Areszt w 3 godziny. "Białoruskie standardy nominata Ziobry"
Jeden z sędziów z naruszył prawo do obrony i do rzetelnego procesu. "Gazeta Wyborcza" ujawnia kulisy skandalu w poznańskim sądzie z nominatem Zbigniewa Ziobry w roli głównej.
"Gazeta Wyborcza" opisuje sprawę, w której do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu trafił wniosek prokuratury o przedłużenie aresztu dla Leonarda W. Podejrzany wcześniej już od ponad roku przebywał w areszcie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Leonard W. jest podejrzany o szereg przestępstw: udział w grupie przestępczej, paserstwo, posiadanie narkotyków. Przedłużenia aresztu domagała się Prokuratura Krajowa. Do poznańskiego sądu trafiły wraz z wnioskiem 64 tomy akt (60 w formie papierowej i cztery na płycie CD – to akta z niemieckiej prokuratury, bo przestępcy mieli działać również za granicą).
W wypadku, kiedy chodzi o pozbawienie wolności jeszcze przed wyrokiem sądu, "należy wnikliwie pochylić się nad wnioskiem prokuratury, sprawdzić, dlaczego śledztwo jeszcze się nie zakończyło" - tłumaczy jeden z sędziów w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Ekspresowe rozpatrzenie sprawy
Wprowadzony przez Zbigniewa Ziobrę system komputerowy losuje do rozpoznania wniosku sędziego Przemysława Radzika. W momencie przydzielenia sprawy sędzia miał na rozpatrzenie wniosku 11 dni. Radzik zdecydował o rozpatrzeniu sprawy od ręki.
"Między wyznaczeniem posiedzenia i przekazaniem Radzikowi akt a wydaniem postanowienia mijają raptem trzy godziny i 21 minut" - wylicza "Gazeta Wyborcza" i przypomina, że każdy z tomów akt, jakie dostarczono Radzikowi, ma 200 stron.
"Naruszenie prawa do obrony"
Podejrzany złożył zażalenie. Kilka dni później postanowienie Radzika zostaje uchylone przez trzech doświadczonych sędziów Sądu Apelacyjnego w Poznaniu: Przemysława Grajzera, Piotra Michalskiego i Macieja Świergosza. Według sędziów Radzik naruszył art. 6 Europejskiej konwencji praw człowieka, która gwarantuje każdemu prawo do rzetelnego procesu sądowego.
"Przy 64 tomach akt zachodziła konieczność zapoznania się z ogromem materiału dowodowego obejmującego kilkanaście tysięcy stron. Rzetelne wykonanie tego rodzaju czynności (…) w takim czasie nie jest możliwe" - tłumaczą sędziowie w cytowanym przez gazetę uzasadnieniu.
Zwracają także uwagę, że Leonard W. nie miał realnych szans na złożenie wniosku o wyznaczenie mu obrońcy z urzędu.
W tej sprawie sąd powiadomił Leonarda W. o posiedzeniu dwie i pół godziny przed jego rozpoczęciem. "[Podejrzany] nie miał zatem de facto realnej możliwości złożenia wniosku [o obrońcę]. Oznacza to kolejne naruszenie prawa do obrony" – piszą sędziowie.
Neosędzia, nominat Ziobry
Przemysław Radzik jest tzw. neosędzią. Awansował dzięki rekomendacji upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa. Jest byłym prokuratorem, a po zostaniu sędzią nie miał szans na awans, ponieważ był wcześniej karany dyscyplinarnie.
Jego kariera rozwinęła się dopiero za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Zasłynął m.in. gorliwością jako rzecznik dyscyplinarny powołany przez Zbigniewa Ziobrę. "Ścigał sędziów, którzy podpadli obecnej władzy, bo bronili praworządności i krytykowali jej łamanie" - pisze "GW".
Według gazety okoliczności wydania decyzji przez Radzika w sprawie Leonarda W. zbulwersowały doświadczonych sędziów, którzy mówią o białoruskich standardach nominata Ziobry.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Polacy o uczciwości kampanii wyborczej. Najnowszy sondaż
Źródło: "Gazeta Wyborcza"