Amerykanie rozprawią się z partyzantami w Iraku
Dowódca wojsk amerykańskich i koalicyjnych w Iraku gen. Ricardo Sanchez zapowiedział w Bagdadzie, że jego siły nie powstrzymają się przed użyciem każdej broni, jaką rozporządzają, aby rozprawić się z partyzantami. Wcześniej podobne ostrzeżenie ogłosił szef amerykańskiego Dowództwa Centralnego, gen. John Abizaid, któremu podlegają m.in. wojska USA na całym Bliskim Wschodzie.
11.11.2003 | aktual.: 11.11.2003 20:10
"Chociaż koalicja może działać łagodnie, jest to wciąż ta sama śmiercionośna siła, która obaliła reżim Saddama Husajna" - powiedział Sanchez na konferencji prasowej. Na ekranie wyświetlono reporterom z rzutnika przeźrocze z samolotem wielozadaniowym zrzucającym 225-kilogramowe bomby.
Pierwsze bombardowanie
W zeszłym tygodniu po raz pierwszy od zakończenia wojny samoloty amerykańskie bombardowały cele w pobliżu Tikritu i Faludży, tam gdzie wcześniej partyzanci strącili dwa wojskowe śmigłowce USA, zabijając 22 żołnierzy i raniąc 26, i gdzie urządzili zasadzki na Amerykanów.
Dowództwo wojsk USA stara się wyważać wypowiedzi o działaniach ofensywnych z pracami przy odbudowie irackiej infrastruktury. Jednak w ostatnim czasie siły antykoalicyjne wzmogły ataki i dowódcy amerykańscy wydają się gotowi do zaostrzenia kursu.
Gen. Abizaid był kilka dni temu w Faludży, jednym z ognisk prosaddamowskiej partyzantki, i ostrzegł miejscowych przywódców, że USA mają dość żołnierzy i uzbrojenia, by rozprawić się z bojówkami zwolenników Saddama.
Ataki na siły koalicyjne
W pierwszym tygodniu listopada zginęło w Iraku aż 36 żołnierzy amerykańskich i polski oficer, Hieronim Kupczyk.
Amerykanie mówią, że oprócz zwolenników Saddama, w Iraku działają także zagraniczni "dżihadyści". Sanchez podał, że wojsko zatrzymało blisko 20 osób podejrzanych o przynależność do terrorystycznej siatki Al-Kaidy.
Wtorek przyniósł nowe ataki na siły koalicyjne i ich irackich sprzymierzeńców. Wybuch bomby przed budynkiem Sądu Apelacyjnego w Bagdadzie zranił dwóch policjantów irackich i czterech więźniów, wyprowadzanych z budynku przez żołnierzy USA. W Basrze bomba zabiła zamachowca, który właśnie kładł ją obok jezdni. Zginęły także dwie inne osoby, a rannych, według różnych doniesień, jest od trzech do ośmiu.
Sygnały desperacji?
Aby odciążyć wojska koalicyjne, Amerykanie przyspieszyli szkolenie irackich sił bezpieczeństwa (policji, straży granicznej i przemysłowej, korpusu obrony cywilnej i nowej armii irackiej). Krytycy administracji Busha w Stanach oświadczyli, że może to być odebrane jako "sygnał desperacji" i znak, iż Amerykanie szykują się do opuszczenia Iraku. Minister obrony USA Donald Rumsfeld stanowczo zaprzeczył w poniedziałek, aby Pentagon starał się za wszelką cenę przyspieszyć redukcję kontyngentu amerykańskiego w Iraku. "Naszą strategią wyjścia z Iraku jest sukces" - oświadczył minister.
Amerykański administrator Iraku Paul Bremer przybył nagle do Waszyngtonu i ma wziąć udział w naradach w Białym Domu, po których, według amerykańskich źródeł oficjalnych, mogą zapaść decyzje dotyczące strategii bezpieczeństwa w Iraku i transformacji politycznej tego kraju.
Bremer jest podobno przeciwny przyspieszeniu procesu przekazywania władzy Irakijczykom. Jak pisze Reuter, na tym tle coraz częściej dochodzi do tarć między nim i Waszyngtonem.