Armia chce nam pokazać wszystkie swoje skarby
Miny, miotacze ognia, amfibie i wielki czołg. To wszystko pokazuje wojsko we Wrocławiu.
02.12.2009 | aktual.: 03.12.2009 11:13
W Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych im. gen. Jakuba Jasińskiego przy ul. Obornickiej ma powstać dostępne dla wszystkich muzeum. Żołnierze chcieliby, aby zostało otwarte w połowie przyszłego roku.
Jednak już teraz można oglądać eksponaty, które w jednostce gromadzono przez lata. To przeważnie przedmioty związane z profilem jednostki, czyli należące do chemików i saperów. Można je zobaczyć w wojskowej sali tradycji. Wystarczy się wcześniej umówić telefonicznie (tel. 71-765-71-17). Jest to konieczne, bo na teren jednostki nie można wejść wprost z ulicy. Gdy powstanie muzeum, teren, na którym zebrane są eksponaty, zostanie wydzielony, a wtedy każdy będzie mógł tam wejść bez żadnych przeszkód.
Na zwiedzanie warto wybrać się już teraz. Bo jest co podziwiać. Zgromadzono sprzęt wojskowych inżynierów, który był używany od XVII wieku do czasów obecnych. Obok starych, okutych łopat, są eksponowane również potężne niemieckie maszyny z czasów II wojny światowej, które służyły do kopania okopów i transzei.
- Mamy też pamiątki spod Monte Cassino - mówi z dumą Jerzy Maziarz, kustosz. Pokazuje urnę z ziemią. - Polscy saperzy wykuli tam 1,5-kilometrową ścieżkę w skale. Dzięki temu mogło dojść do szturmu na opanowany przez Niemców klasztor. Wspominamy to z wielkim szacunkiem.
W salach można oglądać dokumenty, instrukcje dla saperów z różnych lat, mundury czy też podręczne wyposażenie żołnierzy. Jednak przy Obornickiej największe wrażenie robi sprzęt wojskowy. Są tam wystawione miotacze ognia, miny (także morskie), różnego rodzaju broń wykopana przez saperów z Wrocławia. Można oglądać również niemiecki czołg Goliat - czyli niewielkich rozmiarów, zdalnie sterowane urządzenie, które podkładało materiały wybuchowe. Goliata znamy ze sceny w filmie ,,Kanał". Część sprzętu jest polska, część niemiecka czy rosyjska. Z zagranicznych misji do Wrocławia trafiła jednak broń z różnych zakątków świata. I tak można oglądać miny produkcji włoskiej czy amerykańskiej. Niektóre urządzenia mogą budzić grozę.
Tak jest z np. wielkim agregatem z metalową siatką.
- Prąd, który wyprodukował, zasilał siatkę. Gdy ktoś na nią nastąpił, od razu ginął. Można było ją rozłożyć na sporym obszarze - opowiada major Wojciech Leszczyński, który o eksponatach wie wszystko. - W końcu zabroniono tego używać, bo uznano to za niehumanitarne. Ale Rosjanie i tak produkowali taki sprzęt, był wykorzystywany np. w Korei.
W jednej z sal wystawiono kilkumetrowej długości makiety mostów. Część z nich to prace dyplomowe podchorążych. Musieli udowodnić, że wiedzą, jak skonstruować przeprawę, po której przejadą wielotonowe czołgi. Ciężkiego sprzętu również nie brakuje przy Obornickiej. Na podwórzu stoi prawdziwa flota amfibii, łodzi desantowych. Jest też wielki czołg: nie ma jednak lufy, w jej miejscu zamontowano specjalną wyciągarkę.