PolitykaArłukowicz wstąpi do PO?

Arłukowicz wstąpi do PO?

- Aleksander Kwaśniewski jest wielką wartością polskiej polityki. Pytanie, czy wszyscy politycy Sojuszu, którzy powinni słuchać jego uwag, rzeczywiście to robią - mówi Wirtualnej Polsce b. członek klubu parlamentarnego SLD, a dziś pełnomocnik premiera ds. przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu Bartosz Arłukowicz. Polityk przyznaje, że poznał już dobrze Platformę Obywatelską, ale na pytanie, czy zamierza wstąpić do partii Donalda Tuska odpowiada: te decyzje są wciąż przede mną.

WP: Od reality show „Agent”, przez SDPL, LiD, SLD do sekretarza stanu w kancelarii premiera. To była dla pana burzliwa dekada.

- Ostatnie dziesięć lat to intensywny okres w moim życiu, zarówno zawodowym, jak i politycznym. Cały czas działam jednak w podobnym obszarze, w którym służy się pomocą drugiemu człowiekowi.

WP: W tym roku skończy pan 40 lat. Zrobi pan bilans?

- Chyba każdy zbliżając się do czterdziestki robi pewne podsumowanie. Ja także spoglądam do tyłu i cieszę się, że te 40 lat przebiegło tak jak przebiegło.

WP: Narysuje pan tabele największych sukcesów i porażek i co pan do niej wpisze?

- Te 40 lat to kilka trudnych momentów. Bardzo trudne studia medyczne, zdobywanie poszczególnych stopni specjalizacji z pediatrii, praca na oddziale onkologii dziecięcej. To szczególny oddział. Potem zaangażowanie w działalność społeczną. Punktem zwrotnym na pewno był dla mnie Międzynarodowy Order Uśmiechu, który utwierdził mnie w przekonaniu, że gromadzenie ludzi wokół akcji społecznych jest czymś niezwykle ważnym. I w końcu droga polityczna. Oczywiście wszystko ma swoje koszty. W moim przypadku to szybkie tempo życia, na pewno chciałbym więcej czasu poświęcić dzieciom.

WP: Dziś jest pan bardziej politykiem niż lekarzem. Musiał pan w jakimś sensie poświęcić swoich pacjentów.

- Moi koledzy, którzy pracują na oddziale onkologii dziecięcej, są świetnymi lekarzami. Ja także nie tracę kontaktu ze swoimi pacjentami, z ich rodzicami. Wielu z nich jest bardzo aktywnych społecznie. Pomagają mi także w tym, co robię teraz, w polityce.

WP: Nie żałuje pan tej decyzji? Dziś nie siedzi pan przy łóżkach swoich pacjentów.

- To był świadomy wybór. Nigdy jednak nie odszedłem od medycyny i nie zamierzam odchodzić.

WP: Co skłania lekarza z powołaniem, by zaangażować się w politykę?

- Chęć zmieniania rzeczywistości. Można się na nią albo obrażać, albo próbować ją zmieniać na lepsze. Temu drugiemu służy według mnie polityka. W głębi duszy wciąż jestem jednak lekarzem.

WP: Żona nie odradzała panu tej drogi? Nie wolała mieć męża lekarza niż męża polityka?

- Polityka to trudne i czasochłonne zajęcie, wymaga wiele skupienia, energii i czasu. Ale daje też wiele satysfakcji i poczucie, że podejmując decyzje polityczne tak naprawdę wpływa się na życie codzienne każdego z nas.

WP: Po przejściu do klubu Platformy Obywatelskiej pilnuje się pan, żeby nie stać się „plastikowym” i „nijakim”? Kiedyś zarzucał pan to politykom tej partii.

- Poznałem Platformę Obywatelską już dobrze. To formacja, w której jest wiele barwnych i wartościowych postaci. Ja zaś staram się uprawiać politykę w sposób naturalny i otwarty. Taki też jestem dla partnerów w polityce i dla wyborców. Po prostu lubię ludzi i rozmowy z nimi. Myślę, że Polacy są zmęczeni językiem agresji i wyostrzoną walką polityczną.

WP: Kiedy premier przestał być dla pana „mistrzem plastikowości” – tak mówił pan o nim pod koniec 2009 roku w wywiadzie dla „Polski”.

- Rozmawiałem z premierem wielokrotnie, wspólnie szukaliśmy przestrzeni kompromisu, ponieważ jest on potrzebny polskiej polityce. Po wyborach okazało się, że wyborcy to zaakceptowali.

WP: Wynik wyborczy Platformy to rzeczywiście duży sukces. Jak dzisiaj ocenia pan premiera?

- Współpracujemy od kilku miesięcy. Wspólnie znaleźliśmy przestrzeń działania dla rozwiązywania poważnych ludzkich problemów. Najważniejsze jest to, że premier poszerza środowisko polityczne, a nie je zawęża, tak jak inni liderzy.

WP: Wstąpi pan do Platformy?

- Te decyzje są przede mną.

WP: Dwa lata temu mówił pan, że Grzegorz Napieralski jest skutecznym liderem. Nadal pan tak uważa?

- Z przykrością patrzę na wynik wyborczy SLD, ponieważ jest on po prostu słaby. Bardzo wielu wartościowych ludzi lewicy znalazło się dziś poza parlamentem. Uważam to za wielką szkodę dla polskiej polityki i demokracji.

WP: Kto odpowiada za tak słaby wynik Sojuszu?

- To efekt kilkuletniej polityki kierownictwa SLD, pewnej strategii, która została przyjęta. Ja zawsze byłem zwolennikiem budowy środowiska otwartego, lewicy społecznej, zapraszania nowych środowisk, wewnętrznej dyskusji, otwierania się na kolejne sfery życia publicznego. Dzisiaj jestem wśród ludzi, którzy takie postrzeganie polityki akceptują i taką politykę chcą uprawiać.

WP: Wojciech Olejniczak całkowitą odpowiedzialnością za klęskę Sojuszu obarcza Grzegorza Napieralskiego. Zgadza się pan z jego oceną?

- Każdy ma prawo po swojemu oceniać tę sytuację. Według mnie przyczyny porażki leżą w błędnej strategii przyjętej przez władze partii.

WP: Potrafi pan wskazać, kiedy zaczęła się ta błędna strategia?

- Od dłuższego czasu od SLD odchodziło coraz więcej wartościowych ludzi lewicy. Reprezentowali oni często różne środowiska, ale łączyła ich duża wrażliwość społeczna. Sojusz, nie próbując zatrzymywać tych ludzi, stawał się coraz bardziej osamotniony. WP: Podobno przed wyborami niektórzy politycy SLD po cichu trzymali za pana kciuki. Mieli dość taktyki Napieralskiego, chcieli zmiany lidera. Dostawał pan sygnały o poparciu z ich strony?

- Od wielu lat współpracuję z przedstawicielami różnych środowisk społecznych i politycznych, których łączy wrażliwość lewicowa. Ci ludzie bardzo pomagali mi również w ostatniej kampanii.

WP: Pana wynik był imponujący. Okazał się pan niekwestionowanym zwycięzcą w pojedynku z Napieralskim.

- Nie prowadziłem z nim pojedynku.

WP: Start w tym samym mieście co lider partii, którą pan niedawno opuścił, musiał być wyzwaniem.

- Z nikim o nic nie rywalizowałem. Starałem się przekonać mieszkańców Szczecina, że warto postawić na ludzi, którzy w sposób odpowiedzialny zagwarantują bezpieczne funkcjonowanie państwa w tak trudnym dla Europy czasie.

WP: Okazał się pan w tym przekonywaniu dużo skuteczniejszy niż Napieralski.

- Od lat żyję w Szczecinie i mam wrażenie, że dobrze znam się z mieszkańcami mojego miasta. W wyborach obdarzyli mnie dużym zaufaniem, za co im bardzo dziękuję. To dla mnie ogromny zaszczyt i wyróżnienie.

WP: W rozmowie z „Krytyką Polityczną” mówił pan, że nie widzi możliwości, żeby postulaty, o których mówi np. Katarzyna Piekarska, można było dzisiaj realizować w SLD.

- Żałuję, że Katarzyna Piekarska poprzez, w mojej ocenie, błędną strategię przyjętą przez SLD, znajduje się dzisiaj poza parlamentem. Podobnie zresztą jak wielu innych polityków lewicy.

WP: Widział się pan z nią po wyborach? Rozmawiał na temat ewentualnej działalności w ramach PO?

- Bardzo szanuję Katarzynę Piekarską i jej kompetencje. Przyjaźnimy się i współpracujemy od lat, i niezależnie od tego, czy jest dziś w parlamencie czy nie, będzie tak nadal. To naturalne.

WP: Czy przed wyborami dochodziły do pana głosy, że Napieralski nie spełnia oczekiwań polityków SLD?

- Sami wybrali swojego szefa. To były wewnętrzne decyzje tej partii.

WP: Nie ma pan poczucia, że za późno się obudzili?

- Każde ugrupowanie określa strategię swojego działania i akceptuje propozycje składane przez szefa. To politycy decydują, jaką partią chcą być. I SLD politykę kreowaną przez kierownictwo partii akceptowało.

WP: Wątpliwe, by Sojusz chciał być partią, która zdobędzie w wyborach 8% głosów. Spodziewał się pan, że będzie aż tak źle?

- Obserwując to, co działo się w ciągu ostatnich kilku lat, a szczególnie w ostatnich miesiącach, nie spodziewałem się wyniku przekraczającego 10%.

WP: 10% zdobył za to Ruch Palikota.

- Jego wynik zaskoczył nas wszystkich. Janusz Palikot stworzył formację, którą mam wrażenie dopiero teraz sam będzie poznawał. Czy ona przetrwa na polskiej scenie politycznej? Zobaczymy.

WP: Palikot ma szansę zostać mesjaszem lewicy?

- Lewica ma przed sobą długą drogę. Powinna odłożyć na bok personalne spory, które od lat ją dręczą, i na nowo zrozumieć swoją rolę na polskiej scenie politycznej. Uważam, że jest to możliwe, ale wymaga od polityków wspólnego działania.

WP: Czy w sytuacji, gdy Ruch Palikota przejmuje zarówno hasła, jak i ludzi Sojuszu, ma on jeszcze szansę na odbudowę swojej pozycji?

- SLD będzie rywalizowało z Ruchem Palikota i jednocześnie będzie toczyło wewnętrzną dyskusję. Jaki będzie jej wynik? Wszystko zależy od ludzi Sojuszu.

WP: Wybór Leszka Millera na szefa klubu SLD to dobra decyzja?

- Każda partia ma prawo do autonomicznych decyzji. Jeśli gremium partyjne uznało, że najlepszym szefem klubu będzie Leszek Miller, to ja tę decyzję szanuję. WP: A pan zgadza się z tym wyborem? Miller to najlepsza osoba na to miejsce?

- SLD znajduje się w trudnej sytuacji, zaś sam Leszek Miller ma za sobą długą i wyboistą drogę polityczną. Przed nim niełatwe zadanie.

WP: Kogo widziałby pan na stanowisku przewodniczącego SLD?

- Politycy Sojuszu wybiorą sobie sami najlepszego szefa.

WP: Czy Aleksander Kwaśniewski jest dziś potrzebny Sojuszowi?

- Jest on wielką wartością polskiej polityki. To człowiek o niezwykłym doświadczeniu i dużej wiedzy. Symbolizuje wartości, które Polacy bardzo cenili. Dzisiaj pełni rolę doradczą. Pytanie, czy wszyscy politycy Sojuszu, którzy powinni słuchać jego uwag, rzeczywiście to robią.

WP: Kto dzisiaj powinien szczególnie dobrze słuchać jego rad?

- Ci, którzy do tej pory mieli problem ze słuchaniem jego uwag. Zawsze warto posłuchać słów Aleksandra Kwaśniewskiego.

WP: A gdy pan słucha dziś Janusza Palikota, który domaga się np. usunięcia krzyża z sali sejmowej, zgadza się pan z nim? Krzyż powinien zostać zdjęty?

- Jestem zwolennikiem świeckiego państwa. Myślę jednak, że polski parlament nie powinien rozpoczynać swoich prac od awantury o krzyż, ale skupić się na innych poważniejszych problemach takich jak np. jak bezpiecznie przeprowadzić Polskę przez światowy kryzys gospodarczy. Dziś Polacy oczekują od nas odpowiedzialności politycznej, zabezpieczenia funkcjonowania gospodarczego państwa i budowania nowoczesnej polityki społecznej. To są w mojej ocenie największe wyzwania, które przed nami teraz stoją.

WP: Sojusz ma szansę wygrać z Palikotem wyścig na lewicowość?

- Lewicowość polega na budowaniu relacji społecznych opartych o wrażliwość społeczną, postęp i nowoczesność. To tworzenie państwa, w którym silny stwarza warunki bezpiecznego funkcjonowania słabszemu. Zawężanie dyskusji o lewicy tylko do wyścigu na antyklerykalne hasła czy dyskusji aborcyjnej jest mocnym ograniczeniem rozumienia lewicowości jako całości.

WP: Na czym dziś powinien w takim razie skupić się Sojusz, aby odbudować swoją pozycję?

- To są wewnętrzne sprawy Sojuszu, jednak wynik wyborczy pokazuje, że potrzebne są zmiany.

WP: Zapalił pan. Podobno obiecał pan synowi, że jak skończy czterdziestkę to rzuci papierosy.

- Kiedyś trzeba będzie z tym skończyć. Na razie coraz częściej uprawiam sport.

WP: Zachęca pana do tego premier?

- Środowisko, w którym teraz przebywam, przykłada do tego dużą wagę. Ostatnio zacząłem nawet trochę biegać.

WP: To tak jak Sławomir Nowak. Biegają panowie razem?

- Nie wiedziałem, że on też biega.

WP: A gra pan z premierem w piłkę?

- Graliśmy razem w meczach charytatywnych. Coraz częściej gram też z moim synem, ale to jest nasza prywatna piłka, w parku.

WP: Premier jest dobrym graczem?

- Nie jestem szczególnym znawcą piłki nożnej, ale wydaje mi się, że całkiem nieźle radzi sobie na boisku.

WP: A jak radzi sobie w rządzie?

- Donald Tusk jest pierwszym premierem, który został powtórnie pozytywnie zweryfikowany w wyborach. To jego wielkie osiągnięcie, a jednocześnie ważne wydarzenie historyczne.

WP: Prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski twierdzi, że zwycięstwo spotęgowało arogancję Donalda Tuska.

- Wszyscy czujemy wielką odpowiedzialność za mandat zaufania, jakim obdarzyli nas wyborcy. Mamy świadomość, jak wielkie wyzwania przed nami stoją. Jestem przekonany, że to będą dobre cztery lata.

WP: W mediach coraz więcej mówi się o wewnętrznych tarciach na linii Donald Tusk – Grzegorz Schetyna. Czy Platforma sama sobie nie zaszkodzi?

- Platforma to duża odpowiedzialna formacja, zaś Donald Tusk i Grzegorz Schetyna współpracują ze sobą od lat.

WP: Ma pan jeszcze czas, żeby grać na gitarze?

- Kocham muzykę, to dla mnie najlepsza z możliwych form wypoczynku i relaksu. Ostatnio coraz częściej gram ze swoim synem.

WP: Jaką piosenkę zadedykowałby pan premierowi na nową kadencję?

- Na tyle często ze sobą rozmawiamy i dobrze się rozumiemy, że nie musimy sobie dedykować piosenek.

Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (99)