Amerykański zwiad pancerny w Bagdadzie
(aktualizacja na godz. 20.00)
25 amerykańskich czołgów Abrams i dziesięć wozów bojowych Bradley wjechało w sobotę o świcie do dzielnicy Dawra na południu Bagdadu, oddalonej o kilkanaście kilometrów od centrum, i po spełnieniu misji zwiadowczej powróciło w rejon lotniska pod miastem.
Przedstawiciel Centralnego Dowództwa USA (CentCom) w Katarze gen. Victor Renuart powiedział w sobotę, że kolejne oddziały USA wejdą do Bagdadu, kiedy zechcą, nie oznacza to jednak końca wojny w Iraku. "Tego rodzaju operacje (zwiadowcze) będą kontynuowane" - zapowiedział.
Dowództwo amerykańskie poinformowało, że lotnictwo USA jest od soboty w stanie całodobowej gotowości alarmowej do wspierania amerykańskich żołnierzy, prowadzących walki uliczne w Bagdadzie
- dnia wojny Bagdadem co chwila wstrząsały eksplozje. Prawie nie milkły serie z broni maszynowej. Celami nalotów były zwłaszcza dzielnice centralne oraz przedmieścia południowe i południowo- zachodnie. Tamtędy - czyli od strony opanowanego w piątek stołecznego lotniska - wjechał amerykański zwiad.
Centrum Bagdadu stało się ponownie celem bombardowania lotniczego wieczorem. Według świadków, na których powołuje się Reuter, bomba uderzyła w odległości około stu metrów od hotelu "Palestyna". Szpitale w stolicy Iraku są przepełnione - alarmują przedstawiciele Czerwonego Krzyża.
Amerykanie poinformowali, że zajęli w sobotę kwaterę główną elitarnej gwardyjskiej dywizji Medina, oddaloną ok. 50 km od Bagdadu. Zdaniem korespondenta Reutera obyło się bez oporu, bo baza była opuszczona. Wycofujące się irackie oddziały pozostawiły za sobą broń i sprzęt wojskowy. Część Amerykanie zniszczyli na miejscu.
Armia iracka nie istnieje już jako siła bojowa zdolna stawić czoła wojskom koalicji amerykańsko-brytyjskiej - ocenił dowódca kampanii lotniczej w Iraku gen. T. Michael Moseley.
"Armia iracka, jako zorganizowana obrona z dużymi formacjami bojowymi, już tak naprawdę nie istnieje" - powiedział generał podczas telekonferencji prasowej z dziennikarzami w Waszyngtonie.
Ze źródeł amerykańskich pochodzi też informacja o ucieczce mieszkańców Bagdadu z miasta. Dokładnych liczb nie podano, wiadomo tylko, że na drogach wylotowych tworzą się korki, a ludzie, którzy w ciągu dnia przypadkiem znaleźli się w strefie walk, mówią o przeżytym piekle.
Amerykańskie Centralne Dowództwo z siedzibą w Katarze podało, że siły sojusznicze zbombardowały w sobotę w Basrze dom "chemicznego Alego" - Hasana Alego el-Madżida, który 15 lat temu kierował ludobójczymi atakami gazowymi w irackim Kurdystanie. "Chemiczny Ali" jest kuzynem Saddama Husajna.(mp)