Andrzej Duda o polityce zagranicznej: będą głębokie korekty
Nie jestem zwolennikiem rewolucji w polityce zagranicznej, ale będą korekty, czasami głębokie - powiedział w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej prezydent elekt Andrzej Duda na dzień przed zaprzysiężeniem. Dodał, że jest za zacieśnieniem współpracy państw od Morza Bałtyckiego w kierunku Adriatyku i Morza Czarnego.
05.08.2015 | aktual.: 05.08.2015 13:04
PAP: Podczas kampanii mówił pan, że misja Lecha Kaczyńskiego nie została dokończona. Jak zamierza ją pan kontynuować jako prezydent? Czy dotyczy ona także polityki zagranicznej?
Andrzej Duda: Mówiłem nie tyle o kontynuacji tej misji, co podjęciu jej na nowo. Ona została przerwana w kwietniu 2010 roku. Wiele elementów swojej wizji Lech Kaczyński przekazał swoim współpracownikom, w tym mnie. Minęło pięć lat, okoliczności w Polsce i na świecie są dzisiaj nieco inne niż te, z którymi miał do czynienia Lech Kaczyński. Pewne koncepcje trzeba dostosować do współczesności.
Jeżeli chodzi o politykę zagraniczną będę chciał realizować wizję aktywnej Polski w przestrzeni międzynarodowej. Oczywiście w poczuciu realiów, że być może nie jesteśmy mocarstwem, ale jesteśmy jednym z największych państw w Europie, jest nas 38 milionów plus potężny zasób Polonii i Polaków mieszkających za granicami. Z nimi także państwo polskie powinno podjąć aktywną współpracę.
Rzeczpospolita z kolei może w wielu wymiarach skorzystać z ich pomocy i wsparcia, zarówno w kwestiach politycznych jak i gospodarczych. Chciałbym, aby programy takie jak je roboczo nazwaliśmy "Polskie ognisko" służyły spajaniu, przede wszystkim młodych Polaków. Polacy mieszkający za granicą pełnią często eksponowane stanowiska, między innymi w biznesie. Ich zbliżanie do Polski, utrzymywanie kontaktu ze stowarzyszeniami, które tworzą, jest wielkim zadaniem na przyszłość, które do tej pory nie było właściwie realizowane.
Jak pan widzi swoją rolę w tworzeniu polskiej polityki zagranicznej?
- Absolutnie nie jestem zwolennikiem rewolucji w polityce zagranicznej. Dyplomacja rewolucji nie lubi, zmiany przeprowadzane w sposób gwałtowny są w polityce zagranicznej niepożądane. Nie będzie więc nagłych zmian, będą korekty, czasami głębokie. Dla mnie elementem takiej korekty jest zaktywizowanie polskiej polityki zagranicznej.
Niezwykle istotne dla nas dzisiaj jest wspieranie dobrego klimatu współpracy transatlantyckiej. Myślę tu zarówno o bezpieczeństwie w ramach NATO, jak i relacjach gospodarczych. To także kwestia wynegocjowania dobrej umowy gospodarczej TTIP między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Dbanie o ekonomiczne interesy Polski jest niezwykle istotne.
Powinniśmy prowadzić aktywną politykę w Europie Środkowo-Wschodniej. Jestem zwolennikiem zacieśnienia współpracy państw tego regionu - od Morza Bałtyckiego w kierunku Adriatyku i Morza Czarnego. Mają one wspólne doświadczenia drugiej połowy XX wieku i często wspólne dziś problemy. Myślę tutaj nie tylko o sprawach bezpieczeństwa, ale także o sytuacji gospodarczej.
Uważam, że można mieć ambicję stworzenia w ramach Unii Europejskiej ośrodka, który byłby swoistym porozumieniem państw Europy Środkowo-Wschodniej realizującym w ramach Unii wspólne interesy. Trzeba te interesy wspólnie zdefiniować i współdziałać w celu ich realizacji.
Jak pan zamierza współpracować z obecnym ministrem spraw zagranicznych Grzegorzem Schetyną i rządem w prowadzeniu polityki zagranicznej?
- Reprezentowałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed Trybunałem Konstytucyjnym, kiedy na wniosek premiera Donalda Tuska rozstrzygano kwestię sporu kompetencyjnego. Trybunał dosyć precyzyjnie określił kwestie związane z realizacją polskiej polityki zagranicznej w oparciu o zapisy konstytucji. Przede wszystkim obowiązuje zasada współdziałania prezydenta z premierem i ministrem spraw zagranicznych. Polityka zagraniczna państwa polskiego musi być jedna. Będę czynił wszystko, żeby ta zasada była realizowana jak najlepiej.
To nie tylko kwestia wzajemnej informacji, ale także uzgadnianie wielu działań i ich kierunków. Nie będę się uchylał od spotkań z ministrem Schetyną. Ścisła współpraca z MSZ jest niezbędna już od pierwszego dnia mojej prezydentury, bo najbliższe miesiące będą aktywne, jeżeli chodzi o spotkania zagraniczne.
Wobec tego, do których państw będzie chciał się Pan udać z pierwszymi wizytami?
- Chcę prowadzić politykę realną, merytoryczną, a nie rytualną. Nie chodzi o to, żeby odbywać rytualne spotkania, z których nic nie wynika. Mam w planach kilka wizyt i nie chciałbym, abyśmy, w symbolicznym ujęciu, przywiązywali się specjalnie do tego, które spotkanie będzie pierwsze. Traktuję to bardziej pragmatycznie. Chciałbym, aby w ciągu pierwszych 100 dni udało się wskazać na najważniejsze międzynarodowe wektory mojego działania, zarówno w przestrzeni środkowoeuropejskiej, największych krajów Unii, jak i globalnej. We wrześniu będę na sesji plenarnej ONZ w Nowym Jorku. Tam planuję spotkania z partnerami z dalszych części świata. Są również planowane ważne wizyty głów państw w Polsce. Pierwsze trzy miesiące będą dla mnie bardzo aktywnym okresem.
Panie prezydencie, stosunki Polski z Rosją są powszechnie oceniane jako najgorsze w najnowszej historii. Pytamy o to również w kontekście tego, co się dzieje na wschodniej granicy Ukrainy. Jak pan zamierza ułożyć relacje z Rosją?
- Sytuacja jest rzeczywiście trudna, ale jestem przeświadczony co do jednego: Polska nie chce mieć złych stosunków z żadnym sąsiadem i nigdy celowo do tego nie będzie dążyć. To nigdy nie służy.
Jeżeli chodzi o Ukrainę i Rosję - tu wchodzi w grę kwestia poszanowania wzajemnej suwerenności i niepodległości. Muszą też być przestrzegane regulacje prawa międzynarodowego, układające relacje między państwami. Dzisiaj niezwykle ważne jest, aby Ukraina się ustabilizowała i wzmacniała jako państwo. Polska powinna wspierać Ukrainę na różne sposoby. Nie mówię tutaj o wsparciu finansowym, ale poprzez pomoc chociażby w budowaniu instytucji państwowych.
Fatalną sytuacją byłoby, gdyby doszło do zamrożenia konfliktu na długie lata, długotrwałego niepokoju wojennego. Nie chcemy tego, a boję się, że nie wszyscy tak myślą. Uważam więc, że w dłuższej perspektywie, jeśli mamy poszukiwać trwałych, pokojowych rozwiązań, to rozmowy pokojowe na temat Ukrainy powinny się odbywać w nowej formule, która doprowadzi do rozwiązania problemu. Sytuacją, do której należy dążyć, jest przywrócenie dawnych granic, bo one były gwarancją porządku europejskiego.
Teraz rozmowy na temat Ukrainy odbywają się w tzw. formule normandzkiej, bez udziału Polski. Jak doprowadzić do zmiany?
- Uważam, że trzeba podjąć rozmowy na ten temat. Także z samą stroną ukraińską. To jest oczywiście bardzo trudne, ale nie oznacza, że nie należy podejmować działań. Myślę o takiej polityce, która będzie szukała sojuszników, aby nową formułę rozmów przygotować. Mam nadzieję, i chciałbym, aby te rozmowy były prowadzone z udziałem Polski i innych sąsiadów Ukrainy. Trwały pokój może zapewnić tylko szeroka konferencja pokojowa.
Nawiązując do formuły normandzkiej - jak pan prezydent ocenia funkcjonowanie Trójkąta Weimarskiego i obecne stosunki polsko-niemieckie i polsko-francuskie?
- Mam nadzieję na spotkania w nieodległym czasie w Berlinie i Paryżu. Są już na ten temat prowadzone wstępne rozmowy, odbędą się wizyty przygotowawcze mojego ministra. Powtarzam, nie chcę spotkań rytualnych, tylko na temat konkretów. Dzisiaj nasze relacje gospodarcze z Niemcami i Francją są bardzo ważne i powinny być rozwijane. Stosunki z Niemcami i Francją powinny być przede wszystkim stosunkami partnerskimi. Z całą mocą to podkreślam. Partnerstwo oznacza szanowanie wzajemnych interesów. Będę do tego dążył.
Czy jednym z tych interesów jest sprawa statusu Polaków mieszkających w Niemczech?
- To są sprawy trudne, o których należy cały czas rozmawiać, ale jest ich znacznie więcej. Chociażby to, że Niemcy nie patrzą zbyt przychylnie na ewentualne lokowanie wojsk NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. Uważam, że to jest istotny element polityki bezpieczeństwa na przyszłość.
Chciałbym, żeby na szczycie NATO w Warszawie zostały podjęte konkretne gwarancje wzmocnienia obecności NATO nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Ten temat także należy podejmować w rozmowach z Niemcami. Niemcy są wielkim partnerem. Należy ich szanować, ale i pamiętać o tym, że kto nie szanuje siebie, ten przegrywa.
Czyli to, aby twarda infrastruktura NATO znalazła się na terenie Polski jest jedną z rzeczy, o którą będzie Pan szczególnie zabiegał?
- Oczywiście. To zapowiadałem w trakcie kampanii i z zapowiedzi kampanijnych się nie wycofuję. Jestem otwarty na dyskusję o formule tworzenia takiej infrastruktury, tak by decyzja ta była podjęta zgodnie przez cały Sojusz.
W przeszłości dochodziło do konfliktów przy powoływaniu ambasadorów między MSZ a prezydentem. Obecnie MSZ zarekomendowało kilku kandydatów m.in. do objęcia placówki w Kijowie. Kandydatury zostały zaakceptowane przez sejmową komisję spraw zagranicznych. Czy wśród nich są osoby, które pana zdaniem nie powinny wyjechać na placówki?
- Miałem niedawno okazję gościć kilku doświadczonych dyplomatów, którzy, w randze ambasadorów, obejmą za parę tygodni swoje placówki. Uważam, że to były dobre rozmowy. Na pewno będę się starał w każdej sprawie szukać kompromisu, liczę na to, że ten kompromis zostanie wypracowany, ale to zależy od woli obu stron odpowiedzialnych za politykę zagraniczną - rządu i prezydenta.
Rozmawiali Tomasz Grodecki i Katarzyna Nocuń