Afera Wojciecha Maksymowicza. Zawiadomienie do prokuratury, padają ostre zarzuty
W połowie ubiegłego roku do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prof. Wojciecha Maksymowicza, posła Porozumienia Jarosława Gowina. W zawiadomieniu padają bardzo mocne zarzuty pod adresem naukowca, a także drugiego lekarza, dotyczące nienarodzonych dzieci. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że prowadzone jest w tej sprawie prokuratorskie postępowanie.
14.04.2021 18:24
Zawiadomienie datowane jest na 9 czerwca 2020 roku i jego autorem jest Fundacja Pro Prawo Do Życia. - Składaliśmy zawiadomienie. Nie możemy podawać szczegółów, aby nie utrudniać śledztwa - potwierdza Wirtualnej Polsce Mariusz Dzierżawski, prezes Fundacji i autor zawiadomienia. To kontrowersyjny działacz pro-life, były wiceprezes Unii Polityki Realnej. Jest znany ze swoich poglądów dotyczących całkowitego zakazu aborcji, nawet w przypadku zagrożenia życia matki, czy poczęcia w wyniku gwałtu.
Zawiadomienie w prokuraturze. Padły mocne zarzuty
W zawiadomieniu podpisanym przez Dzierżawskiego, z którym mogliśmy się zapoznać, padają mocne zarzuty. W dokumencie mowa jest o "zbrodniczych praktykach stosowanych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Olsztynie”.
W pierwszej części zawiadomienia mowa jest o ordynatorze oddziału ginekologicznego, który "wywierał bezprawna presję na pacjentki zagrożone poronieniem w celu wymuszenia na nich zgody na pobranie tkanek poronionego dziecka, nie informując matek o zbrodniczych praktykach, którym mogą zostać poddane ich dzieci”. W zamian miał oferować pieniądze za badania genetyczne.
Druga część zawiadomienia dotyczy prof. Wojciecha Maksymowicza. "Lekarz ten ( prof. Wojciech Maksymowicz - przyp. red.) zapewniał matki, że ich dzieci umierają jeszcze w łonie matki przed samoistnym porodem” - czytamy w dokumencie.
I jak ujawnia szef Fundacji Mariusz Dzierżawski, informacje na temat naukowca miał otrzymać z anonimowego źródła, jednak przed złożeniem zawiadomienia miał je potwierdzić w rozmowach odbytych z pracownikami naukowymi zatrudnionymi w Katedrze Położnictwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Z naszych ustaleń wynika, że sprawa najpierw trafiła do Prokuratury Krajowej, a ta przekazała do prowadzenia pismo dalej, jednej z podległych prokuratur. Pytana przez nas oficjalnie PK przekazała, że nasze pytania przesłała do departamentu zajmującego się sprawą i udzieli informacji o postępowaniu po otrzymaniu odpowiedzi.
Kontrowersyjne badania. Kontrola resortu zdrowia
Jako pierwszy o zawiadomieniu do prokuratury poinformował portal onet.pl. Według portalu, to właśnie po tym zawiadomieniu Ministerstwo Zdrowia wszczęło kontrolę na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Rzecznik ministra zdrowia Wojciech Andrusiewicz mówi o innych powodach wyjaśniania całej sytuacji.
- Nie byliśmy informowani o tym zawiadomieniu stąd też trudno nam je komentować i w jakikolwiek sposób odnosić się do sprawy, którą obecnie zajmujemy się w MZ. Sprawa skierowana bezpośrednio do nas jest niezwykle delikatna i wrażliwa dlatego też szerzej nie wypowiadamy się na jej temat - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Andrusiewicz
- Informacja zawiera poważne wskazania w zakresie możliwych nieprawidłowościach w zakresie eksperymentów medycznych na UWM. Nie jest to żaden anonim ale informacja podpisana imieniem i nazwiskiem. Obecnie trwa wyjaśnianie przekazanych nam informacji. Będziemy informować o kolejnych możliwych krokach w tej sprawie – dodaje Andrusiewicz.
Do sprawy nie odniósł się na razie poseł Wojciech Maksymowicz. Nie odbierał od nas telefonu, na naszą prośbę o komentarz również nie odpisał.
Przypomnijmy, jak informowało we wtorek Ministerstwo Zdrowia, resort dostał bardzo niepokojące informacje o możliwych eksperymentach medycznych wykonywanych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pod nadzorem prof. Wojciecha Maksymowicza, które dotyczą płodów.
– Myślę, że kierując się przesłankami możliwych nieprawidłowości, daleko posuniętych nieprawidłowości, to pan profesor Maksymowicz powinien również oczekiwać jak najszybszego wyjaśnienia tej sprawy, bo może rzutować to na dalszą jego karierę – mówił Andrusiewicz. Dodał, że po zakończeniu tej kontroli wszyscy zastaną poinformowani o jej wynikach.
W odpowiedzi Maksymowicz oświadczył, że ani on, ani jego zespół nie prowadził eksperymentów na płodach.
- Ani nie prowadziłem badań na żywych płodach ludzkich, ani na płodach pochodzących z aborcji. Dla mnie życie ludzkie jest najwyższą wartością i nie muszę tego udowadniać - powiedział na konferencji w Sejmie. I ujawnił, że odchodzi z klubu PiS.
Z kolei w rozmowie z portalem interia.pl, ocenił iż, jest to "zbieranie haków na jego osobę". I przypominał, że w ostatnim czasie głośno krytykował działania ministerstwa zdrowia, a także rządu PiS.
W środę wieczorem w TVN24 nazwał prokuratorskie zawiadomienie "ohydnym". - Jak się uderza bliźniego, to trzeba zastanowić się, czy się nie robi krzywdy - mówił. W jego ocenie zabiegi były etyczne, zgodne z kościelnym nauczaniem i miał na nie zgodę komisji bioetycznej. - Eksperyment medyczny to działanie na żywym organizmie, nic takiego nie było prowadzone - zapewniał.
Sprawa prokuratorskiego zawiadomienia pojawiła się również w środę po południu w mediach społecznościowych. Skomentował ją Kamil Bortniczuk, poseł Porozumienia.
"W świetle takich oskarżeń prof. Maksymowicz mógł opuścić klub parlamentarny PiS sam, albo zostać natychmiast zawieszony do wyjaśnienia sprawy. Próba obrony poprzez nadawanie temu wydarzeniu charakteru politycznego, to stosowanie przez niektórych kolegów z Porozumienia doktryny Neumana" – napisał na Twitterze Bortniczuk.