Agaton Koziński: "Aleksiej Nawalny kontra moloch. Jakie szanse ma w tym starciu rosyjski dysydent?" [OPINIA]

Protesty w Rosji przeciwko zatrzymaniu Aleksieja Nawalnego przełomem się nie stały. Ale dowiodły, że Rosją zaczyna trząść, to państwo traci swoją stabilność. Czy Putin jest w stanie zahamować ten proces erozji?

Aleksiej Nawalny znów został aresztowany. Ludzie w całej Rosji wyszli na ulice, by protestować przeciwko zatrzymaniu opozycjonisty
Aleksiej Nawalny znów został aresztowany. Ludzie w całej Rosji wyszli na ulice, by protestować przeciwko zatrzymaniu opozycjonisty
Źródło zdjęć: © East News
Agaton Koziński

24.01.2021 21:12

"Życie tutaj to jak bycie na polu minowym. Bardzo trudno mieć jakiekolwiek perspektywy – w życiu, w pracy – jeśli się nie jest podłączonym do systemu" – opowiadał o Rosji Andriej Zwagincew przy okazji premiery swojego filmu "Lewiatan" w 2014 r. Filmu precyzyjnie pokazującego, co się dzieje, gdy zwykły Rosjanin zderza się z machiną państwową. Jak prawo i zdrowy rozsądek przestają mieć znaczenie, a skorumpowany państwowy moloch jak walcem rozjeżdża człowieka broniącego swojej własności.

Teraz z rosyjskim Lewiatanem zmaga się Aleksiej Nawalny. Skończy się inaczej niż w filmie Zwagincewa? Póki co nie ma sygnałów to sugerujących. On wprawdzie liczy na to, że okaże się kamieniem poruszającym lawinę – ale bardziej prawdopodobne jest, że okaże się kolejnym kamieniem rzuconym na szaniec oporu przeciwko rosyjskiemu molochowi.

Skraplanie reżimu

Grubo powyżej 100 tys. Rosjan wzięło udział w sobotnich protestach solidarności z zatrzymanym kilka dni wcześniej Nawalnym. W samej Moskwie na ulice wyszło ok. 40 tys. osób. Demonstracje miały miejsce w rekordowej liczbie miast – 1900 (choć w dużej części z nich były one jedynie symboliczne). Policja zatrzymała ok. 3500 osób. Kolejny rekord, bo przy wcześniejszych protestach liczba aresztowanych oscylowała w granicach 2 tys. osób.

Te wszystkie liczby robią wrażenie, potwierdzają, że w weekend obserwowaliśmy największe demonstracje w ostatnich latach. Ale też ich znaczenia nie należy przeceniać. Proszę zwrócić uwagę, że liczba protestujących w stolicy czy w całym kraju jest porównywalna z liczbą osób biorących udział w demonstracjach w Polsce przy okazji październikowego Strajku Kobiet. A przecież w Rosji mieszka trzy i pół razy więcej osób niż u nas. Już to pozwala osadzić te protesty we właściwej perspektywie. Z perspektywy Kremla te demonstracje wyglądają tak jak zwykle. Rosjanom się wyjaśni, że to znowu amerykańskie knowania. Szybko wszystko wróci na z góry utarte tory.

Choć też nie można twierdzić, że w Rosji nie zdarzyło się nic. Czasami jeden epizod potrafi uruchomić kaskadę zdarzeń w najmniej oczekiwanym momencie – jak samospalenie się Mohameda Bouaziziego w Tunezji w 2011 r., które doprowadziło do wiosny ludów w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.

Nawet jeśli teraz nie wydarzy się taki przełom, to wcale nie można wykluczyć sytuacji, że w sobotnich demonstracjach pierwsze szlify zdobywała osoba, która w przyszłości stanie się liderem ogromnego ruchu protestu. W końcu każdy przywódca musi gdzieś zacząć. Już choćby z tego powodu takie demonstracje są dla Kremla ryzykiem. Wiadomo, że kropla drąży skałę regularnym spadaniem. A w tej alegorii skałą jest putinowski reżim.

Pole minowe Putina

Bo też dziś rządzenie Rosją coraz bardziej przypomina spacer po polu minowym. Jak w metaforze, której użył Zwagincew. Przez wiele lat Putin kierował krajem na autopilocie – wysokie ceny ropy dawały mu stabilność i przewidywalność. Miał czas, żeby umocnić swą pozycję, skonsolidować władzę. Mógł sobie pozwolić na ekspansywną, zaczepną politykę zagraniczną (Abchazja, Osetia, Krym) – i lekceważenie opinii o tym, że robi źle.

Dobrze już było. Teraz Putin musi lawirować, by uniknąć wdepnięcia na minę. Taką, jak choćby sprawa Nawalnego. Nawet jeśli jednostkowo ten dysydent pozycji Kremla nie zagraża, to jednak jego pozycję podważa. Powoli, ale skutecznie go delegitymizuje. A swoją działalnością przyciąga uwagę świata, co sprawia, że trudno się z nim po prostu rozprawić jak z innymi przed nim.

Kolejną miną, która w każdej chwili może eksplodować, jest sytuacja na Białorusi. Znowu – teoretycznie zdarzenia w Mińsku zachwiać Kremlem nie mogą, w praktyce są dla niego niebezpieczne. Bo dziś Białoruś to laboratorium, w którym testowane są metody obalania autokratów pokroju Putina. Z kolei ci autokraci testują tam sposoby paraliżowania, marginalizowania, likwidowania protestów im zagrażających. Kto będzie górą w tym starciu? Przykład Euromajdanu na Ukrainie pokazuje, że cały czas każdy scenariusz jest otwarty.

Takie zdarzenia mają także moc kształtowania nowych bohaterów. Czasami także przypadkowych. Takich jak Swiatłana Cichanouska, która kandydatką na prezydenta na Białorusi została tylko dlatego, że jej mąż został uwięziony. Na tej samej zasadzie w Rosji może zrobić się głośno o Julii Nawalnej. Aleksiej, jej mąż, prawdopodobnie nie wyjdzie z więzienia przed wyborami prezydenckimi w 2024 r. Ale dlaczego rosyjska opozycja nie mogłaby się skupić wokół jego żony? Na Białorusi to zdało egzamin.

Zaczyna trząść

Nikt nie ma wątpliwości, że system władzy w Rosji zaczął korodować i wymaga przebudowy. Pandemia jeszcze uwidoczniła istniejące pęknięcia w strukturze. Kraj od wielu lat się zwija, zamiast rozwijać. Cytat z analizy Ośrodka Studiów Wschodnich: "Realne dochody obywateli zmniejszyły się w 2020 r. o 5 proc. (w porównaniu do roku 2019), co oznacza, że były one ponad 12 proc. niższe niż w roku 2013 (ostatnim, w którym wzrosły".

Rosyjska gospodarka jest uzależniona od sprzedaży surowców energetycznych, a tych ceny w 2020 r. spadły na łeb na szyję. To sprawiło, że w poprzednim roku wartość eksportu ropy poszła w dół o ok. 40 proc., a gazu ziemnego o 45 proc.

I te liczby są dla Putina największym wyzwaniem. Z protestami – nawet najbardziej burzliwymi – sobie poradzi. Bo umie to robić, bo wie, że nie mają one szerokiego poparcia. Ale rosnące ceny i malejące zarobki są w stanie wyrwać z marazmu nawet najbardziej zobojętniałe społeczeństwo. A wtedy nagle się może okazać, że ktoś taki jak Nawalny stoi na czele nie stutysięcznego protestu, tylko liczącego kilka milionów. A takie procesy potrafią się uruchomić dosłownie w ciągu kilku tygodni – jeśli tylko ku temu będzie odpowiedni poziom frustracji.

Jeszcze jeden cytat z Andrieja Zwagincewa, z jego wywiadu w 2014 r.: "Skończyłem 50 lat, ale nigdy w życiu nie głosowałem. Jestem absolutnie przekonany, że w naszym systemie to krok całkowicie pozbawiony sensu". W ten sposób myśli większość Rosjan – i dlatego władza Putina jest cały czas stabilna. Tyle że on traci atuty, które pozwoliły mu tę stabilizację uzyskać i utrzymywać. Rosja powoli zaczyna się trząść, a taki proces bardzo łatwo może się wymknąć spod kontroli. W tym sensie działania Nawalnego, jego bohaterstwo może się okazać przełomem. Choć nie musi.

Zobacz także
Komentarze (504)