Aneta Krawczyk: seks w... zakresie obowiązków
Romans z Łyżwińskiem?! Jaki romans?! Seks był po prostu w zakresie moich obowiązków. Asystent posła Łyżwińskiego, weterynarz, wstrzykiwał mi oksytocynę, by wywołać wcześniejszy poród.
Nie marzyłam o takiej sławie, to nie tak miało wyglądać Miałam pozostać anonimowa - powiedziała Aneta Krawczyk, która oskarżyła Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego o oferowanie pracy w Samoobronie w zamian za usługi seksualne. Aneta Krawczyk twierdzi ponadto, że Łyżwiński jest ojcem jej dziecka.
Zobacz galerię:
Bohaterowie seksafery
Jak się czuje kobieta, o której mówi cała Polska?
Aneta Krawczyk: Na pewno nie marzyłam o takiej sławie, Boże... Byłam zwykłym szeregowym obywatelem, a tu nagle sława, której nie życzy sobie chyba nikt. To nie tak miało wyglądać. Artykuł w "Gazecie Wyborczej", od którego wszystko się zaczęło, miał wyglądać zupełnie inaczej. Miałam być jedną z kilku opisanych dziewczyn, które dostały pracę w Samoobronie za seks, a stałam się główną bohaterką. Miałam pozostać anonimowa, ale to, co wyrzuciłam w prywatnej rozmowie, okazało się w całej krasie... Mieli zmienić mi imię, nie wspominać nazwy miejscowości, gdzie mieszkam...
Początkowo ukrywała pani swoje nazwisko i twarz. Dlaczego zdecydowała się pani ujawnić w programie TVN-u?
- Sprawy poszły już tak daleko, że dalsze ukrywanie się byłoby tchórzostwem. Złożyłam zeznania w prokuraturze, pojawiły się konkretne zarzuty, zeznania. Uznałam, że jeżeli chcę pokazać prawdę o całej historii, to nie mogę dłużej pozostawać anonimowa. Pozostawanie incognito nie miało już sensu.
Jeżeli są inne ofiary, to trudno byłoby im się identyfikować z kimś takim. Jeżeli już to zaczęłam, będę to kontynuować. Na planie "Teraz my" byłam bardzo zdenerwowana, dostałam środki uspokajające, a w studiu była ekipa medyczna i lekarz, na wypadek gdybym się źle poczuła.
A gdyby pani dostała się do sejmiku, ujawniłaby pani sprawę?
- Pewnie dalej byłabym zobligowana do milczenia, lojalnością wobec partii, bo z ramienia tej partii sprawowałabym jakąś funkcję publiczną.
Nie próbowano pani zaoferować pracy w zamian za milczenie?
- Zbywano mnie, mówiono o jakiejś połówce etatu w przyszłości. Żeby na chwilę zatkać mi usta, żebym nic nie mówiła. Żaden z naszych przywódców nie wierzył, że ktokolwiek może takie coś ujawnić.
Jak poseł Łyżwiński zareagował, gdy pani powiedziała, że jest z nim w ciąży? Mówił, że to nie jego dziecko?
- Nie, nic takiego nie było. Powiedział, że trzeba to "załatwić". Zawsze na pierwszym miejscu stała lojalność, bo wiadomo, że jak nie będzie lojalności, to będą w stanie mnie utrącić. Wtedy miałam do stracenia stanowisko, bo funkcji radnej nie mógł mnie pozbawić.
Powiedziała pani, że asystent posła Łyżwińskiego, weterynarz, wstrzykiwał pani oksytocynę, by wywołać wcześniejszy poród. Czyli zgodziła się pani na to.
- Tak, zgodziłam się. Ale nie od razu. To wcale nie przychodziło tak łatwo.
Poseł nie obawiał się, że pani ujawni całą sprawę?
- Nie. Znał mnie bardzo dobrze. Wiedział, że ze wstydu nigdy nie odważę się mówić. Przypadek sprawił, że ujawniłam to, a teraz lawina ruszyła...
Jak reaguje rodzina, sąsiedzi?
- Prawie nie ma mnie w domu, więc trudno mi mówić o reakcji sąsiadów. Dostaję natomiast sporo SMS-ów od znajomych i nawet obcych osób, które podnoszą mnie na duchu, że jestem dzielna, że dobrze, iż to ujawniłam, że są ze mną, żebym się trzymała, że nie potępiają tego.
Pojawiają się opinie, że tezy "praca za seks" nie będzie pani w stanie udowodnić. I że może miała pani po prostu romans z Łyżwińskim.
- Romans?! Jaki romans?! Seks był po prostu w zakresie moich obowiązków.
Andrzej Lepper stwierdził, że każde z trójki pani dzieci ma innego ojca.
- Jak on mógł tak powiedzieć?! Dwie starsze córki są z mojego pierwszego, jedynego zresztą, nieudanego małżeństwa. Mają dobry kontakt z ojcem.
A jakie ma pani dowody na potwierdzenie swoich spotkań z Lepperem i Łyżwińskim?
- Właśnie się dowiedziałam, że jeden z dowodów: księga z wpisami gości i zdjęciami w restauracji w Radomsku, gdzie się spotkałam z Lepperem i gdzie robiono nam pamiątkowe zdjęcia, gdzieś zaginęła. Ale są inne dowody... Nie próbowała pani z tym skończyć, zdobyć dowody, np. nagrywać wasze spotkania na magnetofon czy kamerę wideo?
- Nie wierzyłam, że to kiedykolwiek się skończy. I że będę musiała to ujawnić.
Jak pani wyobraża sobie dalej swoje życie?
- Wyjadę na pewno za granicę. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zostać w Polsce. Jest ciche przyzwolenie na tego rodzaju praktyki. Osoba pokrzywdzona jest w oczach społeczeństwa tą najbardziej winną. Nie oprawca, mężczyzna, który ją wykorzystuje, tylko ofiara, która zdecydowała się mówić o tym publicznie.
Aneta Krawczykmieszka w wieżowcu na jednym z osiedli w Radomsku. Trzypokojowe mieszkanie na czwartym piętrze zajmuje z trzema córkami i psem jamnikiem. Przed drzwiami do mieszkania stoi dziecięcy wózek spacerowy.
- Staram się jej pomóc jak tylko mogę. Mieszam w sąsiedniej klatce, to do wnuczek mam blisko- mówi matka Anety Krawczyk, która podczas nieobecności córki zajmuje się dziewczynkami. - Mogłabym już przejść na emeryturę, mam już wypracowane lata, ale chciałabym jeszcze trochę popracować w przyszłym roku. To zawsze będzie parę groszy więcej z ZUS.
Aneta Krawczyk po tym jak nie dostała się ponownie do sejmiku, pozostaje bez pracy.
- Jak w poniedziałek zadzwonili do mnie z prokuratury, że mam jak najszybciej przyjechać do Łodzi, to zapytałam, za co? Bo nawet żeby zatankować nie miałam pieniędzy- wyznaje Aneta Krawczyk.
Telefony w domu byłej radnej prawie nie milkną. Sama nosi przy sobie dwie komórki. Co kilka minut jedna z nich się odzywa - dzwonią dziennikarze, prokuratura, znajomi. W czasie jednej z rozmów siada załamana na posadzce. Opiera z rozpaczą głowę o podłogę. Właśnie dowiedziała się, że jedna z dziewczyn, która także miała być wykorzystywana przez posła Samoobrony, nie zgodziła się zeznawać.
Dwa pokoje należą do dziewczynek. Jeden z nich jest wytapetowany na różowo. Na szybie drzwi naklejony napis: Proszę pukać! W drugim komputer, na którym najstarsza córka Anety Krawczyk gra w jakąś grę. Głaszcze po głowie młodszą - 3,5-letnią - siostrę. To jej ojcem miałby być poseł Stanisław Łyżwiński. Czy dziecko jest do niego podobne? Na pewno ma buzię bardziej owalną niż jej siostry. Wszystkie trzy są blondynkami. Najstarsza ma 11 lat, średnia 9, najmłodsza - 3,5 roku.
- To taki babski dom. Aneta, trzy dziewczyny, ja i nawet ta jamniczka. Jak więc przychodzi jakiś mężczyzna, to zaraz łasi mu się do nóg - mama Anety Krawczyk głaszcze czarną suczkę.
W największym pokoju pod oknem stoi duży telewizor ze stalową obudową. Pod ścianami stylowe meble. Za przeszklonymi drzwiczkami trochę książek, kilka kaset wideo, płyty DVD z filmami dodawanymi do kobiecych pism. Na czarnym pianinie zdjęcie ojca Anety Krawczyk, który zmarł dwa lata temu.
Gra o mandat?
W wyborach do Sejmiku Województwa Łódzkiego Aneta Krawczyk uzyskała 1973 głosy. Mandat zdobył jednak inny kandydat Samoobrony, Jacek Popecki, który miał o 133 głosy więcej. Jeżeli radny Popecki musiałby zrezygnować z mandatu, na jego miejsce do sejmiku weszłaby Aneta Krawczyk.
A to właśnie Popecki, technik weterynarii, według relacji Krawczyk miał jej robić zastrzyki z oksytocyny, żeby wywołać wcześniejszy poród. Wczoraj radny Popecki przyznał, że jest ojcem chrzestnym dziecka Anety Krawczyk.
Mirosław Malinowski