Atak na Polaków w Calais. Para jechała przez płonącą zaporę. "Robiliśmy to w obronie własnego życia"
Para Polaków mieszkających w Anglii opisała w TVP Info swoją drogę przez zjazd do portu w Calais. Z ich relacji wynika, że dzień przed tym, jak w tym miejscu zginął 52-letni Mirosław I., musieli przejechać przez płonącą barykadę z drzew, którą ustawili ścigający ich imigranci. "Byliśmy w szoku, ogromny stres o własne życie" - opisuje kobieta. Francuskie służby rozkładają bezradnie ręce.
24.06.2017 | aktual.: 30.03.2022 11:06
Do sytuacji doszło w poniedziałek ok. godz. 3:30 na autostradzie A16, na kilka km przed zjazdem do portu w Calais. Jak relacjonuje w wiadomości przesłanej do TVP Info Marta Jaśkiewicz, razem z narzeczonym podróżowała w sznurze samochodów osobowych i tirów.
W pewnym momencie jadące przed nimi ciężarówki gwałtownie stanęły i przy ich samodzie znalazło się ok. 10 imigrantów, którzy próbowali wtargnąć do środka pojazdu. – Mężczyzna ruchami pistoletu pokazał nam, że mamy otworzyć drzwi, był wściekły. Byliśmy w szoku, ogromny stres o własne życie. Narzeczony zaczął trąbić i ruszać samochodem. Wtedy okazało się, że nie jest ich dziesięciu, tylko stu albo i więcej - opowiedziała Jaśkiewicz.
Imigranci ich ścigali, więc przejechali przez ogień
Jeden z nich rzucił się na maskę samochodu. Gdy kierujący nim narzeczony kobiety zwolnił, mężczyzna wstał. Para przyspieszyła i ominęła grupę agresywnych ludzi. - I wtedy napotkaliśmy barykadę rozłożoną na dwóch pasach w postaci płonącego drzewa. Widzieliśmy w lusterkach, że biegną za nami - opisuje Polka.
"Zero tolerancji". Australia wobec uchodźców
Para przejechała przez palącą się zaporę. - Nie mieliśmy innego wyjścia, ci ludzie byli naprawdę agresywni, musieliśmy przejechać przez płonącą barykadę, uszkadzając tym samochód. Robiliśmy to w obronie własnego życia - stwierdziła kobieta.
Tutaj zginął kierowca polskiego busa
Para przypomina, że to na tej trasie następnego dnia zginał kierujący busem Polak - 52-letni Mirosław I. - Mogliśmy to być my - podkreśla kobieta. Na miejscu nie było żadnego patrolu policji.
Co na całą sytuację francuskie służby? - Zadzwoniłam na policję francuską, której dyspozytorka powiedziała mi, że nie jest w stanie mi pomóc, że nie są w stanie nad tym zapanować. Powiedzieli nam jasno, że codziennie mają takie zgłoszenia, że komuś zepsuli samochód, że kogoś napadli - mówi Polka.
Ubezpieczalnia nie chce pokryć kosztów naprawy samochodu pary, ponieważ "sprawca jest nieznany". Prawnicy jak na razie nie chcą podjąć się sprawy uzyskania odszkodowania. To trudna sprawa, ponieważ żaden z imigrantów nie został zatrzymany i nie wiadomo, kto powinien odpowiedzieć za brak zapewnienia bezpieczeństwa na drodze.