PolskaAgaton Koziński: Polityka lockdownowa. Kto zyskał, a kto stracił na koronawirusie? [OPINIA]

Agaton Koziński: Polityka lockdownowa. Kto zyskał, a kto stracił na koronawirusie? [OPINIA]

Nikt nie znosił zamknięcia gospodarki, ale też długo żadna partia nie podważała tej metody walki z pandemią. Dlaczego nagle kolejne ugrupowania zmieniają zdanie w tej sprawie?

Koronawirus. Lockdown w Polsce
Koronawirus. Lockdown w Polsce
Źródło zdjęć: © East News | Wojtek Laski
Agaton Koziński

06.02.2021 07:03

"Demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu" – mówił Winston Churchill. Gdyby był brytyjskim premierem teraz, zamiast słowa "demokracja" powiedziałby "lockdown". Bo zamykania gospodarki nikt nie znosi – ale póki co nie ma lepszego sposobu radzenia sobie z COVIDEM.

Przekonali się zresztą o tym sami Brytyjczycy. Boris Johnson długo unikał zamykania gospodarki, ale szybko rosnąca liczba zgonów z powodu koronawirusa, zmusiła go do zmiany decyzji. Teraz w kraju trwa już trzeci lockdown od początku pandemii, a mandaty za łamanie antycovidowych regulacji sięgają nawet 1 tys. funtów (rząd debatuje o tym, czy nie podnieść ich do nawet 10 tys. funtów). Kolejne potwierdzenie tezy, że nikt nie wymyślił lepszej metody od tej "najgorszej formy" walki z wirusem.

Konieczność znalezienia metody uporania się z pandemią to jedno. Drugie to konieczność zarządzania państwem, bo lockdowny mają bardzo szerokie konsekwencje: gospodarcze, społeczne, polityczne. A skoro tak, to w jaki sposób wpłyną one na notowania poszczególnych partii?

Na początku był bunt

Bardzo długo w Polsce mieliśmy konsensus w sprawie zamykania gospodarki. Poza Konfederacją wszystkie partie parlamentarne traktowały lockdown jako naturalne narzędzie walki z pandemią. Owszem, opozycja atakowała rząd za to, jak radzi sobie z koronawirusem – ale zarzuty dotyczyły takich kwestii jak liczba łóżek covidowych, respiratorów czy wysokości dodatków dla lekarzy. Lockdown jako metoda radzenia sobie z pandemią była poza dyskusją. Ponadpartyjny kompromis.

Ale od początku tego roku nad tym kompromisem zaczęło wisieć inne zjawisko, które szybko skrystalizowało się pod hasłem "bunt przedsiębiorców". Wraz z trzecią falą koronawirusa i wymuszonymi przez nią ograniczeniami czuć było narastające zniecierpliwienie Polaków reżimem sanitarnym. A dla wielu przedsiębiorców zamykanie gospodarki stało się powodem dramatów. Choćby dla górali żyjących z turystów przyjeżdżających w góry na narty.

Napięcie zaczęło narastać. A polityka jest dziedziną, która wymaga reagowania na zmiany nastrojów – kwestią czasu było więc tylko, kiedy znajdą się politycy próbujący szukać swojej szansy w tym rejonie.

Pierwszy zareagował na to PSL. Ludowcy wykorzystali fakt, że występują pod podwójnym szyldem – i zdecydowali o przerobieniu brandu "Koalicja Polska" na bardziej biznesowy i przyjazny przedsiębiorcom. Logo koalicji zaczęło wyglądać jak kod kreskowy, a retoryka liderów PSL-u zaczęła brzmieć tak jakby to Polska, a nie Anglia, była narodem sklepikarzy.

Po PSL niuansować swój przekaz zaczął Szymon Hołownia. Wprost buntu przedsiębiorców nie wsparł, ale też z kompromisu lockdownowego zaczął się wyłamywać. Nagle okazało się, że regulacje w tych kwestiach rząd wprowadza "na pałę", że brakuje kalendarza działań, scenariuszy alternatywnych, a ludzie dostają "białej gorączki". Lider Polska 2050 nie zdecydował się jednoznacznie wezwać do otwarcia gospodarki, ale widać było, że zajął miejsca w blokach startowych – gotów natychmiast wystartować, gdyby tylko uznał, że poziom zniecierpliwienia lockdownem osiąga poziom masy krytycznej.

Kompromis poluzowany

Oddzielna sprawa, że irytacja zamknięciem była coraz większa. Niedawny sondaż pokazał, że niemal 70 proc. Polaków popiera otwarcie hoteli i pensjonatów – mimo zakazu ze strony rządu. Wyraźny sygnał na to, że poziom napięć społecznych zbliża się do zenitu.

A jednak rząd nie luzował. Im bliżej było społecznego wrzenia, tym reżim sanitarny podkręcano, zamiast odkręcać. Dlaczego? Władze podpierały się fachowymi artykułami, wyliczeniami, podawano głosy ekspertów i naukowców. Ale nad tym wszystkim unosił się duch polityki. Widać było w tym wyraźną kalkulację polityczną. W kampanii przed kolejnymi wyborami PiS będzie rozliczany przede wszystkim z tego, w jaki sposób uporał się z pandemią.

Już teraz wiadomo, że wtedy przemówi magia wielkich liczb. Dla obozu władzy dużo groźniejsza – politycznie – jest sytuacja, gdy statystyki zachorowań i zgonów z powodu koronawirusa są bardzo wysokie niż sytuacja, w której wysoka jest statystyka bankructw restauracji i siłowni. Stąd ograniczenia. Nawet jeśli to tylko dmuchanie na zimne, to rząd ewidentnie uznał, że nie warto ryzykować – bo ryzyko strat, których nie dałoby się odrobić, było dużo większe niż ewentualne szanse.

Tym bardziej, że bardzo długo nieprzejednane stanowisko w sprawie lockdownu zajmowała Platforma Obywatelska. Największa partia opozycyjna nie pozostawia na PiS suchej nitki w kwestii radzenia sobie z pandemią – ale długo nawet słowem nie podważała faktu zamknięcia gospodarki.

Zdanie zmieniła dopiero tydzień temu. Nagle retoryka kierownictwa PO zmieniła się o 180 stopni; pojawiły się wezwania do otwarcia hoteli, ratowania przedsiębiorców. Lockdown przestał być już wartością samą w sobie, stał się złem.

I widać reakcję obozu władzy. W piątek rząd zapowiedział otwarcie hoteli, kin, teatrów. Powolne, leniwe, delikatne i na próbę – ale jednak poluzowanie jest widoczne. A stało się możliwe, bo został zachowany ponadpartyjny konsensus.

Skoro wszystkie siły parlamentarne zgadzają się na to, że zamykanie gospodarki jest złem, to gdyby eksperyment związany z jej otwieraniem okazał się porażką, nikt tego nie będzie mógł zdyskontować politycznie. Skoro wszyscy wzywają do otwarcia, to nikt później nie może zarzucać innym, że poluzowanie było błędem. Odpowiedzialność zbiorowa.

"Nie ma nie-polityki. Wszystko jest polityką" – mawiał Thomas Mann. Sposób walki z pandemią potwierdza to niezbicie. Reakcje rządu i opozycji na koronawirusa zawsze mają wyraźne tło, którym są wybory w 2023 r. Bo też kampania wyborcza zaczyna się dzień po zakończeniu ostatnich wyborów. Tak też wygląda polityka wokół koronawirusa.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
koronawirusCovid-19polityka
Zobacz także
Komentarze (13)