Antyamerykańskie ataki w Iraku jeszcze przez kilka lat
Młody wysportowany Irakijczyk tryska
dumą, mówiąc o swych podwładnych, którymi pod osłoną ciemności
dowodzi przy atakach moździerzowych na amerykańską bazę lotniczą -
napisał Reuter w korespondencji z Bakuby. Twierdzi, że amunicji do walki z USA starczy jeszcze na kilka lat.
23.12.2003 | aktual.: 23.12.2003 14:05
"Po zmierzchu zaczynamy nasze ataki przy użyciu moździerzy kalibru 82 i 120 milimetrów" - powiedział dziennikarzowi agencji były oficer sił bezpieczeństwa Saddama Husajna, ukrywający tożsamość pod pseudonimem Abu Dżassem.
Ubiegłotygodniowe schwytanie Saddama Husajna przez Amerykanów nie miało większego wpływu na wolę walki jego sunnickich rodaków, rozgniewanych obcą okupacją i utratą ich niegdyś dominującej pozycji w społeczeństwie - zaznacza Reuter.
Abu Dżassem twierdzi, że mieszka w ocienionej palmami wiosce w pobliżu zajętej obecnie przez Amerykanów dawnej irackiej bazy lotniczej pod Bakubą.
Mieszkańcy położonych na wschód od Bakuby wiosek mieli się względnie nieźle za czasów Saddama, który pielęgnował iracką tradycję uciskania szyitów. Wielu z 3 tysięcy mieszkańców tego rejonu było zatrudnionych w aparacie wojskowo-policyjnym lub w państwowym przemyśle i są oni zdecydowanie wrodzy Amerykanom.
Jak powiedział w rozmowie z Reuterem Abu Dżassem, schwytanie Saddama Husajna w Tikricie, położonym na północ od Bakuby, było dla wielu jego zwolenników wstrząsem, ale nie złamało ich determinacji szkodzenia amerykańskim okupantom. "Opór wzrośnie, nie z miłości do Saddama, ale z miłości do narodu" - zaznaczył.
Jakby dla udowodnienia tej determinacji nowiutkie naboje moździerzowe leżą w kryjówkach pod palmami przy drodze naprzeciwko bazy. Byli członkowie saddamowskiej partii Baas, oficerowie wojska i inspirowani dżihadem (islamską świętą wojną) młodzi muzułmanie współtworzą ruch oporu, podejmujący partyzancką walkę z siłami koalicji w Iraku - wskazał Abu Dżassem.
Według niego, pozostała po obalonym reżimie broń wraz z kupowaną na czarnym rynku amunicją moździerzową pozwalają prowadzić taką walkę przez lata. Według niego, ataków dokonują oddziałki o liczebności nie większej niż 10 ludzi.
Jednak mieszkańcy wiosek mówią, że są surowo karani zarówno za wierną służbę obalonemu reżymowi Saddama, jak i za obecne ataki. "Na każdy strzał moździerzowy z wioski Amerykanie odpowiadają 50 rakietami, a ich samoloty bombardują i wypalają nasze plantacje arbuzów" - powiedział jeden z mieszkańców, Ahmed al-Aazawi.
Nocą amerykańskie czołgi wjeżdżają na pyliste ulice wioski w poszukiwaniu sprawców ataków. Nocna godzina policyjna dodatkowo podsyca wrogość.