodzenia czy węzły komunikacyjne – wyjaśnia dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Atomowy arsenał Kremla

Obecnie Rosja posiada 5977 głowic jądrowych. Jest to największy arsenał na świecie.

W ciągłej gotowości znajduje się 1588 głowic rozmieszczonych w silosach baz lądowych, na pokładach samolotów lotnictwa strategicznego i na okrętach podwodnych.

Szacuje się, że rosyjskie siły powietrzne posiadają ok. 730 taktycznych głowic pocisków balistycznych i bomb lotniczych. Ponadto artyleria rakietowa posiada ok. 430 taktycznych głowic znajdujących się w różnych systemach - od przeciwlotniczych S-300 aż po balistyczne Iskander-K.

W dodatku marynarka wojenna posiada ok. 700 sztuk różnego rodzaju głowic na pokładach okrętów. Najwięcej systemów zdolnych do przenoszenia głowic jest rozmieszczonych w obwodach: Kaliningradzkim, Leningradzkim i Murmańskim.

Czy Kreml użyje tego arsenału?

Narzędzie politycznego nacisku

- Trzeba mieć na uwadze, że nawet użycie niewielkiej głowicy będzie oznaczać przekroczenie linii, której żadne państwo nie przekroczyło od 1945 roku. Wobec czego broń tego rodzaju cały czas pozostaje narzędziem politycznego nacisku, jest wykorzystywana w propagandzie, ale szanse, że zostałaby użyta, są minimalne – uważa dr Piekarski.

Przemówienie, w którym Putin ogłosił częściową mobilizację, to nie był pierwszy raz, kiedy zastosował atomową groźbę. Tym razem jednak – przeprowadzając "referenda" na zaanektowanych terenach Ukrainy – może propagandowo wykorzystać argument jakoby "terytorium Federacji Rosyjskiej zostało zaatakowane", a co za tym idzie, doszło do "zagrożenia integralności terytorialnej Rosji".

Czy jednak scenariusz, w którym spełnia swoje groźby, jest możliwy?

- Rosja zakłada, że broń atomowa może według oficjalnej doktryny zostać użyta w sytuacji agresji z użyciem broni jądrowej – czyli kiedy inne państwo użyje takiej broni przeciwko Federacji Rosyjskiej lub jej sojusznikom - lub gdy zagrożona jest krytyczna infrastruktura państwa pozwalająca na użycie broni atomowej. Oficjalnie jest więc to środek odstraszania – mówi dr Piekarski.

Obowiązująca w Federacji Rosyjskiej instrukcja użycia broni masowego rażenia z 2020 roku - "Podstawowe zasady polityki państwowej Federacji Rosyjskiej w zakresie odstraszania jądrowego" - dodaje do powyżej wymienionych jeszcze dwa przypadki: rozpoznania wystrzelenia rakiet balistycznych w kierunku Rosji i - najważniejsze w tym przypadku - użycia broni konwencjonalnej, która zagroziłaby istnieniu państwa.

Putin, w teorii, jednoosobowo nie może uruchomić procedury startowej. Nie dysponuje kodami startowymi, a jedynie może poinformować Sztab Generalny o podjęciu decyzji. To w Sztabie Generalnym znajdują się kody, które po wydaniu rozkazu są przesyłane do poszczególnych okręgów wojskowych i dowództw rodzajów Sił Zbrojnych. Dopiero tam wydaje się bezpośredni rozkaz odpalenia pocisków międzykontynentalnych.

Istnieje jeszcze procedura awaryjna, która omija szczeble, które zostały zniszczone podczas pierwszego uderzenia przeciwnika. Wówczas albo Sztab Generalny, albo dowódcy poszczególnych rodzajów Sił Zbrojnych mają możliwość wykonania uderzenia odwetowego bez wyraźnego rozkazu prezydenta bądź ministra obrony. Jednak dotyczy to jedynie uderzenia odwetowego.

Może pojawić się bunt

Dziś o przeprowadzeniu ataku jądrowego decydowaliby Putin, minister obrony, czyli gen. armii Siergiej Szojgu i szef Sztabu Generalnego, gen. armii Walerij Gierasimow. Są to ludzie bardzo blisko związani z Putinem. Nawet podczas obecnego kryzysu władzy bez zająknięcia wykonują jego rozkazy.

Czy gdyby pojawił się pomysł użycia broni atomowej, potwierdziliby rozkaz Putina? Narażenie się na atak odwetowy w sytuacji, gdy państwa NATO posiadają skuteczne systemy obrony, skazałoby Rosję na zniszczenie.

Poza tym samo potwierdzenie wydania rozkazu dociera najpierw do regionalnych dowództw, a potem do centrów kierowania ogniem. Na każdym z tych etapów może pojawić się bunt. A w obecnej sytuacji rosyjskiej armii nie jest to trudne. Obecna sytuacja w kraju i liczne protesty, które rozlały się po największych miastach, oznaczają, że Kreml wcale nie ma tak wielkiego poparcia w społeczeństwie.

Wyrazy niezadowolenia coraz częściej pojawiają się wśród żołnierzy zawodowych. Zwłaszcza tych z większych aglomeracji. Nawet atomowa walizka noszona krok w krok za Putinem nie zagwarantuje, że pociski opuszczą silosy.

- Oznaczałoby to, że Ukraina jest takim zagrożeniem dla sił rosyjskich, że żaden konwencjonalny środek rażenia by nie wystarczył. Putin, naciskając czerwony guzik, przyznałby się do porażki – konstatuje dr Piekarski.