Trwa ładowanie...
d3i94ph
13-06-2003 10:16

Aleksandra Jakubowska: bez wotum zaufania Miller nie wystartuje na szefa SLD

(PAP)

d3i94ph
d3i94ph
(RadioZet)
Źródło: (RadioZet)

Pani Minister, o co walczy Leszek Miller, o swoją własną przyszłość czy o przyszłość SLD? Myślę, że walczy przede wszystkim o to, żeby móc dokończyć tę kadencję i udowodnić, że pewne założenia programowe i pewne zasady panujące w sojuszu rzeczywiście będą zrealizowane. To jest strasznie trudna kadencja, ja nie chcę wracać do jej początków - bo to czasami już jest nudne dla słuchaczy, kiedy się opowiada o tym, w jakim stanie było państwo w 2001 roku - ale cel strategiczny, jaki sobie postawił Leszek Miller, to znaczy przyspieszenie negocjacji i osiągnięcie jak najlepszych warunków, czego efektem była Kopenhaga, sprawił że wiele założeń programowych z programu wyborczego SLD tak jakby zostało odłożonych na półkę. Odłożone na półkę - i o tym mówią działacze SLD. O tym mówi Izabela Sierakowska, która mówi, że nie przyjdzie na głosowanie, bo musiałaby powiedzieć „nie” Leszkowi Millerowi. I co pani myśli o Izabeli Sierakowskiej? Każdy ma prawo do swojego zdania. Nikt nie powiedział, że klub SLD jest klubem, gdzie
każdy musi myśleć według pewnego schematu. Izabela Sierakowska jest wybitną osobistością lewicy i jest osobą, która była w momencie, kiedy SLD - a wtedy SdRP - miało poparcie społeczne na poziomie siedmiu, ośmiu procent. Wtedy było bardzo trudno, posłowie lewicy byli w Sejmie w izolacji, nie było takiej współpracy pomiędzy klubami - i Iza Sierakowska jest legendą polskiej lewicy. Właśnie, skoro legenda mówi takie rzeczy, to co to oznacza? To może oznaczać różne rzeczy. Proszę natomiast zauważyć, że Iza Sierakowska jest jedyną osobą ze 193-osobowego klubu SLD, która w taki sposób mówi. To znaczy, ja w wypowiedziach Izy Sierakowskiej widzę mało treści programowych, widzę ogromne emocje i jedno hasło „Leszek musi odejść”. Jest to bardzo personalny konflikt, moim zdaniem, bardziej personalny niż merytoryczny. A czy to nie jest taki konflikt, że Izabela Sierakowska zauważa, jakie są przyczyny spadku Sojuszu Lewicy Demokratycznej, że zauważa, jakie są notowania opinii publicznej? Proszę pani, wszyscy zauważamy,
jakie są notowania opinii publicznej, ale nie można tych notowań opinii publicznej rozpatrywać w pewnej próżni. Jest wiele przyczyn, które się na to składają. I być może ta uparta chęć skończenia w konstytucyjnym czasie kadencji parlamentu i kadencji tego rządu polega na tym, że Leszek Miller i wiele osób z jego otoczenia jest przekonanych, że pewne efekty działalności tego rządu, nawet działalności z ostatnich kilkunastu miesięcy, nie przyjdą tak szybko. Bo jeżeli już w statystyce widać pewne wskaźniki, które są optymistycznymi wskaźnikami, jeżeli chodzi o rozwój gospodarki, to w naszych domach jeszcze tego nie widać. I chcielibyśmy żeby dotrwać do tego czasu, a właściwie nie "dotrwać", bo to jest bardzo niedobre słowo... Ale pani minister, w naszych domach widać to, co się dzieje w rządzie. W naszych domach na rząd się patrzy poprzez afery, które dotyczą rządu, afery, które dotyczą Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Czy warto się pobić w piersi? Myślę, że to jest inny... Pani mówi w tym momencie o pewnym stylu
rządzenia, i ten styl rządzenia jest bardzo mocno krytykowany w samym SLD. Oczywiście to wynika być może z pewnych błędów personalnych, wynika z tego, że zapatrzeni w ten cel, jakim jest gonienie z ustawami unijnymi i negocjacje, nie zawsze i nie bardzo zwracaliśmy uwagę na to, co się dzieje na domowym podwórku. Ale proszę pamiętać o tym, że SLD było pierwszą partią, które powołało komisję etyki. I jeżeli pani pamięta, to w okresie kampanii przed wyborami do samorządów bardzo kategorycznie i bardzo szybko SLD zawsze reagowało wtedy, kiedy media czy też obywatele donosili. No nie, jak patrzę na to, jak SLD reagowało na to, co się działo z panem Mariuszem Łapińskim, to jednak nie była taka szybka reakcja, pani minister. Ale w tym momencie zaproponowała pani dyskusję na temat afer w SLD. Z panem Łapińskim bardzo szybko, jeżeli chodzi o ten incydent przy restauracji „Pod Żubrem”, komisja i sąd partyjny, że tak powiem, się uporały. Ale jest w klubie, prawda? W klubie jest, dlatego że klub czeka na wyrok drugiej
instancji, tak mi się wydaje. Proszę pamiętać o tym, że jest jednak pewien rytm dochodzenia do decyzji. Pan Mariusz Łapiński odwołał się od decyzji sądu partyjnego pierwszej instancji. Ta sprawa jest rozpatrywana w drugiej instancji. I to zawsze jest tak, że czasami można troszeczkę wykazać się cierpliwością, żeby zbyt pochopnie nie działać. Leszek Miller zapowiedział wczoraj podczas posiedzenia klubu, że jeżeli przegra dzisiaj głosowanie, to nie będzie kandydował na szefa partii. To jest konsekwencja poglądu Leszka Millera, od wielu, wielu lat nie zmienia tego zdania, że szef zwycięskiego w wyborach ugrupowania parlamentarnego powinien mieć możliwość tworzenia rządu i kierowania tym rządem. Jeżeli dzisiaj ta możliwość nie zostanie potwierdzona przez parlament, to naturalną konsekwencją takiego zdania Leszka Millera jest to, że nie może być na przewodniczącego partii. Wyobraża sobie pani taką sytuację, że dzisiaj - odpukajmy, bo to 13, piątek - przepada wotum zaufania i Leszek Miller idzie na kongres,
wygrywa ten kongres, i co? I powinien zacząć tworzyć, tak? To byłoby trochę nielogiczne. No właśnie, jaki jest scenariusz, jeżeli przegracie? Ten scenariusz powinien być przede wszystkim zarysowany przez tych, którzy nie udzielą w klubie wsparcia Leszkowi Millerowi – jeżeli go nie udzielą. Scenariusz Leszka Millera jest bardzo prosty. A ile osób nie udzieli wsparcia? Nie wiem, to jest loteria, sama pani wie, że czasami może zaważyć jeden głos. Ale jeżeli nie będzie tego wotum zaufania, to premier powiedział, że udaje się na Krakowskie Przedmieście do prezydenta, składa wniosek o dymisję rządu i zaczyna się zajmować czymś innym. Dobrze, ale w Sojuszu Lewicy Demokratycznej powinien być jakiś scenariusz, co dalej. To Sojusz Lewicy Demokratycznej ma swoje władze, ma swoje ciała statutowe, jest klub i właśnie w tych dyskusjach, które były prowadzone przed dzisiejszym posiedzeniem zarówno na połączonych posiedzeniach prezydiów klubów, jak i na klubie SLD była mowa o tych scenariusza politycznych i premier jasno
odpowiedział: ten scenariusz polityczny w razie niepowodzenia dzisiejszego wotum nie ja będę pisał. Czyli kto będzie pisał, prezydent? Nie wiem, czy prezydent. Jest parę kroków konstytucyjnych do wykonania, one są jasne, określone. Jednak w mojej ocenie, być może się nie znam na polityce, ale na tyle, na ile się znam, ci, którzy myślą o tym, że to będzie taka prosta sprawa w wyniku nieuzyskania tego wotum, że natychmiast zbiorą się gremia, że zaraz powstanie nowa koalicja trójczłonowa z PSL, SLD i Unii Pracy i za tydzień będziemy mieli nowy rząd, który wkroczy z nowymi siłami do działania, się mylą. Wydaje mi się, że przy takiej konfiguracji Sejmu i przy takich nastrojach w klubach bardzo trudno będzie wyłonić stabilną większość. I obawiam się, aby to, co prezydent powiedział na ostatniej konferencji prasowej, że największą tragedią dla Polski byłyby wybory przed 1 maja 2004 roku, może się spełnić. Pan prezydent zmienia zdania, bo jeszcze dwa miesiące temu to nie było dla niego wielką tragedią, sam mówił z
premierem, że wybory powinny być... Ale przed 1 maja. Przed 1 maja, dobrze. W takim razie, czy według pani ci, którzy grają przeciwko Leszkowi Millerowi w SLD, grają z prezydentem? Nie robię takich kalkulacji. Wydaje mi się, że każdy działa na własny rachunek. Jeżeli już natomiast mówimy o pewnych wartościach, bo przecież to też jest zarzucane SLD, że zapomniało, iż jest partią pragmatyków, a nie ideowych działaczy. Chciałabym powiedzieć, że coraz częściej odnoszę takie wrażenie, że różne egoistyczne cele, plany na przyszłość, przeważają w ocenie sytuacji i dobro formacji, dobro klubu, dobro partii jest odkładane na bok, liczy się własna, osobista kariera. I dla mnie niektóre zachowania moich kolegów są bardzo jasne i czytelne - myślę, że wynikają z takich pobudek. Wiesław Kaczmarek wczoraj w Radiu Zet bardzo krytycznie mówił o otoczeniu premiera Leszka Millera, czy miała pani do niego o to pretensje? Nie, podeszłam tylko do niego na klubie i zapytałam, czy do tych nieszczęść premiera Millera, które wiąże z
jego otoczeniem, zalicza również moją osobę. Wiesław Kaczmarek roześmiał się, jak to on, i powiedział „oczywiście” - ale nie wierzę mu. I jaka będzie ta loteria? Nie wiem. Nie ośmieliłabym się czynić zakładów, chociaż poker to jest gra, którą jako jedyną hazardową lubię. Nie wiem, to się będzie decydowało do momentu wyświetlenia wyników na tablicy. I myślę, że wszyscy z napięciem czekają na tę chwilę - jedni z nadzieją, inni z obawą, jeszcze inni z lękiem. A czy będzie poświęcona głowa Adama Tańskiego za pięć głosów partii Mojzesowicza? Nie, nie, nie, dokonujemy takich transakcji. Wczoraj na klubie również padały bardzo krytyczne uwagi pod adresem ministra rolnictwa. Pan poseł Mojzesowicz jest przewodniczącym komisji rolnictwa, również nasi posłowie, eseldowscy, którzy w tej komisji zasiadają, mają bardzo wiele uwag do pracy pana ministra Tańskiego, ale nie może być tak, żeby swoistego rodzaju szantaż był przyczyną decyzji personalnych premiera. Czyli Adam Tański nadal będzie ministrem rolnictwa, jeżeli uda
się głosowanie? Proszę pani, trudno powiedzieć. Ja bym nie uzależniała tego, czy Adam Tański będzie ministrem rolnictwa, od tego, czy się uda głosowanie, czy nie, tylko od tego, co się dzieje w Ministerstwie Rolnictwa, a szczególnie w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ponieważ pod adresem działalności tej Agencji właśnie nasi posłowie z klubu mają bardo wiele uwag i to krytycznych uwag. A posłowie opozycji mają krytyczne uwagi pod adresem SLD, że SLD kupczy, bo oto proponuje panu posłowi Mojzesowiczowi stanowisko wicemarszałka na przykład? Nie, nikt panu posłowi z SLD nie proponował stanowiska wicemarszałka. Proszę zwrócić uwagę na to, że posłowie, w tym pan Mojzesowicz, w tym okresie pomiędzy wyjściem PSL z koalicji a dzisiejszym głosowaniem wielokrotnie głosowali tak jak rząd, popierali stanowisko rządu i nie było mowy o jakichkolwiek transakcjach. Były rozmowy prowadzone, kiedy objawiła się idea powołania nowego klubu, który chcieli założyć pan Jagieliński z panem Mojzesowiczem. Ale im
nie wyszło. Nie wyszło im. I w momencie, kiedy powstaje klub i kiedy są rozmowy na temat podpisania formalnej koalicji, bo takie rozmowy były, to wtedy oczywiście mówi się i o zawartości merytorycznej tej koalicji, i o personaliach. I jest oczywiście wakat na stanowisku wicemarszałka Sejmu, zwolnionym przez Andrzeja Leppera, i w momencie, gdyby powstał poważny, duży klub, to oczywiście można by było się zastanawiać, czy powinien mieć swoją reprezentację w prezydium - i tylko w takich warunkach. Natomiast to kupczenie, posada za głosy, to nie, nie... A o co chodzi w kłótni między prezydentem a premierem? Pani chce mnie skłonić do tego, żebym potwierdziła, że taka kłótnia jest. Wszyscy widzą, że jest. Myślę, że to są dwie bardzo silne i wybitne osobistości. Ludzie, którzy znają się od wielu, wielu lat i różne koleje losu przechodzili, znajdowali się w różnych sytuacjach, różnie te kontakty na przestrzeni lat wyglądały. I myślę, że być może trochę dobrej woli z obu stron, żeby te stosunki poprawiły się,
wystarczyłoby, żeby normalnie współdziałać. Oczywiście zawsze prezydent jest swego rodzaju recenzentem rządu, zawsze przy każdej prezydenturze i przy każdym rządzie to się zdarzało. Te stosunki były raz lepsze, raz gorsze. Ale tutaj widać, że są strasznie napięte, że każdy z panów chce uprzedzić swój ruch i okazuje się, że był pierwszy Leszek Miller. Nie, ale jeżeli pani śledziła ostatnią konferencję prasową prezydenta, po tym nocnym spotkaniu, to prezydent na przykład powiedział: godzinę temu dzwonił pan premier Miller i poinformował mnie, że Rada Ministrów przyjęła to, tamto i tamto. Ja wiem, że Leszek Miller specjalnie zarządził przerwę w Radzie Ministrów, żeby zatelefonować do prezydenta i powiedzieć mu, jak biegną sprawy. Tak więc nie świadczyłoby to o tym, że te stosunki są tak straszliwie napięte. Ale klub ma pretensje do prezydenta? Ja na klubie nie zabierałam głosu i takich pretensji nie zgłaszałam, tak więc bardzo proszę te pytania kierować do osób, które takie pretensje mają. Ale prezydent pomaga
SLD czy przeszkadza? Myślę, że prezydent... Ale teraz, ostatnio. ...tylko przez to, że jest osobą, która się wywodzi z lewicy i wywodzi się z ugrupowań, które tworzą SLD, pomaga lewicy. Był człowiekiem lewicy i jest przez wielu moich kolegów w klubie pamiętany z okresu, kiedy był przewodniczącym klubu, kiedy był przewodniczącym partii - i to są dobre wspomnienia. Tak, ale widać, że teraz stracił zaufanie do Leszka Millera. Cóż ja mogę powiedzieć.

d3i94ph
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3i94ph
Więcej tematów