Atak na centrum imigracyjne w Dover. Trzy bomby z benzyną, wybiegli przerażeni ludzie
Trzy głuche wybuchy i kilka fajerwerków wystrzelonych w górę na wysokość ok. 20 metrów zmieniło senne, pochmurne Dover w miejsce akcji niczym z hollywoodzkich filmów. W ciągu niespełna minuty na miejsce przybył pierwszy radiowóz policyjny, tuż za nim kolejne trzy. Jak się okazało, odpalony ładunek nie był głupim żartem, a ostatnim etapem rozgrywającego się w niedzielne przedpołudnie aktu terrorystycznego. Reporter Wirtualnej Polski był bezpośrednim świadkiem dziejącego się dramatu.
30.10.2022 | aktual.: 31.10.2022 11:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dover, godzina 11.25. Senny, niedzielny poranek przerywa seria trzech krótkich, głuchych wybuchów, którym towarzyszą wystrzały fajerwerków. Zdecydowanie za wcześnie na sztuczne ognie, wszak dzień Guya Fewkesa będzie obchodzony w Anglii tradycyjnie dopiero 5 listopada, a główne pokazy zaplanowano na przyszłą sobotę i niedzielę. Również zbyt głupie nawet jak na żarty miejscowych nastolatków, jako że akcja dzieje się przy myjniach należących do stacji paliw i ryzyko jest zbyt duże.
Zdarzenie nie było spowodowane przez młodzież, a przez ubranego w białą kraciastą koszulę mężczyznę w średnim wieku - siedzącego w swoim białym aucie. Jak się okazało był to też moment jego śmierci i ostatni akt dziejącego się od kilku minut dramatu. Błyskawicznie na miejscu zdarzenia pojawiła się policja, która otoczyła teren. W ciągu trzech minut od wybuchów na stacji benzynowej na miejscu zdarzenia pojawiły się cztery radiowozy policyjne.
Zdezorientowani byli strażacy, którzy początkowo udali się w inne miejsce, przekonani, że doszło do pożaru w jednym z okolicznych biur. Pierwsze minuty były chaotyczne, a wszystko dlatego, że do dramatycznych scen doszło w dwóch miejscach.
Trzy bomby z benzyną. Wybiegli przerażeni ludzie
Początkowo sprawca pojechał w okolice oddalonego o ok. 400 metrów centrum imigracyjnego w Dover. Mężczyzna rzucił trzy bomby z benzyną i fajerwerkami w bramę ośrodka. Dwa z ładunków domowej roboty wybuchły. Z położonego nieopodal budynku, w którym kierowcy ciężarówek dokonują odpraw celnych, wybiegli przerażeni pracownicy. Gdyby do zdarzenia doszło w dzień powszedni, byłoby tam co najmniej kilkadziesiąt osób.
Wydaje się, że sprawca, który z uśmiechem na twarzy rzucał ładunki, próbował wziąć na cel ewentualnych uchodźców, którzy mogliby się znajdować za bramą. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że dzień wcześniej przez kanał La Manche nielegalnie przedostało się niespełna 1000 imigrantów. W niedzielę morze było niespokojne, co skutecznie zniechęciło potencjalnych uchodźców do przedostania się z Francji do Anglii. W efekcie za bramą nie widać było imigrantów, a pożar objął jedynie dość jej solidną konstrukcję.
Po wyrzuceniu ładunków mężczyzna pojechał swoim autem na pobliską stację benzynową BP. Tam odpalił resztę ładunków, co przyczyniło się do jego śmierci. Według świadków, którzy byli bliżej miejsca zdarzenia, mężczyzna przed odpaleniem ostatniego ładunku jeszcze przewiązał sobie szyję liną.
Zaledwie kilkadziesiąt sekund po trzech głuchych wybuchach na stację przyjechały pierwsze radiowozy. Policjanci już kilka minut wcześniej musieli otrzymać informację, że mężczyzna w białym aucie stoi za atakiem na centrum imigracyjne, dzięki czemu błyskawicznie znaleźli się na miejscu zdarzenia.
Teren został odgrodzony policyjną taśmą, a na tylną część samochodu sprawcy nałożono niebieską plandekę oraz rozstawiono tymczasowe ogrodzenie, aby miejsce tragedii nie było widoczne dla pasażerów przejeżdżających obok stacji paliw drogą A20. Wkrótce do radiowozów dołączył pick up, z którego wysiadło dwóch ekspertów od usuwania materiałów wybuchowych.
Kilka policyjnych aut oraz cztery wozy straży pożarnej były widoczne również kilkaset metrów dalej, gdzie doszło do ataku. Niewielki pożar został dość szybko ugaszony. Jedyną ofiarą niedzielnego zdarzenia był sam sprawca. Nieznane są dokładne motywy, jakimi kierował się mężczyzna.
Na pierwszy rzut oka nic nie mogło wskazywać, że ten człowiek mógłby dokonać aktu terroru. Schludnie ubrany, w wyprasowanej białej koszuli w czarne kraty i za kierownicą dwuletniego sportowego auta nie wyglądał jak osoba, która niedzielne przedpołudnie może spędzić na próbie ataku na centrum imigracyjne i która następnie dokona samobójstwa.
Niedzielne wydarzenia z Dover obiegły wszystkie brytyjskie media. Dziennikarze zastanawiają się, czy za sprawą stał skrajnie prawicowy ekstremista - czujący niechęć do nielegalnych imigrantów, czy może człowiek z poważnymi zaburzeniami psychicznymi.
Głos zabrała między innymi minister spraw wewnętrznych Suella Braverman: "W Dover miał miejsce niepokojący incydent. Otrzymuję regularne informacje dotyczące tej sytuacji. Moje myśli są z poszkodowanymi, niestrudzonym personelem Home Office i policją. Musimy teraz wspierać funkcjonariuszy w prowadzeniu dochodzenia" - napisała na Twitterze.
Minister ds. imigracji Robert Jenrick zapowiedział przyjazd do Dover. Media obawiają się napięć spowodowanych przeludnieniem w ośrodkach migracyjnych. Tylko w sobotę przez kanał La Manche do Dover przedostało się 990 imigrantów. W 2022 r. liczba nielegalnych uchodźców przedostających się z Francji do Anglii przekroczyła już 40 tys.
Rosnące niepokoje społeczne, drastyczny wzrost cen kosztów życia i problem z napływem imigrantów radykalizuje społeczeństwo.
Z Dover dla Wirtualnej Polski Karol Borawski