ŚwiatAmerykanin poznał Mao i przyłączył się do chińskiej rewolucji. Dziś ostrzega przed wojną Chiny-USA

Amerykanin poznał Mao i przyłączył się do chińskiej rewolucji. Dziś ostrzega przed wojną Chiny-USA

Konflikt Chin z USA byłby katastrofalny i krwawy. Nie wierzę, że jest to wojna, którą Ameryka mogłaby wygrać - twierdzi Sidney Rittenberg, który Państwo Środka zna jak mało kto. 93-letni Amerykanin jeszcze jako młody chłopak wyjechał do Chin, przyłączył się do Mao Zedonga i rzucił się w wir komunistycznej rewolucji. W sumie spędził tam prawie 40 lat, z czego 16 przesiedział za kratkami. Dziś jest uznanym ekspertem od Chin i w wywiadzie udzielonym serwisowi War is Boring przestrzega przed tragicznymi konsekwencjami chińsko-amerykańskiej wojny.

Amerykanin poznał Mao i przyłączył się do chińskiej rewolucji. Dziś ostrzega przed wojną Chiny-USA
Źródło zdjęć: © flicr.com | TEDxBend, Marisa Chappell, CC BY 2.0
Tomasz Bednarzak

31.07.2015 | aktual.: 31.07.2015 16:49

Życiorys Rittenberga mógłby posłużyć za gotowy scenariusz filmowy. Jako młody chłopak walczył o prawa obywatelskie i robotnicze, przez krótki czas należąc nawet do amerykańskiej partii komunistycznej. Gdy USA przystąpiły do wojny, trafił do armii, gdzie w ramach służby miał nauczyć się języka japońskiego. Wystarał się jednak, żeby przydzielono go do nauki chińskiego. Nie mógł wtedy przewidzieć, że tamta decyzja odbije się na jego całym życiu.

W 1944 roku armia wysłała go do Chin, gdzie miał służyć jako tłumacz. Rittenberg podkreśla w rozmowie z War is Boring, że wtedy myślami był cały czas w Stanach Zjednoczonych - chciał jak najszybciej wrócić do kraju, żeby dalej działać jako aktywista. Uważał, że podróż do Chin będzie krótką i miłą przygodą. Nie przypuszczał, że w Państwie Środka spędzi prawie 40 lat.

Kraj rzeczywiście go oczarował, ale jednocześnie był zszokowany wszechobecną korupcją, biedą, uciskiem i niedolą chińskiego społeczeństwa. Jak wielu innych młodych ludzi w tamtym czasie uwierzył, że komunizm może wyciągnąć lud z nędzy i przynieść tak wyczekiwaną sprawiedliwość społeczną. Na miejscu zaprzyjaźnił się z kilkoma komunistami i to właśnie między innymi oni przekonali go, by został w Chinach. W 1946 roku trafił bastionu chińskich komunistów w położonym w górach mieście Yan'an. Tam poznał ich lidera i założyciela Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) - Mao Zedonga.

U boku Mao

Mao chciał się dowiedzieć od Rittenberga wszystkiego, co możliwe o Ameryce - według relacji Amerykanina był to jedyny zagraniczny kraj, który wtedy interesował przywódcę komunistów. Podobno pragnął on odbudować Chiny za pieniądze z amerykańskich pożyczek, bo nie chciał być zależny od ZSRR i Józefa Stalina, któremu nie ufał.

W ten sposób Rittenberg został tłumaczem dwóch wiadomości od Mao adresowanych do amerykańskiego prezydenta Harry'ego Trumana, w których Chińczyk deklarował dobrą wolę w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Obie zostały odrzucone, bo dla administracji USA "komunista to komunista", wszyscy byli źli - twierdzi dziś rozmówca War is Boring. Jego zdaniem, gdyby nie ta nieprzejednana postawa, można było uniknąć wojen w Korei i Wietnamie.

Później Rittenberg pracował jako tłumacz dla kierownictwa Komunistycznej Partii Chin (był pierwszym obywatelem USA, który został członkiem KPCh), pracował także dla państwowych mediów. U boku chińskich komunistów działał aż do ich zwycięstwa w 1949 roku i proklamowania ChRL. Wtedy, na skutek radzieckiej prowokacji, został uznany za amerykańskiego szpiega i osadzony w areszcie. Jak głosi stara prawda, rewolucja pożera własne dzieci, i w tym przypadku nie pomogła nawet znajomość z samym Mao.

Ofiara rewolucji kulturalnej

Gdy wyszedł na wolność w 1955 roku, jego "wzmożenie rewolucyjne" nasiliło się jeszcze bardziej. - Chciałem wszystkim udowodnić, że jestem lojalnym komunistą - mówi serwisowi War is Boring. Amerykanin założył rodzinę i powrócił do pracy jako propagandzista. - Wierzyłem, że budujemy lepszy świat, że to właśnie jest przyszłość - wspomina. Ale dziś podkreśla, że był to straszliwy błąd.

Rittenberg pamięta dziesiątki milionów ofiar głodu wywołanego przez politykę "wielkiego skoku" oraz okrucieństwa późniejszej rewolucji kulturalnej. On również padł jej ofiarą, gdy na celowniku radykałów znaleźli się obcokrajowcy. W 1968 roku znów trafił do więzienia, tym razem na 10 lat. Kiedy wyszedł na wolność, krajem rządził już Deng Xiaoping - ojciec reform, które stały się fundamentem dzisiejszej potęgi Państwa Środka.

Jak wspomina, po opuszczeniu więziennych murów z trudem rozpoznawał "nowe Chiny". Ale to dzięki otwarciu komunistycznej dyktatury na świat mógł w 1980 roku powrócić do ojczyzny, zabierając ze sobą chińską rodzinę. W USA przez wiele lat prowadzili firmę konsultingową dla firm chcących robić interesy w Państwie Środka.

Katastrofa wisi w powietrzu

Dziś Rittenberg jest wykładowcą Programu Studiów Chińskich na Luterańskim Uniwersytecie Pacyficznym w stanie Waszyngton oraz ekspertem ds. Chin, do którego często zwracają się media w USA i nie tylko. Jak sam podkreśla w rozmowie z War is Boring, martwi go rosnące napięcie między Państwem Środka a Stanami Zjednoczonymi. Jego zdaniem wielkim błędem jest, że administracja USA znów zaczyna postrzegać Chiny podobnie jak przed półwieczem - jako wrogie i tajemnicze państwo.

Jego zdaniem oba kraje o wiele więcej zyskałyby na współpracy. Zarówno Waszyngton, jak i Pekin boją się politycznej destabilizacji i terroryzmu oraz korzystają ze zglobalizowanej gospodarki. Natomiast potencjalny konflikt między nimi byłby "katastrofalny i krwawy". I Rittenberg nie wierzy, że byłaby to wojna, którą USA mogłyby wygrać. Jego zdaniem przewaga technologiczna amerykańskiej armii w wojnie z Chińczykami może okazać się mniej decydująca niż się powszechnie wydaje.

W opinii Rittenberga dziś USA próbują stworzyć "coś w rodzaju antychińskiego sojuszu", wykorzystując lokalne spory między Pekinem a krajami regionu, jak Wietnam czy Filipiny. - Ale państwa Azji Południowo-Wschodniej nigdy nie będą prawdziwymi sojusznikami ani dla nas, ani dla Chin - wskazuje i wyjaśnia, że mniejsze kraje Azji przez wieki znajdowały się w strefie wpływów różnych imperiów i po tych doświadczeniach dziś nie zaangażują się w pełni po żadnej ze stron.

Zresztą, wojna z Państwem Środka - przestrzega Amerykanin - byłaby tragedią dla wszystkich zaangażowanych. Koniec końców konfliktowi zapobiec może zacieśnianie wzajemnych więzów i kontynuowanie wymiany kulturowej, handlowej i edukacyjnej - podsumowuje Rittenberg w rozmowie z War is Boring.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (119)