Akcja "N", wojna psychologiczna Armii Krajowej
Sfałszowana przez AK odezwa zbiegłego na Wyspy Brytyjskie Rudolfa Hessa była na tyle skuteczna, że w Rzeszy zaczęły powstawać grupki popierające uciekiniera. Czasopisma wydawane w języku niemieckim przez polskie podziemie powodowały, że część Niemców uwierzyła w istnienie antyhitlerowskiej opozycji. Jedno z pism - satyryczny "Der Klabautermann", cieszył się tak dużym powodzeniem wśród żołnierzy Wehrmachtu, że płacili za niego po kilkadziesiąt marek. Podobne akcje powodowały chaos, bójki między Niemcami, a nawet wstrzymanie pracy fabryk.
Słowo użyte w odpowiedni sposób może okazać się skuteczniejszą bronią od miecza. Najlepszym przykładem walki na słowa jest propaganda wojenna. Towarzyszy ona konfliktom zbrojnym od zarania dziejów. Już starożytni Grecy wykorzystywali propagandę słowną w celu zdeprymowania i obniżenia ducha walki swoich przeciwników. Jednak dopiero podczas II wojny światowej nastąpiła powszechna instytucjonalizacja tego typu działalności.
W Komendzie Głównej Związku Walki Zbrojnej, a następnie Armii Krajowej za szeroko rozumiane zagadnienia propagandy odpowiadał Oddział VI, czyli Biuro Informacji i Propagandy (BIP). W grudniu 1940 roku w ramach BIP-u utworzono referat propagandy dywersyjnej w języku niemieckim o kryptonimie "N", której kierownictwo objął ppor. rez. Tadeusz Żenczykowski ps. "Kowalik", "Kania" (po wojnie zastępca dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa). W październiku 1941 roku referat został rozwinięty w samodzielny podwydział.
Głównym zadaniem nowej struktury było prowadzenie wojny psychologicznej skierowanej przeciwko ludności niemieckiej w okupowanej Polsce oraz III Rzeszy. Dążono do obniżenia ducha walki narodu niemieckiego, podsycano antagonizmy istniejące między wojskiem a działaczami partyjnymi oraz między generalicją a najwyższymi władzami cywilnymi III Rzeszy. Starano się uzmysłowić jakie zagrożenie niesie nazizm i wywołana przez Hitlera wojna. Głównymi narzędziami stosowanymi w tej walce były ulotki, ogłoszenia i czasopisma, które w myśl zasad czarnej propagandy miały uchodzić za publikacje niemieckich organizacji antyhitlerowskich.
Antyhitlerowska opozycja
Podwydział "N" skupiał wybitnych fachowców z różnych dziedzin, m.in.: znawców języka niemieckiego (włącznie z gwarami), literatury, historii, geografii oraz życia codziennego. W celu kolportowania prasy i ulotek na terytorium Rzeszy utworzone zostały bazy w Berlinie, Bremie, Brunszwiku, Hamburgu, Hanowerze oraz Kassel. Poza tym materiał docierał do niemal każdego większego miasta w Niemczech. Jednym z kurierów przewożących publikacje był Zdzisław Jeziorański ps. "Jan Nowak" (po wojnie przełożony Żenczykowskiego w Radiu Wolna Europa). W kolportażu prasy na terytorium okupowanej Polski, stosowano przeróżne metody m.in.: podkładanie druków w koszarach, w pociągach, w szpitalach Wehrmachtu, w miejskich toaletach. Zdarzało się, że żołnierze niemieccy znajdowali je nawet we własnych plecakach. Wielką rolę odegrali tutaj harcerze z "Szarych Szeregów" oraz polscy kolejarze.
Tadeusz Żenczykowski, kierujący akcją "N" fot. NAC
Pierwszą publikacją "N" była ulotka wydana 5 lipca 1941 roku, podpisana przez "Soldatenverband Freiheit der Ost-Front", atakująca NSDAP i sugerująca potrzebę szybkiego powrotu żołnierzy z frontu wschodniego do domu. Kolejną było czasopismo "Der Hammer" o charakterze socjaldemokratycznym. Jako trzecia ukazała się fałszywa odezwa zbiegłego na Wyspy Brytyjskie Rudolfa Hessa, która była na tyle skuteczna, że w Rzeszy zaczęły powstawać nawet grupki popierające Hessa. Wydawano także czasopisma rzekomej opozycji wojskowej "Der Soldat" oraz "Der Frontkämpfer", a nawet satyryczne pismo "Der Klabautermann", w którym wyśmiewano partię, SS i biurokrację niemiecką. Ten ostatni tytuł cieszył się tak ogromnym powodzeniem wśród żołnierzy Wehrmachtu, że płacili za niego po kilkadziesiąt marek.
Jednym z dążeń było wytworzenie wśród Niemców przeświadczenia o konfliktach na najwyższych szczeblach władzy. Przykładem było wykorzystanie wizerunku feldmarszałka Waltera von Reichenau jako przywódcy opozycji wśród generalicji niemieckiej, co ogłoszono w jednym z pism. Traf chciał, że niedługo po tym Reichenau zmarł, co wśród zwykłych Niemców pogłębiło przekonanie o jego autentycznej antyhitlerowskiej działalności, a jego śmierć wiązano z zemstą ze strony Hitlera. W podobny sposób starano się także wykreować na przeciwników Führera: feldmarszałków von Bocka, von Mansteina, a nawet samego Göringa.
Inną formą propagandy było rozlepianie na terenach okupowanych podrobionych zarządzeń władz niemieckich. Do najbardziej efektownych należało zarządzenie z lutego 1944 roku podpisane przez SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppe - Wyższego Dowódcę SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie (GG), nakazujące ewakuację niemieckiej ludności. Doprowadziło ono do wielkiego chaosu i zamieszania wśród Niemców w GG.
Podobne skutki przynosiło rozsyłanie rzekomych zarządzeń pocztą. Przykładem było zawiadomienie, aby Niemcy z powiatu warszawskiego składali żywność dla rannych żołnierzy Wehrmachtu. Kiedy wezwani przybyli z darami do właściwego urzędu wybuchła awantura zakończona bójkami z pracownikami. Innym przykładem tego typu działalności był okólnik gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera do fabryk produkujących na rzecz Wehrmachtu. W zarządzeniu było wskazane, że Führer w uznaniu dla robotników zarządził, aby 1 maja 1942 roku był dniem wolnym od pracy, ale płatnym. Wskutek tego nie pracowało kilkadziesiąt fabryk. Można sobie tylko wyobrazić jak bardzo rozwścieczyło to administrację niemiecką.
Sabotaż bez odwetu
Ze wszystkich ulotek i druków "N" dwie zdobyły szczególny rozgłos. Pierwsza z nich pt. "Der grösste Lügner der Welt", ozdobiona podobizną Winstona Churchilla, składała się z cytatów z "Mein Kampf" i publicznych wystąpień Hitlera, dobranych w sposób wykazujący ich głupotę, niezgodność oraz oszukańczy charakter. Druga pt. "Der rote Terror" z karykaturą Józefa Stalina na okładce, zawierała opis zbrodni niemieckich w Polsce. Egzemplarze broszur trafiły nawet na biurko premiera Wielkiej Brytanii.
W ramach Podwydziału "N" prowadzono także działania, które miały na celu zastraszenie ludności niemieckiej. Jednym z przykładów była tzw. Komisja Terroru Moralnego, skierowana przeciwko volks- i reichsdeutschom. Wykorzystywała bogatą kartotekę zawierającą około 30 tys. nazwisk. W kartotece oprócz podstawowych danych, były także informacje na temat życia zawodowego, ewentualnych nadużyć, zatargów, a nawet upodobań seksualnych. Jedną z form działania Komisji była "akcja sądowa" polegająca na wysyłaniu fikcyjnych zawiadomień o wszczęciu śledztw za działalność antypolską. Zważywszy, że w tym samym czasie wykonywano egzekucje na mocy rzeczywistych wyroków Wojskowych lub Cywilnych Sądów Specjalnych, musiało to wywoływać dużą nerwowość i popłoch wśród adresatów.
Kolejnymi metodami nękania ludności niemieckiej były akcje: "Oktober" i "Tse-tse". W ramach operacji "Oktober" latem i wczesną jesienią 1943 roku słowo to, mające symbolizować zbliżającą się datę klęski III Rzeszy, było malowane na murach, drzwiach niemieckich domów, wysyłane pocztą, a nawet przekazywane przez telefon. Akcja "Tse-tse" miała na celu uprzykrzanie życia Niemcom za pomocą drobnych form sabotażu. Powszechnie stosowano gipsowanie dziurek od klucza, rozlewanie cieczy o okropnej woni lub o właściwościach żrących oraz rozbijanie szyb. Ponadto wysyłano listy z pogróżkami, nękano głuchymi telefonami oraz publikowano fałszywe ogłoszenia dotyczące poszczególnych osób.
Jedną z podstawowych zasad "N" było niedopuszczenie do identyfikacji rzeczywistych autorów publikacji. O ile gestapo w wielu przypadkach było świadome ich właściwego pochodzenia, to większość żołnierzy Wehrmachtu oraz cywilów myślało, że ma do czynienie z wydawnictwami rodzimych grup antyhitlerowskich. Dlatego za swoisty hołd złożony pracownikom Podwydziału "N" należy uznać Międzynarodowy Kongres Historii Europejskiego Ruchu Oporu, który odbył się w 1961 roku w Mediolanie. Podczas konferencji niektóre druki wydane przez BIP KG AK zostały zaliczone do przejawów działalności niemieckiego ruchu oporu.
Więcej informacji o metodach wojny psychologicznej AK można znaleźć m.in. w książce pod redakcją Haliny Auderskiej i Zygmunta Ziółka pt. "Akcja "N". Wspomnienia 1941-1944".
Wojciech Königsberg dla Wirtualnej Polski