Archeolog: badaczy czeka pod Smoleńskiem żmudna praca
Grupa archeologów badająca teren po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem czeka długotrwała i żmudna praca - uważa archeolog prof. Michał Kobusiewicz z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, który przedstawił możliwy scenariusz badań.
O tym, że polscy archeologowie udadzą się w przyszłym tygodniu do Smoleńska, by zbadać miejsce katastrofy Tu-154, poinformował minister w kancelarii premiera Michał Boni. Jego zdaniem, grupa, która uda się do Smoleńska, ma liczyć od pięciu do siedmiu osób.
- W miejscu katastrofy najprawdopodobniej będzie założone normalne wykopalisko archeologiczne, które rzeczywiście pozwoli ten teren bardzo szczegółowo przebadać. W ten sposób możliwe stanie się określenie tego, co jest na i pod ziemią - powiedział Kobusiewicz. - Tam wszystko musi być bardzo delikatnie eksplorowane i jeszcze przesiewane na sitach, a zatem to będzie żmudna i długotrwała praca - ocenił.
Jak tłumaczył, badanie to polega na założeniu siatki kwadratów, z których każdy będzie miał wielkość jednego ara. - Najpierw wyznacza się kwadraty 10 na 10 metrów, następnie odznacza się każdy metr kwadratowy i dokumentuje się wszystkie znaleziska - wyjaśnił archeolog.
W pracach archeologów użyte zostaną także profesjonalne wykrywacze metalu, a także specjalistyczna aparatura pomiarowa tzw. teodolit, który pozwoli na określenie położenia w poziomie i pionie odkrywanych przedmiotów.
- Do tego robi się dokumentację rysowniczą i fotograficzną. Chodzi m.in. o porównanie, w jakim położeniu względem siebie znajdowały się znalezione przedmioty - podkreślił archeolog. Dodał też, że praca ta pozwoli na bardzo dokładne określenie głębokości znalezisk i ich położenie w każdym konkretnym metrze kwadratowym.
W ocenie profesora, archeolodzy mają doświadczenie w przeprowadzaniu tego rodzaju prac, m.in. prowadząc wcześniej ekshumacje grobów w Katyniu. - Z punktu widzenia metodyki dla archeologów to nie jest trudne zadanie - powiedział Kobusiewicz.
Zaznaczył jednak, że ze względu na niewielką liczbę wysyłanych na teren katastrofy specjalistów, ich praca może okazać się długotrwała. - To jest olbrzymi teren, długości kilkuset metrów i szerokości, co najmniej kilkudziesięciu, tak więc arów do archeologicznego przebadania jest mnóstwo - tłumaczył archeolog, dodając, że prace polskich archeologów mogą potrwać nawet kilka miesięcy. - Kilku archeologów to jest trochę mało, bo taka praca jest czasochłonna - dodał.
10 kwietnia w Smoleńsku samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się przy próbie lądowania w bardzo trudnych warunkach pogodowych. W katastrofie zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu.