ŚwiatAnis Amri nie żyje. Zamachowiec z Berlina zginął w strzelaninie koło Mediolanu. Miał "zaplecze" na północy Włoch?

Anis Amri nie żyje. Zamachowiec z Berlina zginął w strzelaninie koło Mediolanu. Miał "zaplecze" na północy Włoch?

Anis Amri nie żyje. Zamachowiec z Berlina zginął w strzelaninie koło Mediolanu. Miał "zaplecze" na północy Włoch?
Źródło zdjęć: © Eastnews
23.12.2016 10:30, aktualizacja: 23.12.2016 15:32

Zamachowiec z Berlina, 24-letni Anis Amri, został zastrzelony w okolicy Mediolanu. Jako pierwsza poinformowała o tym agencja Reutera, powołując się na służby specjalne. Doniesienia potwierdził minister spraw wewnętrznych Włoch Marco Minniti. - To bez wątpienia Anis Amri - oznajmił. Agencja Ansa przytacza tezę śledczych, że Amri mógł mieć "wsparcie" lub "zaplecze" zapewnione przez kogoś ze wspólnoty islamskiej na północy Włoch. Również prokurator generalny Niemiec Peter Frank potwierdza: Amri nie żyje. Jak podała propagandowa agencja prasowa Ama, zamachowiec złożył wcześniej przysięgę na wierność samozwańczemu kalifowi.

Anis Amri, który przeprowadził w poniedziałek zamach na świąteczny jarmark w Berlinie, złożył wcześniej przysięgę na wierność samozwańczemu kalifowi, przywódcy Państwa Islamskiego Abu Bakrowi al-Bagdadiemu - podała propagandowa agencja prasowa Amak. W opublikowanym przez agencję nagraniu 24-letni Tunezyjczyk nawołuje zwolenników IS do ataków na "krzyżowców", czyli świat zachodni.

Jak poinformował Minniti, ok. godz. 3 w nocy mężczyzna podczas rutynowej kontroli na terminalu autobusowym w Sesto San Giovanni wyciągnął pistolet i zaczął strzelać do funkcjonariuszy. Miał krzyczeć "Allahu Akbar!", próbował uciekać. Tunezyjczyk postrzelił włoskiego policjanta, który chciał go wylegitymować. Policjanci odpowiedzieli strzałami zabijając mężczyznę. Agent jest w szpitalu, jego życiu nic nie zagraża.

Prokuratura do walki z terroryzmem nie wyklucza, że terrorysta mógł mieć zaplecze lub wsparcie i dlatego przyjechał tam z Mediolanu. Celem prowadzonego dochodzenia jest między innymi ustalenie miejsc, w których przebywał terrorysta, który w czwartek przybył do Włoch z Francji.

Minniti podziękował na konferencji funkcjonariuszowi za poświęcenie. Zwrócił uwagę, że dzięki niemu Włosi mogą spokojnie i bezpiecznie spędzić święta. - Policjanci, którzy przeprowadzili akcję, wykonali wspaniałą pracę - mówił minister

Wyjaśnił, że obowiązujący we Włoszech stan podwyższonych środków bezpieczeństwa i wzmocnionych kontroli pozwala na natychmiastową identyfikację i "neutralizację" uciekającego osobnika, który dostaje się na terytorium kraju. - To oznacza, że system bezpieczeństwa działa - ocenił szef MSW.

Premier Włoch Paolo Gentiloni oświadczył, że zastrzelenie pod Mediolanem domniemanego zamachowca z Berlina to efekt nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, jakie wprowadzono po tym ataku w całych Włoszech.

W specjalnym oświadczeniu szef włoskiego rządu stwierdził, że wydarzenia, do których doszło ostatniej nocy w mieście Sesto San Giovanni pod Mediolanem, świadczą o tym, że państwo włoskie "jest, funkcjonuje i broni bezpieczeństwa swoich mieszkańców". Podczas spotkania z dziennikarzami szef rządu powiedział, że konieczne jest wzmocnienie współpracy w wymiarze międzynarodowym.

Gentiloni podziękował za operację wszystkim siłom porządkowym - policji, karabinierom, wojsku i wywiadowi. Szczególne słowa wdzięczności skierował do dwóch policjantów, którzy w piątek nad ranem zatrzymali do kontroli podejrzanie zachowującego się mężczyznę. Premier podkreślił, że funkcjonariusz, który oddał strzał do Anisa Amriego, jest na stażu. Obaj policjanci "pokazali odwagę i wielkie zdolności zawodowe" - mówił.

- Zachowywany jest najwyższy stopień czujności, zagrożeń nie można lekceważyć, ale to, co stało się w nocy, pokazuje obywatelom, że państwo jest obecne - oznajmił Paolo Gentiloni.

Poinformował, że o operacji w Lombardii zawiadomił kanclerz Niemiec Angelę Merkel.

Amri nie miał przy sobie dokumentów. Zidentyfikowano go na podstawie odcisków palców. Włoskie służby miały wcześniej informacje, że zamachowiec, poszukiwany w całej Europie, może przebywać na przedmieściach Mediolanu.

Włoski dziennik "La Repubblica" zamieścił na Twitterze film:

Agencja prasowa Ansa podała powołując się źródła w oddziałach policji do walki z terroryzmem, że Amri przyjechał do Włoch z Francji. Przybył najpierw do Turynu, na północy kraju, i tam wsiadł do pociągu do Mediolanu, gdzie dotarł około 1 w nocy z czwartku na piątek. Z dworca głównego w stolicy Lombardii pojechał do Sesto San Giovanni; tam zatrzymał go patrol policji do kontroli.

Broń, z której postrzelił policjanta to ten sam pistolet, z którego zastrzelony został polski kierowca.

Pojawiają się głosy, że Amri mógł mieć wspólnika w ucieczce.

Minniti powiedział, że prokuratura została już poinformowana o zabiciu Tunezyjczyka. Trwa śledztwo w sprawie zajścia w Mediolanie.

Niemiecka prokuratura potwierdziła, że mężczyzna zastrzelony we Włoszech to Anis Amri, domniemany zamachowiec z Berlina. Śledczy poinformowali na konferencji prasowej, że kontynuują dochodzenie, by ustalić, czy terrorysta miał wspólników.

"Amri nie żyje. Ustalamy teraz, czy miał wspólników"

Prokurator generalny Niemiec Peter Frank potwierdził, że Anis Amri, podejrzany o dokonanie niedawno ataku terrorystycznego w Berlinie, nie żyje. Frank podkreślił, że dochodzenie ws. zamachu jest kontynuowane, by ustalić, czy Amri miał wspólników.

- Jest dla nas bardzo ważne ustalenie, czy istniała sieć pomocników i wspólników, zaufanych osób, które pomogły poszukiwanemu w przygotowaniu i przeprowadzeniu zamachu oraz w ucieczce - oświadczył Frank w Karlsruhe.

Poszukiwali go w całej Europie. Zabił 12 osób

Poszukiwania mężczyzny podejrzewanego o przeprowadzenie ataku, prowadzone były w całej Europie. Za aresztowanie Amriego niemieckie władze oferowały 100 tys. euro nagrody. Wszystko wskazuje, że to Anis Amri ukradł ciężarówkę z polskiej firmy przewozowej i wjechał nią w tłum ludzi przebywających na jarmarku. W ataku zginęło 12 osób, a około 50 zostało rannych. Terrorysta zabił też polskiego kierowcę TIR-a, który łapiąc za kierownicę, usiłował przeszkodzić mu w zamachu

Dlaczego zdołał opuścić Niemcy?

Zdaniem doktora habilitowanego Krzysztofa Kubiaka z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dotarcie do terrorysty było możliwe z kilku powodów. Po pierwsze uruchomiono bezprecedensowy na skalę europejską system poszukiwania przestępcy. Naukowiec mówił, że jeżeli powzięto tak dużą ilość środków mających na celu ujęcie sprawcy, to w końcu musiało do tego dojść. Dodatkowo twarz Tunezyjczyka była pokazywana we wszystkich europejskich mediach i dlatego możliwość pozostania w ukryciu była mocno ograniczona.

Kubiak dodał, że zastanawiające jest to, że mimo nawet tak dużej skali poszukiwań sprawca zdołał opuścić Niemcy i przedostać się do północnej części Włoch.

Dobrze znał Włochy

Amri dobrze znał Włochy. Przybył tu, gdy był nieletni w roku 2011 wraz z tysiącami swoich rodaków podczas tzw. arabskiej wiosny. Za wandalizm w ośrodku dla uchodźców skazany został na cztery lata więzienia. Podczas odbywania kary na Sycylii uległ radykalizacji. Po wyjściu z więzienia nie powrócił do Tunezji, lecz udał się do Niemiec. Miał tam jednak trudności z uzyskaniem azylu i zezwolenia na stały pobyt.

Operacja w Aalborg

Duńska policja podawała wcześniej, że w mieście portowym Aalborg widziano mężczyznę o wyglądzie przypominającym domniemanego zamachowca z Berlina. Trwała tam operacja antyterrorystyczna, policja zalecała mieszkańcom, by trzymali się z dala od terenu działań funkcjonariuszy.

Mocne słowa Millera

Śmierć Tunezyjczyka w dosadnych słowach skomentował na Twitterze były premier Leszek Miller. "Najlepszy terrorysta to martwy terrorysta. Już nikogo nie zabije" - napisał.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (758)
Zobacz także