Akcja "Wiśnicz". Spektakularny atak Armii Krajowej na więzienie
Nad Nowym Wiśniczem, uroczym galicyjskim miasteczkiem położonym kilkadziesiąt kilometrów na południowy wschód od Krakowa, dominuje surowy kompleks więzienny, znajdujący się w budynkach dawnego klasztoru Karmelitów Bosych, zamienionego w 1783 roku wieku przez Austriaków na ciężkie więzienie. 26 lipca 1944 roku oddział Armii Krajowej, dowodzony przez podporucznika Józefa Wieciecha, zdobył więzienia i uwolnił prawie 130 więźniów politycznych w przededniu ich planowanego wywiezienia do Auschwitz. Była to jedna z najbardziej spektakularnych, a przy tym wzorowo przeprowadzonych akcji polskiego podziemia.
04.08.2014 15:36
We wrześniu 1939 roku hitlerowcy urządzili w więzieniu obóz przejściowy, w którym przetrzymywali przede wszystkim więźniów politycznych przed ich egzekucją lub wywiezieniem do obozów koncentracyjnych, przede wszystkim Auschwitz. Załogę stanowiło kilkunastu Niemców, zakwaterowanych na terenie więzienia, a także kilkudziesięciu strażników polskich z Nowego Wiśnicza i okolicznych wsi.
Pod koniec wojny dowództwo Armii Krajowej okręgu bocheńskiego analizowało możliwość przeprowadzenia akcji odbicia więźniów, jednakże ze względu na położenie więzienia, a także fakt stacjonowania w pobliżu zmotoryzowanego oddziału SS, decyzji o akcji długo nie podejmowano.
Ostatecznie w połowie 1944 roku przeprowadzenia akcji podjął się ppor. Józef Wieciech ps. "Tamarow", który przygotował szczegółowy plan akcji, uwzględniający schemat pomieszczeń więzienia, rozkład zajęć załogi, a nawet zwyczaje komendanta więzienia Schroedera.
Szczegółowe informacje uzyskano dzięki współpracy kilku strażników, będących jednocześnie żołnierzami Armii Krajowej. Za jedyne możliwe rozwiązanie uznano dostanie się do więzienia przez bramę główną z użyciem podstępu. W akcji miało wziąć udział 36 partyzantów.
24 lipca otrzymano informację, że na 27 lipca hitlerowcy planują wywiezienie więźniów politycznych do Auschwitz. W związku z tym zapadła decyzja o przeprowadzeniu akcji odbicia więźniów w nocy z 26 na 27 lipca 1944 roku.
Przebieg akcji tak opisywał jej dowódca, ppor. Józef Wieciech: "Grupa szturmowa pod moim dowództwem przechodzi pod bramę główną więzienia. Mamy na sobie mundury strażników więziennych. Wartownik otwiera okienko i widzi tylko 'Kosę', który stojąc tuż przy okienku zasłania wartownikowi pole widzenia. Ten chwilę waha się, ale widząc tylko jednego człowieka i to w mundurze strażnika przekręca klucz w zamku i wolno uchyla bramę. W tej sekundzie zostaje przez nas chwycony i wyrzucony za bramę. Nie zdążył strzelić ani wydać najmniejszego okrzyku. Przejmuje go drugi rzut.
Grupa szturmowa błyskawicznie wpada na wartownię. 'Ręce do góry'. Warta poddaje się bez oporu. Rozbrajamy oficera i 9 wartowników. Jeden wartowników pod lufą podchodzi z nami do drugiej bramy. Otwiera. Wchodzimy do środka. Drugi rzut jest tuż za nami. 'Lew' (...) ubezpiecza bramę, kierując broń w stronę jednostki niemieckiej, kwaterującej w pobliżu.
Teraz czeka nas najtrudniejsze zadanie. Trzecia brama - najważniejsza, ostatnia. Brama z kraty - wszystko widać z drugiej strony jak na dłoni. Schwytany przez nas wartownik pod groźbą śmierci wzywa klucznika, który pojawia się z drugiej strony i widząc grupę ludzi podchodzi bardzo nieufnie, usiłując rozpoznać zbliżających się. Wymierzamy w niego broń. 'Otwieraj bez strzelania'. Chwilę się waha - odbezpieczamy broń. Słysząc trzask bezpieczników strażnik podchodzi do bramy i otwiera. - Biegiem przez korytarz - rzucam rozkaz.
Grupa szturmowa dzieli się na dwie części. Ja z 'Ewką' wpadamy do dyżurki, gdzie siedzi Niemiec z dwoma wartownikami i telefonistą. 'Hande hoch!', krzyczę i trzymam ich pod lufą automatu MPI. 'Ewka' kolejno ich rozbraja. Wyrzucamy z centrali telefonicznej telefonistę, który usiłuje wezwać pomoc (łączność była już przerwana). Równocześnie 'Kosa' z resztą grupy szturmowej 'Kresowym', 'Turoniem' i 'Maryśką' błyskawicznie wpadają do sali 'pogotowia', odcinają wartownikom dostęp do broni ustawionej w stojakach, rozbrajają ich. Niemcy posłusznie kładą się na podłodze. Pozostawiamy przy nich warty z drugiego rzutu, który w tym czasie dołączył do nas. Najcięższe zadanie wykonane."
Z cel wypuszczono 128 więźniów politycznych. Ze zbrojowni zabrano sporą ilość broni, głównie pistoletów maszynowych. Rozbrojonych Niemców zamknięto w małym, ciasnym pomieszczeniu. Około godziny 2 w nocy 27 lipca oddział wraz z wyzwolonymi więźniami opuścił teren więzienia, udając się w kierunku Lipnicy Murowanej. Niemcy podjęli pościg dopiero rankiem 27 lipca, jednak nie udało im się pojmać ani żadnego z partyzantów, ani odbitych więźniów.
O doskonałym przygotowaniu akcji świadczy fakt, że została ona przeprowadzona bez ofiar w ludziach pod bokiem oddziału niemieckiego, a Niemcy nie schwytali żadnego z uwolnionych więźniów.
Aktywność 1 batalionu nie pozostała jednak niezauważona przez hitlerowców. 29 października 1944 roku przeprowadzili oni akcję pacyfikacyjną Lipnic.
Leszek Wieciech
Materiał nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL przez Internautę.