Amerykanie potwierdzają: Rosyjski podwodny dron nuklearny istnieje. "To głupie i nielegalne"
Ma zasięg 10 tys. kilometrów, jest zdalnie sterowany i może przenosić potężny ładunek atomowy - to "Status-6", podwodny rosyjski dron. Takiej broni jeszcze nie było.
Potwierdzenie istnienia tajnej rosyjskiej broni wyszło niejako przez przypadek. Informacja o niej została zawarta w projekcie dokumentu Nuclear Posture Review, czyli przeglądu amerykańskich sił nuklearnych, który wyciekł do prasy. W grafice poświęconej uzbrojeniu największego rywala USA - Rosji, w rubryce poświęconej nowym morskim systemom nuklearnym, pojawił się symbol oznaczony "Status-6".
"Poza modernizacją tradycyjnych sowieckich systemów, Rosja rozwija i rozlokowuje nowe głowice nuklearne i wyrzutnie (...) Rosja rozwija też dwa nowe systemy o zasięgu międzykontynentalne, hipersoniczny pojazd szybujący i nową międzykontynentalną, autonomiczną podwodną torpedę" - czytamy w dokumencie.
Ta torpeda to właśnie "Status-6", a właściwie "Oceaniczny wielozadaniowy system Status-6", w USA znany pod kryptonimem "Kanyon". O tym, że podwodny nuklearny dron istnieje, spekulowano od 2015 roku, kiedy plany budowy takiego systemu wyciekły do rosyjskiej prasy. Wtedy uznano to jednak za rosyjską dezinformację. Ale już rok później podwodny dron miał przejść swój pierwszy test. Z NPR nie jest jednak jasne, czy system jest już gotowy do użytku.
Według przecieków w rosyjskiej prasie, Status-6 ma mieć nuklearny napęd, zdolność przenoszenia głowic nuklearnych o ogromnej sile 100 megaton (największy testowany dotąd ładunek miał 58 megaton, bomba zdetonowana nad Hiroszimą była 3 tys. razy słabsza) i zasięg 10 tys. kilometrów.
Nuklearna rewolucja?
Rozlokowanie nuklearnego drona byłoby nową jakością. Choć pomysły skonstruowania takiego wehikułu krążą od dawna, żadne inne państwo nie posiada takiej technologii. Nie bez powodu: uzbrojenie autonomicznych pojazdów w broń jądrową jest uważane za bardzo ryzykowne. Choćby ze względu na możliwość przechwycenia go przez wroga.
- To najbardziej nieodpowiedzialny program zbrojeń nuklearnych putinowskiej Rosji - stwierdził były oficjel Pentagonu Mark Schneider, reagując na ujawnione w 2015 plany Kremla. Jak dodał, Status-6 jest przeznaczony do masowych ofiar cywilnych, co jest niezgodne z prawem międzynarodowym.
Ale inni eksperci uspokajają nastroje.
- To głupi i nielegalny program, ale nie "game-changer" - mówi Hans Kristensen, specjalista od broni atomowej z Federacji Amerykańskich Naukowców.
Powód jest prosty: rosyjskie i amerykańskie arsenały atomowy jest tak duży i zawiera tak różnorodny wachlarz opcji, że kolejny nie wpłynie znacząco na strategiczną równowagę między dwoma potęgami.
USA przechodzą do ofensywy
Ale administracja Trumpa widzi nieco inaczej. Z tez zawartych w NPR wynika, że Rosja znacznie intensywniej pracują nad modernizacją i wzbogaceniem swoich nuklearnych zasobów. Dlatego dokument postuluje poszerzenie własnego arsenału, m.in. o taktyczne (tj. takie o ograniczonej sile) głowice nuklearne dla rakiet Trident D5 umieszczanych na okrętach podwodnych. Inny postulat, budzący wielkie kontrowersje wśród specjalistów od polityki nuklearnej, to rozluźnienie zasad określajacych użycie broni jądrowej. Według proponowanej polityki, USA mogłyby użyć atomu jako pierwsze, np. w odpowiedzi na atak bronią konwencjonalną wymierzony w ludność cywilną lub ośrodki dowodzenia amerykańskiej armii. Chodzi o to, by odstraszyć Rosję i pokrzyżować jej strategię "eskalacji zmierzającej do deeskalacji", zakładającej pierwsze uderzenie przeciwko NATO z użyciem taktycznej broni nuklearnej.
Według krytyków, choć obawy USA co do Rosji są uzasadnione, taka strategia niesie z sobą potężne ryzyka.
"Ten dokument pokazuje agresywny zwrot w polityce nuklearnej, który zwiększy zawrotne koszty utrzymywania arsenału atomowego, podwyższy ryzyko nuklearnej wymiany ognia i uwikła kraj w kolejny wyścig zbrojeń" - ocenił Adam Mount, ekspert z Georgetown Univeristy.
Ostateczny kształt dokumentu - i nowej amerykańskiej polityki jądrowej - poznamy w lutym.