Aleksander Kwaśniewski: znam wiele słów na "ch" i na "k"
(Radio Zet)
05.04.2007 | aktual.: 05.04.2007 11:33
: Pan prezydent przyjechał do nas prawie prosto z prokuratury krakowskiej, tam był pan przesłuchiwany. : Nie, nie pani mocno przesadziła. : Mocno przesadziłam, ale nadrabia pan wszystkie zaległości, teraz chadza pan po prokuratorach, wczoraj pan był przesłuchiwany w sprawie brata przyrodniego pana Leszka Millera. Co ten brat zrobił i co pan zrobił w tej sprawie złego, że pan był przesłuchiwany? : Nic pani w tej sprawie więcej nie powiem, poza tym, że byłem rzeczywiście przesłuchiwany. To trwało około dwóch godzin. Rozmawialiśmy bardzo dokładnie o różnych sprawach, z bardzo kompetentnym panem prokuratorem. : A zna pan przyrodniego brata Leszka Millera? : Nie znam. : A, nie zna pan. : No właśnie na tym rzecz polega, że nie znam, choć oczywiście pokazano mi zdjęcie, na którym okazuje się, że na jednym ze spotkań wyborczych gdzieś się pojawił blisko mnie. Ale to jest natura spotkań wyborczych. : Czyli ma pan pamięć do twarzy, tak? : Nie, nie mam pamięci do twarzy, bo w ogóle nie kojarzyłem. Więcej, co wydaje mi
się bardzo ważne, on nigdy nie wspomniał, czy ta osoba, bo zapamiętałbym to na pewno, gdyby ktoś przedstawił mi się jako brat Leszka Millera, więc się tak nie przedstawiał. Dla mnie jest to osoba całkowicie nieznana. Natomiast o co chodzi w tej sprawie nie wiem, to jest tajemnica prokuratury. : Naciągał baronów na pieniądze, mówił, że coś załatwia nie załatwiał, wyciągał kasę, powołując się na koneksje. : Być może, nie wiem, to co miałem powiedzieć wczoraj powiedziałem, wypełniłem swój obywatelski obowiązek. To jest głównie męczące nie ze względu na prokuratorów, tylko ze względu na drogi w Polsce. Bo do Krakowa jazda jest naprawdę drogą przez mękę, ze względu na, nawet te autostrady, za które się płaci, a które są ciągle w remoncie. Więc, ja myślę, że następnym, który powinien być przez prokuratorów przesłuchiwany – to jest minister transportu. On bardziej na to zasługuje niż ktokolwiek inny. : „Nie sądzę żeby Aleksander Kwaśniewski miał jakieś wielkie szanse na polityczny sukces” – tak mówi o pana powrocie
do polityki premier Jarosław Kaczyński. „Widzę, że nie jest w najlepszej formie, jego siłą była umiejętność zachowania spokoju, posługiwania się bardzo łagodnym językiem właściwie w każdej sytuacji. Teraz miota przekleństwa, jakimi jako żywo ja na przykład nigdy się nie posługiwałem” – tak mówi premier Kaczyński. : Jarosław Kaczyński. :. Tak. : No dobrze, no więc jeżeli uznamy, że wzorcem spokoju, opanowania i używania języka łagodnego jest Jarosław Kaczyński no to ja myślę, że ja ciągle jestem człowiekiem nadzwyczajnie spokojnym, bo nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy używać słów „klientyzm”, „hołota”, „wykształciuchy”, „łże-elity” – to są pomysły słowotwórcze pana premiera. : Mógł pan na przykład powiedzieć do Józefa Oleksego – „Spieprzaj Dziadu”. : No też mógłbym to powiedzieć. Natomiast proszę pamiętać, że to była sytuacja rzeczywiście emocjonalna wynikająca z faktu, że my się znamy ponad 30 lat. To jest taki rodzaj, takiej głębokiej goryczy i żalu rzeczywiście, wynikającego z faktu, że tego rodzaju
rzeczy po moim przyjacielu bym się nie spodziewał. I nawet nie chodzi o oceny polityczne mojej osoby, bo to każdy z nas ma swoje prawo oceniać, jak chcemy, ale kiedy zaczyna się mówić o żonach, o domach, o dzieciach to jest po prostu poniżej czegokolwiek. I gwarantuję pani, że gdybym nie wiem wszystkie taśmy z mojego życia były nagrane to takich ocen, ani takich stwierdzeń nie znajdzie, bo ja się po prostu tym nie zajmuję z zasady. To jest coś, ja mogę mówić bardzo nawet twardo o politykach i mówię o tym, natomiast ja nigdy nie zajmuję się ich życiem prywatnym, ich domami, ich dziećmi. : No, ale Józef Oleksy w tych taśmach mówi, jak pan wyraża się o Leszku Millerze, epitetów jakich pan używa. : No i jest to fatalne, że kto. : No pan. : No, jeżeli mówię o politykach to chcę pani powiedzieć, że mogę używać sformułowań bardzo twardych, bo mówię o politykach. : Na „ch”. : Proszę pani, ja znam wiele słów i na „ch” i na „k” i na co pani jeszcze chce. To nie jest to, że ja ich nie znam i pani je zna, to nie jest w
ogóle żadna tajemnica. Chodzi o to, ja w żadnej wypowiedzi, nawet, że tak powiem bardzo prywatnej, bardzo osobistej nie dotykam tej sfery, którą nazywam sferą prywatności. I tego samego może być pewny pan Jarosław Kaczyński i inni. Ja nigdy nie będę dyskutował na poziomie tego kto, co, jak bo mnie to nie interesuje. : No tak, ale ta sfera prywatności zainteresowała pana premiera, bo powiedział, że sam się często zastanawiał, jak pan zgromadził taki wielki majątek, powiedział w wywiadzie dla Radia Publicznego. : No to po pierwsze pan premier dzisiaj dysponuje całym aparatem, który może to spokojnie wyjaśnić i bynajmniej nie musi być to aparat przemocy, to może być zwyczajny aparat skarbowy, który dysponuje moimi zeznaniami podatkowymi co roku. Dysponuje moimi oświadczeniami majątkowymi od roku 91, kiedy zostałem posłem do sejmu, a od roku 95, corocznie moje zeznania majątkowe były składane u pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. No więc boję się, że pan premier mówiąc to, co powiedział no niestety
„Oleksizuje”, niepotrzebnie, bo udziela mi rad niesłusznych, radząc mi spokój, a sam, że tak powiem zniża się do poziomu pewnych pomówień, plotek, które są po prostu nie na miejscu. Ja z każdego grosza wyliczałem się przez ostatnie kilkanaście lat, mogę się wyliczyć i ja z tym nie mam żadnego problemu. : A z tych słynnych zegarków? : Z tych zegarków, które otrzymałem, one są, część z nich zostały oddane w inne zresztą ręce, bo przekazywałem je bez większego zresztą smutku dla innych. : Jak to dla innych, dla kogo? : No wie pani to jest tak, jak z butelkami koniaku, dostaje pani, a później nie ma pani prezentu pod ręką. : No, ale jak ktoś wyliczył, jak zegarek kosztuje nie wiem 50 tysięcy to tak się oddaje, jak butelkę koniaku? : Ale czy pani sądzi, że ktokolwiek wręczając zegarek informuje, że on kosztuje 50 tysięcy, więc może tu zagramy w rodzaj niewiedzy, czy naiwności. : To jaki skarb pan oddał? : Być może, ale dziwi mnie to w ogóle nie interesuje. Natomiast dziwi mnie małostkowość tych ludzi, którzy w
ogóle tym się zajmują. Prezydent jest osobą, która otrzymuje jakieś tam dary, przekazuje je, mnie to w ogóle nigdy nie zajmowało. Jeżeli dzisiaj ja żyję w kraju, gdzie być może ze względu na zawiść, jaka ogólnie panuje będziemy się rzeczywiście zastanawiać czy dostał kwiaty, czy dostał butelkę, czy dostał zegarek, czy dostał książkę – no naprawdę, to przykro żyć w takim kraju. I naprawdę radzę dobrze i panu premierowi, i wszystkim politykom w Polsce – nie zajmujcie się tym, dlatego że to ciężka choroba. : Ale zajmowaliśmy się tym, panie prezydencie, jak pan był prezydentem, to pamiętam, że zajmowaliśmy się tym, jakie prezenty dostaje na imieniny, że była zrzutka na Kossaka, itd., także to nie są tylko te czasy. : No dobrze, ale ten Kossak gdzieś jest, nawet nie wiem, w której piwnicy on jest, no cóż mam pani powiedzieć. Osoby, które chciały zrobić radość z okazji urodzin, imienin, co jest naturalnym, polskim zwyczajem uznały, że zamiast dziesiątków bukietów kwiatów lepiej złożyć się na Kossaka. I ten Kossak
gdzieś jest. Ja nawet pani powiem, że nie wiem za bardzo gdzie, ale jest, on nie zginął przecież. : Józef Oleksy mówi, że najbardziej boi się pana żony, tak powiedział wczoraj w wywiadzie dla „Super Expressu”. : W jakim sensie? : No, że boi się, jak ją spotka, że może go coś spotkać takiego, bo żona jest impulsywna, no niezbyt przychylnie się wyrażał. : Nie, nie, Józef Oleksy powinien się bać samego siebie, ja to już wielokrotnie powiedziałem. Naprawdę prawdziwym wrogiem Józefa Oleksego nie jest ktokolwiek inny tylko on sam, ze swoimi stwierdzeniami, właśnie z tym, że mówi takie rzeczy o kobietach, których nigdy nie powinien powiedzieć, że przekracza granice dobrego smaku. To jest wszystko po prostu plotkarstwo, że to jest taki, że Józef Oleksy jest największym plotkarzem Rzeczpospolitej. No po co mu taka opinia, więc on musi to opanować. A to, że on spotka się w tej chwili z wieloma przykrymi reakcjami – no tak, bo tym ludziom, których on uraził należą się zwyczajnie przeprosiny, już ja nie mówię o całej
reszcie. : A o co chodzi Gudzowatemu w tej całej sprawie? : Nie wiem, nie wiem. Nawet nie usiłuję się domyślać, dlatego że to bez sensu. Po prostu moim zdaniem mamy do czynienia po pierwsze z rodzajem paranoi, a z drugiej strony no pytanie, dlaczego to się ukazuje w mediach, dlaczego to zajmuje tyle miejsca, dlaczego pani mnie o to pyta. No, mamy do czynienia z rozmową sprzed sześciu miesięcy, gdzie dwóch panów porozmawiało ot tak, a to się ukazuje w tym momencie w gazecie niewątpliwie prorządowej, więc też jest pytanie. : Ot tak, ale Józef Oleksy będzie teraz pierwszym świadkiem komisji bankowej. : No to niech będzie, no cóż ja mam na to poradzić. No jeżeli chce powtórzyć to co powiedział w rozmowie z Gudzowatym, to pani przyzna, że to niczego do spraw nie wnosi. : Panie prezydencie czy pan chce się ubiegać ponownie o urząd prezydencki. Jak patrzę na konstytucję, to w konstytucji jest prawie jasno zapisane, ale może to nie jest jasno: „Prezydent Rzeczpospolitej jest wybierany na pięcioletnią kadencję i może
być ponownie wybrany tylko raz”. : No tak. : Ponownie, a niektórzy mówią, że ponownie to nie znaczy dwa razy, czy trzy razy. : Nie, nie droga pani, w tej sprawie rozmawia pani z największym ekspertem Rzeczpospolitej, ponieważ ten fragment konstytucji pisałem osobiście, będąc wtedy przewodniczącym Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. I rzecz jest jasno określona: w Polsce prezydentem można być dwukrotnie wybranym. Gdyby wytłumaczyć to, co tam jest napisane. Czyli można być wybranym dwa razy, ja byłem wybrany dwa razy i bez zmian konstytucji, nie ma możliwości żeby był wybranym ponownie. Jednych to cieszy, drugich to zmartwi, ale tak to jest napisane. Więcej pani powiem, George Bush, kiedy żegnałem się z nim w październiku 2005 r. chciał być wobec mnie uprzejmy i mówi mi: - słuchaj Aleksander, a cóż to za idiota wymyślił ten artykuł, że tylko dwa razy? Ja mówię: - słuchaj nie mów idiota, bo to ja jestem tym człowiekiem, który to wymyślił. Więc informuję wszystkich konstytucjonalistów, ekspertów,
obywateli, wyborców - bez zmiany konstytucji w Polsce można być wybranym dwukrotnie. : Żałuje pan, żałuje pan? : Nie, nie, absolutnie nie. : A w Ameryce też chyba nie można być więcej razy, więc dlaczego Bush tak się zdziwił, że u nas jest tak samo. : Nie, bo w Ameryce to jest kwestia bardziej zwyczajowa, Roosevelt był cztery razy wybierany prezydentem, ale to był okres wojenny. Później wprowadzono poprawkę do konstytucji, która jakby wyjaśniała to, że to jednak jest dwa razy, ale powstał pewien obyczaj konstytucyjny, który oznacza dwa razy. I więcej ja uważam, że on jest słuszny i więcej ja uważam, że on jest w Polsce lepszy niż w Ameryce. My mamy pięcioletnie kadencje w Ameryce czteroletnie, więc pięć lat, czy dziesięć... : No, ale co pan zrobi, chce pan wrócić ale dokąd, Wojciech Olejniczak mówi, że nie odda swojego fotela. : I słusznie, Wojciech Olejniczak jest bardzo dobrym przewodniczącym SLD. : To kim pan zostanie? : Ukochanym przywódcą. : Ale czyim ukochanym. : Nie wiem, no wie pani, pani zadaje mi
takie pytanie. : No chce pan wrócić, ale do kogoś trzeba wrócić. : Ja wracam do mojego elektoratu, wracam do wyborców, którzy potrzebują dzisiaj żeby ktoś im pomógł. : Celiński mówi, że pan nie jest jego patronem. : No to Andrzej Celiński akurat nie, no ale, wie pani, jest bardzo wielu innych, którzy uważają, że potrzebują człowieka, który pomoże im się zintegrować, porozumieć między sobą, zbudować pewną koncepcję, alternatywę polityczną dla dzisiejszego obozu władzy. I to jest potrzebne. I w tej roli będę występował, jaka to będzie formalnie rola, no nie wiem. Na pewno nie wolno tracić takich ludzi, jak Olejniczak, na pewno nie wolno tracić takich ludzi jak Napieralski, jak Szmajdziński, jak demokraci, jak Marek Borowski, oni są w różnym wieku. Więc ja nie chcę nikogo absolutnie wycofywać z tego grona życia politycznego. : Na pewno odetchną jak słuchają dzisiaj Radia ZET. : Tak, tak dlatego wymieniam te nazwiska i mogę jeszcze wymienić ich wiele. Więc uważam, że ciągle jest, ciągle jest miejsce w roli
właśnie takich mentorów politycznych dla ludzi typu Tadeusz Mazowiecki, na przykład, z jednej strony, czy ja, więc włączamy się. : Panie prezydencie czy zgadza się pan z tym, co napisał prof. Winiecki do „Financial Times”, że rządzą nami narodowi bolszewicy to w kontekście ustawy lustracyjnej? : Profesor Winiecki jest człowiekiem o mocnych sformułowaniach, nieraz one mnie dotykały, natomiast uważam, że stopień niezrozumienia polskiej polityki, polskich liderów w świecie w tej chwili jest ogromny. I to im dedykuję i panu Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego najbliższym współpracownikom. Uważajcie, dlatego że w tej chwili Polska z okresu, kiedy miała jeszcze kredyt na dojrzewanie, wchodzi w moment kiedy jest niezrozumiała, a czasami tragikomiczna. I to jest najbardziej niebezpieczne. Bo my tej etykiety kraju, który jest po prostu tragikomiczny łatwo nie zdejmiemy. A mnie boli to, ponieważ nie po to pracowałem tyle lat żeby zbudować Polskę jako kraj przewidywalny, rozsądny, europejski, żeby tak stracić to w tak
krótkim tempie. I to jest coś, co mówię głośno. : No tak, ale donosić na Polskę do „Financial Times” to jest przesada. : Proszę pani, to nie ma tak, to jest, w ogóle nie mówmy o donoszeniu. W Polsce wystarczająco jest dużo donosicielstwa wewnątrz żeby protestować przeciwko temu, że ktoś wyraża swoje myśli za granicą, to jest po prostu niesprawiedliwe. : Dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był Aleksander Kwaśniewski, były prezydent.