Afera FOZZ - bliski koniec procesu
Po 14 latach od wykrycia przez Najwyższą Izbę
Kontroli afery w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, na
której Skarb Państwa mógł stracić ponad 350 mln zł, Sąd Okręgowy w
Warszawie zamknął proces w tej sprawie. Udzielił głosu
prokuraturze, której wystąpienie potrwa przez trzy kolejne
rozprawy.
08.02.2005 | aktual.: 15.02.2005 12:02
Niebieskie smurfy
Prawdopodobnie w piątek opinia publiczna dowie się, jakich kar żąda urząd prokuratorski wobec oskarżonych w procesie: byłego dyrektora generalnego FOZZ Grzegorza Żemka, jego zastępczyni Janiny Chim oraz biznesmenów oskarżonych o uczestnictwo w nielegalnych transakcjach wykupu zagranicznego długu PRL: Dariusza Przywieczerskiego, Zbigniewa Olawy, Krzysztofa Komornickiego i Irene Ebbinghaus. To nie niebieskie smurfy wyprowadziły te pieniądze - mówiły oskarżycielki.
Na wstępie prokurator Hanna Więckowska i Beata Sawicka-Felczak oświadczyły, że podtrzymują wszystkie zarzuty postawione oskarżonym. W kolejnych dniach - w środę i w piątek - będą je szczegółowo uzasadniać. Gdy skończą, głos zabierze pełnomocnik FOZZ, obrońcy i oskarżeni. Terminy rozpraw sąd rozpisał do końca lutego - w tym terminie powinien zapaść wyrok.
We wtorek rano obserwatorzy procesu nie spodziewali się, że o godz. 13.20 sędzia Andrzej Kryże wypowie sakramentalne słowa: Zamykam przewód sądowy, udzielam głosu prokuraturze. Od rana bowiem oskarżeni i ich obrońcy podtrzymywali wcześniejsze wnioski o uzupełnienie dowodów i składali nowe: o wyłączenie biegłych, powołanie nowego zespołu rzeczoznawców, prawo do składania wyjaśnień czy sprowadzenie z zagranicy dokumentów bankowych.
Wszystkie wnioski sąd oddalił. Sędzia Kryże uzasadnił, że wnioski te "stwarzają nieodparte wrażenie" zmierzających do przedłużania postępowania. Od stycznia 1998 r., gdy prokuratura wniosła akt oskarżenia, minęło wystarczająco wiele czasu, by oskarżeni dostrzegli braki w materiale dowodowym i zgłaszali zastrzeżenia do biegłych czy innych spraw, by wreszcie mogli przygotować sobie linię obrony, a nie czynić tego po informacji od sądu, by strony przygotowały się do mów końcowych - powiedział sędzia i oddał głos prokuraturze.
W tej sprawie każdy obywatel jest pokrzywdzony - powtórzyła prok. Więckowska za sądem, który użył tego sformułowania na początku procesu w 2002 r. Według niej, Grzegorz Żemek jako dyrektor FOZZ miał w nim nieograniczone kompetencje - prokuratura porównała go nawet do francuskiego króla Ludwika XIV, który mawiał: "Państwo to ja".
Jeden z zagranicznych świadków przesłuchanych podczas rozprawy mówił o Żemku "Mister FOZZ"; opisywał go jako "niemal czarownika, człowieka wszechwładnego, mogącego przeprowadzić każdą operację finansową" - mówiła prokurator. Według oskarżenia, gdyby FOZZ działał gospodarnie, mógłby skupić trzy razy więcej długu zagranicznego PRL. Żemka odwołał z FOZZ 15 września 1990 r. ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz.
Poza kontrolą
Według prokuratury, uprawnienia dyrektorskie Żemka były poza jakąkolwiek kontrolą, mógł więc podejmować dowolne decyzje łącznie z takimi, że pieniądze FOZZ traktował jak własne - nie wiadomo dlaczego tak się stało i czy było to zamierzone przez twórców ustawy o FOZZ. Oskarżenie zarzuca mu przywłaszczenie lub kradzież z FOZZ 41 mln 898 tys. dolarów, 9 mln 455 tys. marek niemieckich, 125 mln franków belgijskich oraz 47 mln zł.
Prokuratura wyliczyła też, że Chim weszła nielegalnie w posiadanie 3 mln 779 tys 935 dolarów i 75 centów z FOZZ, Olawa przywłaszczył sobie 107 mln 580 tys franków belgijskich oraz milion 42 tys 465 dolarów i 99 centów, zaś Przywieczerski - milion 577 tys. 124 dolary. Komornicki miał przywłaszczyć sobie ponad półtora miliona dolarów i prawie 84 tysiące marek, a Ebbinghaus - 3 mln marek oraz 230 tys. dolarów.
Powstanie FOZZ
We wtorek prokuratura przypomniała genezę powstania Funduszu: ustawę o FOZZ uchwalono w 1989 r., w okresie obrad Okrągłego Stołu. Twórcy ustawy - minister finansów Andrzej Wróblewski i wiceminister Janusz Sawicki - wypierają się inicjatywy jej uchwalenia, zespół doradców sejmowych też był przeciwko, mimo to ustawa powstała - mówiły oskarżycielki.
Już w 1988 r. wiadomo było, że szefem FOZZ będzie Żemek - były pracownik Banku Handlowego w Warszawie, a potem jego filii - BHI w Luksemburgu - mówiła prok. Sawicka-Felczak. Podkreśliła zarazem, że Żemek w BHI nie miał nieposzlakowanej opinii - świadkowie zeznali, że jako pracownik działu kredytów wystawiał kredyty i inne kwity bankowe bez odpowiednich zabezpieczeń.
Zaniechanie obowiązków
Prokuratura uznała jednocześnie, że rada nadzorcza FOZZ zaniechała swych obowiązków, niewłaściwie nadzorując Fundusz. Ich działanie, a zwłaszcza zaniechania, pozwoliły Grzegorzowi Żemkowi i Janinie Chim dysponować ogromnymi środkami bez żadnej kontroli - oświadczyła prok. Więckowska.
W skład rady wchodzili w różnych okresach Sawicki (początkowo oskarżony w tej sprawie, postępowanie wobec niego jednak umorzono), b. wiceprezes NBP Grzegorz Wójtowicz, pracownik Ministerstwa Finansów Jan Boniuk, a także ówczesny naukowiec ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki Dariusz Rosati oraz prof. Zdzisław Sadowski, później też wiceminister finansów Wojciech Misiąg oraz prof. Jan Wołoszyn i Sławomir Marczuk. Oskarżycielki podkreśliły, że ewentualne ściganie tych osób dziś nie jest już możliwe, bo minął termin przedawnienia karalności.
W dokumentacji finansowej i księgowej FOZZ panował chaos, były też istotne braki dokumentów - kontrolerzy NIK mówili, że wyglądało to "jak po pożarze" - mówiły oskarżycielki. Dlatego dzisiejsze twierdzenia o poufności operacji FOZZ dotyczących wykupu długu, prokuratura uznaje za "mistyfikację".
Nie czuje się winny
Nie czuję się winny; Otrzymałem określone zadanie od państwowych instytucji. Cały czas twierdzę, że wykonałem to zadanie dobrze - zapewniał dziennikarzy w przerwie rozprawy Żemek, który wcześniej mówił, że działał na zlecenie Wojskowych Służb Informacyjnych. Prokuratura na razie nie poruszała tego wątku. Żemek spytany, czy w takim razie jest dumny ze swych działań w FOZZ, odparł: To nie jest kwestia dumy, tylko rzetelności. Działalność FOZZ-u przyniosła dla budżetu państwa ogromne zyski, przekraczające znacznie te straty, o których mówi prokuratura.
Janina Chim powiedziała, że spodziewa się wyroku skazującego "i to wysokiego". Po to jest sprawa FOZZ, po to mają paść głowy, żeby faktycznych sprawców różnych przedsięwzięć finansowych ukryć - uznała. Uważa ona, że państwo powinno ją chronić, skoro zatrudniło ją do operacji nowatorskiej, jakiej do tej pory nie wykonywano. W zarządzie i radzie nadzorczej byli wybitni finansiści. To nie była budka na bazarze, tylko państwowa firma - przekonywała.
Prokuratura nie opiera się na żadnym bilansie, bo go nie ma, choć przez 14 lat procesu można było nawet ręcznie go zrobić - zaznaczyła. Dlatego nie można określić strat FOZZ, bo nie ma informacji o jego operacjach - tłumaczyła. Zapowiedziała, że jeśli sąd ją skaże, będzie składać apelację.
Wielka satysfakcja
Odczuwam wielką satysfakcję, to bardzo wielki dzień dla tego procesu i wymiaru sprawiedliwości - powiedział po rozprawie pełnomocnik FOZZ w likwidacji mec. Edward Kamionka. Podkreślił, że zamknięcie przewodu sądowego było możliwe głównie dzięki "wybitnej sprawności sądu".
Tego się należało spodziewać, że kiedyś ten dzień nastąpi - tak skomentował wtorkowe wydarzenie mec. Czesław Jaworski broniący Przywieczerskiego. Powiedział, że do poszczególnych zarzutów stawianych jego klientowi będzie się odnosił w swym wystąpieniu przed sądem, a także w apelacji, którą złoży jeśli zapadnie wyrok skazujący.