Aresztowano tramwaj
Od poniedziałkowego poranka przy alei Armii Krajowej stoi tramwaj. Nie dlatego że cichaczem, w mgnieniu oka, w Gdańsku powstała nowa linia tramwajowa. Tramwaj firmy Bombardier przybył z Krakowa i stoi na lawecie, "zaaresztowanej" na skutek braku pozwolenia na przejazd.
Kontroli dokonano w nocy z niedzieli na poniedziałek około 4.30 rano. Przewoźnik wiózł spod Wawelu tramwaj firmy Bombardier, eksploatowany przez MPK Kraków. W powrotną drogę miał pojechać z Gdańska dwukabinowy "Dortmund" (o szczegółach operacji mówi rzeczniczka Zakładu Transportu Miejskiego Izabela Kozicka- Prus, patrz ramka).Zestaw laweta plus "Bombardier" to w drogowej terminologii "pojazd nienormatywny": 34 metry długości, 4,3 m wysokości, 50 ton. Zorganizowanie takiego transportu wymaga specjalnego zezwolenia, wydawanego przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. A że w tym wypadku zezwolenia nie było, patrol Inspekcji Transportu Drogowego przy Armii Krajowej zdecydował: koniec trasy.
Tramwaj na lawecie stoi zatem od trzech dni na obrzeżach Gdańska i wszystko wskazuje na to, że jeszcze tam postoi.
To, że ktoś próbował jechać "na partyzanta" i w mediach zrobił się w związku z tą sprawę szum, nie oznacza wcale, że teraz dostanie od nas zezwolenie w trybie ekspresowym. W kolejce czeka bowiem 70 wniosków. Myślę, że procedury potrwają kilka dni. Nie będziemy robić żadnych wyjątków - mówi zdecydowane Piotr Michalski z gdańskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Przewoźnik wystąpił już o zgodę na przejazd brakującego odcinka (jednak jak poinformował nas Piotr Michalski, wniosek zawierał błędy, choć nie musi to automatycznie oznaczać, że decyzja jeszcze przesunięta zostaniew czasie), a na konto Inspekcji Transportu Drogowego musi wpłacić 2,5 tys. zł kary. W GDDKiA uiści również opłatę za zgodę na przejazd ponadnormatywny (w takim przypadku prawdopodobnie konieczny będzie demontaż znaków drogowych, być może również trakcji tramwajowej).
To nie jest przejazd samochodu osobowego na drugą stronę ulicy, musi być zachowana szczególna ostrożność, chociażby dlatego żeby nie uszkodzić wysepek - zwraca uwagę Piotr Michalski. Zgodę na przejazd lawety z Bombardierem wydał już Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku. Po gdańskich torowiskach na co dzień kursują trzy tramwaje Bombardiera. W Krakowie jest ich 50. Obecnie Gdańsk posiada także dwa kupione od Dortmundu tramwajów N8C. Docelowo ma ich być w mieście 46.
O wyjaśnienie sprawy chcieliśmy prosić rzecznika krakowskiego MPK. Niestety, rzecznik przedsiębiorstwa był wczoraj dla nas nieuchwytny. Do sprawy wrócimy.
Nie ma się z czego śmiać
Jerzy Żyliński z Inspekcji Transportu Drogowego: Transport stoi nadal, bo tego wymaga procedura. Sytuacja, z punktu widzenia pasażera tramwaju, może wyglądać na komiczną, ale ja bym się nie radził śmiać. Co by było, gdyby pod takim pojazdem zawalił się wiadukt albo chociaż uszkodził on znaki drogowe czy krawężniki? Przy transportach o takich gabarytach przewoźnik musi zachować procedury, czyli mieć zezwolenie z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Jakie były kulisy zatrzymania? Normalne, niemalże rutynowa kontrola. Nie mieliśmy żadnej informacji z południa Polski, że jedzie podejrzany pojazd i trzeba go zatrzymać. Mówiąc obrazowo, przewoźnik jechał pod osłoną nocy i prawie mu się udało. Powinniśmy odstawić tę lawetę z tramwajem na parking strzeżony, ale nie mamy fizycznie takiej możliwości, bo on jest po prostu za długi. Teraz czekamy na moment, kiedy GDDKiA wyda zezwolenie na przejazd tego transportu, wtedy go "puścimy". Według mnie, winę ponosi zarówno zleceniodawca przejazdu, jak i
przewoźnik. Procedura wydawania zezwolenia jest czasochłonna, myślę, że jeszcze parę dni ten tramwaj tam postoi.
Izabela Kozicka-Prus, rzecznik ZTM Gdańsk: Szczerze powiedziawszy, nie wiem, dlaczego dziennikarze dzwonią akurat do nas z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy. W dodatku w mediach pojawiają się nieprawdziwe informacje, że to Gdańsk coś komuś pożyczył, co absolutnie nie jest prawdą. Przyznaję, że sytuacja jest wyjątkowo nietypowa, ale przecież to nie jest nasza wina. Jeszcze nic nikomu nie pożyczyliśmy. Szczegóły całej tej sprawy są następujące. Z prośbą o pożyczenie na trzy miesiące naszego "Dortmunda" wystąpili koledzy z Krakowa, z którymi od lat współpracujemy. W związku z pracami remontowymi, które prowadzą, potrzebują tramwaju mającego kabiny po obu stronach, a takie właśnie są "Dortmundy". Wyświadczamy Krakowowi uprzejmość, a procedurą związaną z transportem obu tramwajów zajmują się ludzie spod Wawelu. Procedura miała być taka, że do Gdańska dociera Bombardier i wtedy w zamian do Krakowa jedzie "Dortmund". Mimo zamieszania liczba naszych tramwajów nie zmieniła się, nie mamy kłopotów związanych z
brakiem taboru. Uważam zatem, że z gdańskiego punktu widzenia sprawy po prostu nie ma.
Paweł Rydzyński