Atom Saddama
Bombę atomową można porównać z coca-colą. Wszyscy wiedzą, jak smakuje, ale receptura jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Amerykańskie i brytyjskie służby specjalne w Iraku skupiają wysiłki na szukaniu gotowego produktu - broni masowego rażenia. Być może wciąż jeszcze jest tam broń chemiczna i biologiczna, ale atomowej nie ma. Jest za to jej "receptura" i jej właśnie wszyscy powinni szukać, bo byłaby dowodem zbrodniczych zamiarów Saddama Husajna. Skąd o tym wiem? - Jestem jednym z ludzi, którzy nad tą "recepturą" pracowali - mówi iracki naukowiec o pseudonimie Doktor, który twierdzi, że od kilku tygodni współpracuje z CIA.
16.06.2003 07:00
Doktor zgodził się na rozmowę ze mną dzięki pośrednictwu zachodniego dziennikarza, który - zaprzyjaźniony z tamtejszymi elitami - przygotowuje książkę o kraju rządzonym przez Saddama. Naukowiec postawił jednak warunek nieujawniana jego nazwiska. Zezwolił na podanie danych dopiero wtedy, gdy rząd USA wywiezie go z rodziną z Iraku. Słowa Doktora potwierdził jego dawny współpracownik, od 1999 r. mieszkający w USA. Nazywam go w tekście Asystentem. Spotkałam się z nim w ubiegłym tygodniu w Londynie.
Bomba A - to proste...
-Teoretycznie zrobienie bomby atomowej jest proste. Wie o tym każdy fizyk na świecie. Problemem są bariery techniczne, które trzeba pokonać, żeby wzbogacić uran - mówi Doktor. Proces ten prowadzi do uzyskania tzw. czystego i wolnego od innych izotopów uranu 235, jedynego, jaki nadaje się do produkcji bomby atomowej.
W Iraku prowadzone były równolegle dwa programy nuklearne. Pierwszy, któremu szefował dr Jaffar Dhia Jaffar, nadzorowała Iracka Agencja Energii Atomowej. Program ten zakończył się fiaskiem. Drugi, znacznie ważniejszy, był jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic reżimu. Mimo że rozpoczął się już w lipcu 1987 r., w zasadzie do dziś na Zachód dotarły zaledwie strzępy informacji na ten temat. Dopiero pod koniec lat 90. inspektorom ONZ udało się ustalić, że szefem tego projektu był dr Mahdi Obeidi, kierujący zespołem dwustu naukowców. Eksperci z zespołu Obeidiego początkowo starali się wzbogacić uran metodą tzw. dyfuzji, ale kiedy po kilku miesiącach eksperymentów okazało się, że nie uzyskują pożądanych efektów, skoncentrowali wysiłki na wzbogacaniu uranu metodą wirówkową. Tu kluczem do sukcesu jest odpowiedni silnik wirówki. - By spełnił swoje zadanie i "wycisnął" potrzebny uran 235 z innych izotopów, musi osiągnąć prędkość minimum 50 tys. obrotów na minutę. Takie urządzenia to prawdziwe cuda techniki - wyjaśnia
Doktor.
Wirówka albo życie
Poszukiwania elementów potrzebnych do skonstruowania prototypu wirówki trwały trzy lata. Do tajnego laboratorium w Rashdiya (położonego 20 km od Bagdadu) dotarły one na początku 1990 r. Kupiono je od firm brytyjskiej, szwajcarskiej i niemieckiej, a część podzespołów wykonano w irackiej firmie Nasser & Saddam. - Pod koniec lutego wezwano nas i oświadczono, że mamy dwa miesiące na zakończenie prac nad urządzeniem - mówi Doktor. - To było niemożliwe w tak krótkim czasie. Amerykanie nad swoją wirówką pracowali dwadzieścia lat. Pakistańczycy, którzy ukradli jej projekt, siedem lat. Popatrzyliśmy na siebie, potem na niego. Nie kpił z nas. Przekazywał nam polecenie, które przyszło z góry. W zasadzie wszyscy wiedzieli, co to oznacza: jeśli nie spełnimy oczekiwań, poniesiemy konsekwencje. Gra toczyła się nie o to urządzenie, ale o nasze życie.
29 czerwca 1990 r. wirówka po raz pierwszy osiągnęła krytyczną prędkość 50 tys. obrotów. - Tego dnia Irak znalazł się na prostej drodze, by dołączyć do elitarnego klubu mocarstw nuklearnych. Husajn zaledwie w ciągu kilku miesięcy mógł mieć bombę, o której marzył. Z moich wyliczeń wynika, że przez rok mogliśmy uzyskać odpowiednią ilość uranu 235, by stworzyć bombę, której siła byłaby sześciokrotnie większa od mocy ładunku, który spadł na Hiroszimę - mówi Doktor.
W czerwcu zakończono przygotowania ośrodka w Yusfia, 30 km od Bagdadu. W jednym z pomieszczeń rozstawiono kaskadę stu wirówek i przygotowano je do pracy. W kolejnych znajdowały się warsztaty oraz laboratoria.
"Pustynna burza" przerywa reakcję łańcuchową
Ośrodek w Yusfia nigdy nie zaczął działać. Prace nad produkcją bomby atomowej po raz pierwszy zawieszono dwa dni po rozpoczęciu inwazji na Kuwejt, natomiast 16 stycznia 1991 r., gdy zaczęła się operacja "Pustynna burza", Hussejn Kamel al-Madżid, odpowiedzialny za budowę broni masowego rażenia zięć Saddama Husajna, wydał rozkaz ukrycia dokumentów i sprzętu. - Gdyby nie wybuch wojny, iracki dyktator miałby bombę atomową prawdopodobnie w pół roku. Chyba nikt na świecie nie zdawał sobie wówczas sprawy, jak bliski był tego celu i jak niewiele w ostatniej dekadzie dzieliło świat od katastrofy - uważa Doktor.
Wznowieniu programu przeszkodzili inspektorzy rozbrojeniowi ONZ, którzy po raz pierwszy zjawili się w Iraku w kwietniu 1991 r. Doktor: - Podczas wojny większość z nas nie musiała przychodzić do pracy, ale po jej zakończeniu wydano rozkaz natychmiastowego ponownego rozpoczęcia prac nad programem. Na południe od Bagdadu zaczęto budować nowe laboratorium. Mimo że Kamel Hussajn wcześniej nie pojawiał się u nas zbyt często, teraz widywałem go niemal codziennie, jak biegł przez korytarze, wściekły na szefów laboratorium, że prace idą zbyt wolno. Krzyczał na nich i groził im. Każdy, kto go widział, wiedział, że nie mamy wyboru. Byliśmy niewolnikami.
Inspektorzy ONZ do Rashdija dotarli w połowie maja, po niespełna miesiącu pracy w Iraku. To podczas pierwszej ich wizyty pobrano z podłogi i ścian tajemnicze próbki. W Wiedniu, gdzie je przetestowano, nikt nie miał wątpliwości, że pochodzą z miejsca, w którym znajdował się uran. Gdy inspektorzy wrócili do laboratorium po dwunastu dniach (tyle trwało wysłanie próbek z Iraku do Wiednia, przebadanie ich i odesłanie wyników), okazało się, że nie ma tam żadnego uranu. - Przez tydzień wszystko zostało wymienione - począwszy od ścian, które wybudowano od nowa, skończywszy na ołówkach i naszej odzieży - mówi Doktor. - Po tym incydencie nie ulegało wątpliwości, że prowadzenie prac będzie niemożliwe.
Agata Jabłońska