Polska"Afera bakszyszowa" - oskarżeni wymierzyli sobie wyroki

"Afera bakszyszowa" - oskarżeni wymierzyli sobie wyroki

Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie zgodził się na dobrowolne poddanie się karze przez 7 z 14 oskarżonych w tzw. aferze bakszyszowej. Oznacza to, że sąd przyjął proponowane przez nich kary od 1,5 roku w zawieszeniu do 2,5 roku bezwzględnego pozbawienia wolności i wysokich grzywien. Sąd ogłosi wyroki 23 listopada.

16.11.2005 | aktual.: 16.11.2005 19:37

Sąd postanowił również wyłączyć z tego postępowania sprawę kolejnych 7 oskarżonych, z których większość nie przyznaje się do winy. Ich proces ruszy od nowa 13 grudnia przed zawodowym składem Sądu Wojskowego.

W środę sąd zakończył przesłuchiwanie oskarżonych. Zeznawali: płk Mariusz S., dowódca jednostki, która w Iraku zajmowała się m.in. organizacją przetargów na odbudowę Iraku; st. sierż. szt. Wit C. i arabski tłumacz Said Al-K. Żaden z nich nie przyznał się do winy. Prokurator zarzuca im ustawianie przetargów i wyłudzanie łapówek, tzw. bakszyszy, od irackich przedsiębiorców.

Wywiad płacił w kopercie?

W swoich zeznaniach płk S. przyznał, że podczas pobytu w Iraku współpracował z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Zaznaczył, że robił to na prośbę ówczesnego dowódcy wielonarodowej dywizji generała Andrzeja Ekierta.

Pułkownik zeznał również, że ok. 8 tys. dolarów nie było - jak uważa prokuratura - łapówką za ustawianie przetargów, lecz zapłatą od WSI. Pewnego dnia znalazłem na swoim łóżku kopertę z ok. 8 tys. dolarów. Uznałem, że jest to zapłata od wywiadu wojskowego - zeznał S. Dodał, że WSI w taki sam sposób przekazywało mu już pieniądze wcześniej podczas misji w Kosowie.

Zaznaczył, że jego współpraca dotyczyła wyłącznie spraw rozpoznania, a nie kontrwywiadu. Wiem też, że jeden z moich podwładnych był etatowym pracownikiem WSI. Również pani Lidia Ż. (współoskarżona w procesie) została zakwalifikowana do misji dzięki poleceniu oficera wywiadu wojskowego - mówił.

Pułkownik S. powiedział przed sądem, że polecił podległym mu oficerom i pracownikom cywilnym sporządzanie notatek z każdej rozmowy z irackimi przedsiębiorcami startującymi w przetargach. Były one wykorzystywane również na potrzeby WSI. Chodziło na przykład o informacje, że w jakiejś okolicy pojawili się podejrzani mężczyźni - wyjaśnił S. Dodał, że w każdej strukturze wojskowej WSI ma swoich przedstawicieli. Założenie, że wywiad wojskowy nie wie o czymś, co dzieje się w danej jednostce, nazwał "z góry skazanym na porażkę".

Dodał także, że nikt z jego podwładnych, irackich przedsiębiorców, oficerów WSI ani Żandarmerii Wojskowej nie informował go o procederze brania łapówek.

"Bakszyszowe" nieporozumienia

Pułkownik powiedział również, że "w Iraku niczego nie można załatwić, nie popierając tego odpowiednim bakszyszem". Dodał, że w Diwaniji odbyło się spotkanie gen. Ekierta i gubernatora tej prowincji. Dowódca jednoznacznie powiedział gubernatorowi, że ma dla niego 5 mln dolarów na pomoc w odbudowie. To było nieszczęśliwe sformułowanie - powiedział pułkownik. Jego zdaniem, gubernator zrozumiał, jakoby tymi pieniędzmi mógł on dysponować.

Jak powiedział obrońca pułkownika, mec. Franciszek Burda, złoży wniosek o powołanie gen. Ekierta na świadka. Generał będzie miał na pewno dużo do powiedzenia w tej sprawie. To on uzgadniał projekty przetargów z gubernatorem prowincji i zatwierdzał je - powiedział Burda.

W środę zeznawał również st. sierż. szt. Wit C. Przed sądem wycofał swoje wcześniejsze zeznania, w których przyznawał się do zarzucanych mu czynów. Żandarmeria Wojskowa straszyła mnie, że do domu już nie wrócę. Przez siedem miesięcy w Iraku przebywałem w ciągłym strachu i obawie przed atakiem. Choć uważałem się za twardego, to moja odporność psychiczna zmalała. Dlatego się przyznałem - powiedział.

Jego zdaniem 12 tys. dol., które otrzymał od współoskarżonych, nie było działką w bakszyszu, tylko nagrodą za jedną z wyjątkowo niebezpiecznych misji i pomoc w przepisywaniu dokumentów. Na pytanie prokuratora, czy nie zdziwiła go wysokość tej kwoty, Wit C. odpowiedział: Nie miałem pojęcia, czemu są tacy hojni.

Said Al-K. odmówił składania wyjaśnień. Podtrzymał jedynie swoje wcześniejsze zeznania, w których powiedział, że nie wiedział nic o nieprawidłowościach w procedurach przetargowych i nie brał łapówek. Iracki tłumacz przyznał się jedynie do posiadania nielegalnego pistoletu. Twierdzi, że znalazł go na śmietniku i chciał go oddać amerykańskiej policji wojskowej.

W czwartek sąd rozpatrzy wnioski obrońców płk. S. i Saida Al-K. o uchylenie aresztu. Obaj przebywają w nim od 9 miesięcy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)