Amerykańska armia zbombardowała szpital w Afganistanie. To zbrodnia wojenna?
ONZ wzywa do szybkiego i rzetelnego wyjaśnienia tragedii na północy Afganistanu. W nocy z piątku na sobotę amerykańska armia zbombardowała szpital w mieście Kunduz. Pod bombami zginęły 22 osoby, w tym wolontariusze organizacji Lekarze Bez Granic. Armia Stanów Zjednoczonych rozpoczęła już śledztwo w tej sprawie.
Sekretarz Generalny ONZ zaapelował o pełne wyjaśnienie, jak doszło do incydentu. Z kolei przedstawiciele Wysokiego Komisarza Praw Człowieka twierdzą, że atak może być kwalifikowany jako zbrodnia wojenna. - Bezwzględnie potępiamy atak na szpital w Kunduz. To był ostatni działający w okolicy szpital. Jak wiadomo, ataki na placówki medyczne mogą kwalifikować się jako zbrodnie wojenne - mówi rzeczniczka biura Wysokiego Komisarza Ravina Shamdasani.
Amerykanie twierdzą, że ostrzelali szpital w odpowiedzi na wcześniejszy ostrzał talibów. Jednak Lekarze Bez Granic, których pracownicy zginęli w ataku, twierdzą, że w szpitalu nie było żadnych talibów.
Dowódca amerykańskich wojsk w Afganistanie generał John Campbell oświadczył, że to afgańska armia walcząca na miejscu z bojownikami poprosiła o pomoc amerykańskie lotnictwo. - Wiemy, że afgańskie siły znalazły się w ogniu przeciwnika i poprosiły o pomoc nasze lotnictwo. W ataku zostało przypadkowo poszkodowanych wielu cywilów - podkreślił generał John Campbell.
To pierwszy tego typu incydent od wielu miesięcy. W przeszłości podobne pomyłki amerykańskiego wojska wywoływały wściekłość Afgańczyków.
Pod koniec września talibowie przejęli kontrolę nad Kunduzem. Był to ich największy sukces od 2001 roku. Teraz o miasto toczą się ciężkie walki pomiędzy afgańską armią a rebeliantami. Amerykanie stacjonują w Afganistanie w ramach nowej misji "Resolute Support". Jest to misja o charakterze doradczym, choć Stany Zjednoczone mają na terenie Afganistanu niewielkie oddziały bojowe. Misja liczy 12 tysięcy żołnierzy, w tym 150 Polaków