Andrzej Lepper, czyli rekin wegetarianin
Przewodniczący Samoobrony triumfuje. Chyba stanowczo za wcześnie. Andrzej Lepper oraz jego partia skwapliwie i z refleksem chwycili szanse, jaka są wyniki badań DNA Stanisława Łyżwińskiego. Ale ich negatywny wynik, mimo sensacyjnego wydźwięku ma – de facto – drugorzędne znaczenie. Bez wątpienia osłabia wiarygodność Anety Krawczyk, jako głównej informatorki o seksualnych ekscesach działaczy Samoobrony. Ale ponury obraz molestowania kobiet wyłania się nie tylko z jej opowieści. I ten obraz nabiera coraz więcej barw. Ciemnych barw.
11.12.2006 10:44
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/bohaterowie-seksafery-6038682264584833g ) [
]( http://wiadomosci.wp.pl/bohaterowie-seksafery-6038682264584833g )
Bohaterowie seksafery
Zapewne dlatego Lepper dziarsko wykorzystał kwestię DNA, by fundamentalnie uderzyć w media i skruszyć ich wiarygodność. Strzela z bardzo grubego kalibru. Mówi o zamachu stanu, wspierany przez Romana Giertycha domaga się zaostrzenia prawa prasowego. W ogóle nadyma się do rozmiarów Zeppelina, zgrywając męczennika, niewinnego baranka kopanego przez niespełnionych polityków, którzy nie dostali się do Sejmu, więc dręczą go w gazetach i telewizjach.
Szczerze? W ogóle mi Leppera nie żal. Nawet gdybyśmy założyli, że doniesienia „Gazety Wyborczej” trzeba podzielić przez dziesięć (acz wcale się na to nie zanosi), to niewinność baranka Leppera nieszczególnie mnie wzrusza. Choćby dlatego, że labiedzący teraz na niesprawiedliwe ataki przewodniczący Samoobrony jest człowiekiem, który poprzeczkę wolności wypowiedzi zawiesił niebywale wysoko, jak na tak niskiego faceta. To on przy nazwisku Leszka Balcerowicza mnożył niezliczone obraźliwe epitety. On pewnego polityka AWS nazwał „bandytą z Pabianic”.
On wreszcie – i to z sejmowej mównicy – hurtem oskarżył kilku polityków o korupcję, wymieniając rzecz jasna ich nazwiska. Lepper strzelał oskarżeniami do wszystkiego co się rusza. Niech nie będzie teraz taki delikatniutki. Czy oznacza to, że media mogą bezkarnie pisać co im tylko do głowy strzeli? Absolutnie nie. Co więcej, problem większej odpowiedzialności za słowo, rzeczywiście istnieje. Wielu dziennikarzy, i wiele tytułów, być może idąc za złym przykładem dawnego Leppera, zbyt łatwo feruje wyroki, zbyt mocnych słów używa i zbyt chętnie wyostrza coś, co nie zawsze musi być sensacyjne czy skandaliczne. Acz – podkreślam jeszcze raz – nie wygląda na to, by dotyczyło to dobrze udokumentowanych doniesień „Wyborczej”. Ale tak się składa, że przewodniczący Samoobrony jest ostatnią osoba, która ma prawo bić z tego powodu na alarm. Walczący o prawdę Andrzej Lepper przypomina trochę wegetariańskie rekiny z kreskówki „Gdzie jest Nemo?”. Nawet gdy zamawiają w restauracji porcje glonów, myślisz tylko o masakrze, jaką
za chwilę tu urządzą.
Postulaty wzięcia mediów za pysk mają jeszcze jeden słaby punkt. Lepper zapomina bowiem, kto w sprawach afer opisywanych przez media jest prawdziwym i ostatecznym sędzią. A wcale nie są to sądy i prokuratorzy. Nie jest i nigdy nie będzie Andrzej Lepper. Ale naczelnym arbitrem nie są też wcale media. Ostatnie słowo należy do nas – ludzi, opinii publicznej, obywateli.
To od naszego widzimisię zależy, jaka będzie ranga sprawy i kto na niej przegra. Na przykład afera Rywina przetrąciła kręgosłup postkomunistom, a taśmy Renaty Beger – mimo wielkiego natężenia świata mediów - nie zaszkodziła specjalnie Prawu i Sprawiedliwości. Widać dostrzegliśmy jakąś różnicę. Zresztą my oceniamy nie tylko bohaterów afer, ale także tych, którzy je opisują. Wiarygodność i zaufanie to rzeczy, które media budują latami, a stracić je można bardzo łatwo. Nikt nie lubi, jak się go oszukuje. My też.
Zatem niech Andrzej Lepper zda się na to, co i tak jako polityk czyni raz na cztery lata. Na osąd rodaków. My chcemy o tej sprawie wiedzieć wszystko. Nie jest tak, że będziemy myśleć, co nam napiszą w gazetach. Mamy własny rozum. I nie zawahamy się go uzyć.
Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski