Atak hakerów z Korei Płn. na Sony to dopiero początek? Następne mogą być elektrownie atomowe
Atak hakerów na wytwórnię filmową Sony mógł być tylko ćwiczeniem przed poważniejszym uderzeniem północnokoreańskiej armii informatyków, której głównym zadaniem może być sparaliżowanie systemów energetycznych i teleinformatycznych we wrogich państwach.
20.12.2014 | aktual.: 20.12.2014 13:24
- Ostatecznym celem Korei Północnej w ramach jej cyberstrategii jest możliwość ataku na południowokoreańską i amerykańską infrastrukturę - mówił Kim Heung-kwang, uciekinier, który w swojej dawnej ojczyźnie był profesorem informatyki. Naukowiec w rozmowie z Reuterem twierdzi, że choć uciekł na Południe 10 lat temu, to wciąż utrzymuje kontakt z niektórymi znajomymi w Korei Północnej.
- Zhakowanie Sony przypomina poprzednie ataki, które przypisywano Korei Północnej. To rezultat ćwiczeń i starań, których celem jest niszczenie infrastruktury - mówi Kim. - Oni nauczyli się przeprowadzać ataki związane z sieciami elektronicznymi - potwierdza Jang Se-yul, również uciekinier, który studiował informatykę na wojskowej uczelni, zanim zbiegł na Południe sześć lat temu.
Były student przytoczył także historię specjalnej komórki, zwanej Biurem 121, które jest prowadzone przez wojskową agencję wywiadu i skupia najzdolniejszych ekspertów komputerowych w kraju. Jang twierdzi, że większość hakerów z tej formacji jest wyłaniana z wydziału, na którym studiował.
Elektrownie deklarują gotowość
W marcu 2013 roku Korea Północna przeprowadziła atak na sąsiadów z Południa, w którym na kilka dni unieruchomiła 30 tys. komputerów z sieci bankowych i nadawczych. Niedługo po tym uderzeniu kolejną ofiarą padły rządowe witryny.
Przedstawiciele branży energetycznej, którzy nadzorują m. in. 23 reaktory atomowe, zaopatrujące 1/3 kraju w energię, przyznali, że plany na wypadek ataku hakerskiego są gotowe. - Od czasu ubiegłorocznego ataku na banki jesteśmy bardziej czujni - mówił pracownik państwowej spółki Korea Hydro & Nuclear Power.
Z kolei przedstawiciele branży gazowej przyznają, że ściśle współpracują z wywiadem w zakresie obrony przed cyberatakami.
Niebezpieczny film
W środę Sony Pictures odwołała wprowadzenie filmu "The Interview" do kin po groźbach hakerów - najprawdopodobniej z Korei Północnej - pod adresem zarówno widzów jak i właścicieli sieci kin. Zagrozili oni atakami, porównywalnymi z tymi z 11 września 2001 roku, jeśli film wejdzie na ekrany kin.
FBI formalnie oskarżyło w piątek o ten atak Koreę Północną. Obama powtórzył ten zarzut i zapowiedział, że USA odpowiedzą na atak "proporcjonalnie" i w sposób jaki uznają za odpowiedni.
Produkcja, która pochłonęła 44 mln dolarów, opowiada o fikcyjnym zamachu na przywódcę Korei Północnej Kim Dzong Una. Centralnymi postaciami komedii są dziennikarze zwerbowani przez CIA (wcielili się w nich Seth Rogen i James Franco), którzy mają zamordować komunistycznego lidera.
Korea Płn. się nie przyznaje
Do ataku na Sony doszło w listopadzie, gdy hakerzy przejęli z komputerów Sony Pictures około 100 terabajtów danych, wśród których znalazły się m.in. informacje o pracownikach i ich numerach ubezpieczeń społecznych oraz szczegóły kontraktów z aktorami i twórcami filmowymi. Ale na tym się nie skończyło. Wzburzeni filmem o zamachu na przywódcę Korei Północnej wysyłali maile z pogróżkami do pracowników Sony, żądając wycofania filmu.
Władze w Pjongjangu zapewniają, że nie mają nic wspólnego z atakami cybernetycznymi i ostatnimi pogróżkami. Jednocześnie wielokrotnie krytykowały twórców filmu, a w ostatnim liście do sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna oceniły, że "The Interview" "jawnie wspiera terroryzm i nakłania do działań wojennych". Jak zaznacza NYT, śledczy nie wykluczają, że Korei Północnej pomógł ktoś z samej firmy Sony, kto znał jej system komputerowy.