Afganistan: wybuch w Kandaharze to zamach

Potężna mina, do której dołączono pocisk moździerzowy, eksplodowała w momencie, gdy drogą przejeżdżał autobus. Eksplozja rozerwała pojazd i znajdujących się w nim ludzi. Zginęli niemal wszyscy; uratował się kierowca i kilkunastoletni chłopiec. Wiele godzin po eksplozji ratownicy zbierali szczątki ludzkie w promieniu kilkudziesięciu metrów od miejsca wybuchu, gdzie powstał krater o głębokości kilku metrów.

Zastępca szefa kandaharskiej policji Ustad Nazir Jan natychmiast oskarżył o zamach niedobitki talibów lub siły zbuntowanego mudżahedina Gulbuddina Hekmatiara. "Al-Qaedy już tu nie ma" - odpowiedział na pytanie o ewentualny udział w zamachu organizacji Osamy bin Ladena.

Zdaniem Jana, celem ataku miał być oddział afgańskich żołnierzy, stacjonujących kilometr dalej i patrolujących drogę w ciągu dnia.

W ostatnich dniach wojska amerykańskie i afgańskie starły się z grupą około 80 żołnierzy Hekmatiara na pograniczu z Pakistanem, w górach w rejonie miejscowości Spin Boldak. Zdaniem obserwatorów, bitwa świadczy przede wszystkim o umacnianiu się w Afganistanie nowych ekstremistycznych ugrupowań, dysponujących własnymi siłami wojskowymi. Grupy te stają się także coraz liczniejsze i odważniejsze - twierdzą analitycy w Pakistanie, cytowani przez agencję Reutera.

Na pograniczu afgańsko-pakistańskim pojawiły się w ostatnim czasie ulotki, nakazujące wiernym muzułmanom podjęcie świętej wojny przeciwko Amerykanom.

Rzecznik sił USA we Afganistanie płk Roger King oceniał w tym tygodniu, że bitwa w Spin Boldak była najpoważniejszą operacją wojskową USA od czasu tzw. operacji Anakonda, prowadzonej przez Stany Zjednoczone w tej części Afganistanu przed dziewięcioma miesiącami. W czasie wtorkowego starcia zginęło co najmniej 18 rebeliantów z 80-osobowego oddziału ugrupowania Hekmatiara.(iza)