Amerykanie rozprawią się z partyzantami w Iraku
Dowódca wojsk amerykańskich i koalicyjnych w Iraku gen. Ricardo Sanchez zapowiedział w Bagdadzie, że jego siły nie powstrzymają się przed użyciem każdej broni, jaką rozporządzają, aby rozprawić się z partyzantami. Wcześniej podobne ostrzeżenie ogłosił szef amerykańskiego Dowództwa Centralnego, gen. John Abizaid, któremu podlegają m.in. wojska USA na całym Bliskim Wschodzie.
"Chociaż koalicja może działać łagodnie, jest to wciąż ta sama śmiercionośna siła, która obaliła reżim Saddama Husajna" - powiedział Sanchez na konferencji prasowej. Na ekranie wyświetlono reporterom z rzutnika przeźrocze z samolotem wielozadaniowym zrzucającym 225-kilogramowe bomby.
Pierwsze bombardowanie
W zeszłym tygodniu po raz pierwszy od zakończenia wojny samoloty amerykańskie bombardowały cele w pobliżu Tikritu i Faludży, tam gdzie wcześniej partyzanci strącili dwa wojskowe śmigłowce USA, zabijając 22 żołnierzy i raniąc 26, i gdzie urządzili zasadzki na Amerykanów.
Dowództwo wojsk USA stara się wyważać wypowiedzi o działaniach ofensywnych z pracami przy odbudowie irackiej infrastruktury. Jednak w ostatnim czasie siły antykoalicyjne wzmogły ataki i dowódcy amerykańscy wydają się gotowi do zaostrzenia kursu.
Gen. Abizaid był kilka dni temu w Faludży, jednym z ognisk prosaddamowskiej partyzantki, i ostrzegł miejscowych przywódców, że USA mają dość żołnierzy i uzbrojenia, by rozprawić się z bojówkami zwolenników Saddama.
Ataki na siły koalicyjne
W pierwszym tygodniu listopada zginęło w Iraku aż 36 żołnierzy amerykańskich i polski oficer, Hieronim Kupczyk.
Amerykanie mówią, że oprócz zwolenników Saddama, w Iraku działają także zagraniczni "dżihadyści". Sanchez podał, że wojsko zatrzymało blisko 20 osób podejrzanych o przynależność do terrorystycznej siatki Al-Kaidy.
Wtorek przyniósł nowe ataki na siły koalicyjne i ich irackich sprzymierzeńców. Wybuch bomby przed budynkiem Sądu Apelacyjnego w Bagdadzie zranił dwóch policjantów irackich i czterech więźniów, wyprowadzanych z budynku przez żołnierzy USA. W Basrze bomba zabiła zamachowca, który właśnie kładł ją obok jezdni. Zginęły także dwie inne osoby, a rannych, według różnych doniesień, jest od trzech do ośmiu.
Sygnały desperacji?
Aby odciążyć wojska koalicyjne, Amerykanie przyspieszyli szkolenie irackich sił bezpieczeństwa (policji, straży granicznej i przemysłowej, korpusu obrony cywilnej i nowej armii irackiej). Krytycy administracji Busha w Stanach oświadczyli, że może to być odebrane jako "sygnał desperacji" i znak, iż Amerykanie szykują się do opuszczenia Iraku. Minister obrony USA Donald Rumsfeld stanowczo zaprzeczył w poniedziałek, aby Pentagon starał się za wszelką cenę przyspieszyć redukcję kontyngentu amerykańskiego w Iraku. "Naszą strategią wyjścia z Iraku jest sukces" - oświadczył minister.
Amerykański administrator Iraku Paul Bremer przybył nagle do Waszyngtonu i ma wziąć udział w naradach w Białym Domu, po których, według amerykańskich źródeł oficjalnych, mogą zapaść decyzje dotyczące strategii bezpieczeństwa w Iraku i transformacji politycznej tego kraju.
Bremer jest podobno przeciwny przyspieszeniu procesu przekazywania władzy Irakijczykom. Jak pisze Reuter, na tym tle coraz częściej dochodzi do tarć między nim i Waszyngtonem.