Adwokat Gilowskiej i Rzecznik Interesu Publicznego: wszcząć lustrację b. wicepremier
Adwokat b. wicepremier Zyty Gilowskiej wniósł przed Sądem Lustracyjnym II instancji o zmianę decyzji instancji niższej i wszczęcie procesu.
"Byłbym szczęśliwy gdyby wszczęto proces Zyty Gilowskiej, tylko tak mogę zdjąć z siebie odium 'prowokatora i szantażysty lustracyjnego'" - mówił dziennikarzom zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik.
12.07.2006 | aktual.: 12.07.2006 15:25
Kruszyński przekonywał, że termin "wszczęcie postępowania lustracyjnego" należy rozumieć inaczej niż sąd - wszczęciem jest złożenie wniosku do Sądu Lustracyjnego przez Rzecznika Interesu Publicznego, a nie postanowienie sądu. Wówczas termin odwołania Gilowskiej z funkcji rządowych nie miałby znaczenia.
Wiem, ze Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny wyrażały swój pogląd na ten temat, ale ja mam inny pogląd. Wiem, że może się on okazać kontrowersyjny - ale z pełnym szacunkiem dla SN - Sąd Najwyższy nie zawsze musi mieć rację- mówił. Zapewnił przy tym, że jego klientka chce lustracji i chce oczyścić się z podejrzeń.
Zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik powtórzył swój wniosek z I instancji, w myśl którego chciał on rozważenia przez sąd lustracyjny, czy można wszcząć proces Zyty Gilowskiej na podstawie przepisu o "szczególnym przypadku".
Rodzik nie zgodził się jednak z interpretacją ustawy przez adwokata Zyty Gilowskiej nt. terminu wszczęcia postępowania lustracyjnego. Rodzik podkreślił, że rzecznikowi "nie dano uprawnienia do wszczynania postępowania - czyni to sąd". Nie jesteśmy prokuratorami lustracyjnymi, nie jesteśmy od oskarżania - my, w razie powzięcia wątpliwości, kierujemy sprawę do sądu - decyduje sąd - zaznaczył.
Sama Gilowska powtórzyła przed sądem, że chce wszczęcia procesu, by się oczyścić. Dodała, że nie stawiła się na posiedzenie sądu I instancji, bo z "mediów dowiedziała się, że będzie ono niejawne", zaś jej zależy na jawności.
Byłbym szczęśliwy gdyby wszczęto proces Zyty Gilowskiej, tylko tak mogę zdjąć z siebie odium "prowokatora i szantażysty lustracyjnego" - mówił dziennikarzom zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik.
O aktach sprawy Gilowskiej i treści wniosku lustracyjnego mówić nie chciał, przypominając, że są to tajne materiały. Nie chciał komentować też treści artykułu "Rzeczpospolitej" według której b. funkcjonariusz SB Witold W. miał zeznać w 2004 r. (Rzecznikiem był wtedy Bogusław Nizieński), że Gilowska nie była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Beata".
Rodzik powiedział, że w sprawie oprócz zeznań W. są inne dowody i zeznania, zaś materiał dowodowy jest "porównywalny" z materiałami w innych sprawach lustracyjnych skierowanych przez Rzecznika do sądu.
Zastępca rzecznika przypomniał zarazem, że z przepisów procedury karnej wynika jednoznacznie, iż proces Gilowskiej - gdyby go wszczęto - nie mógłby być jawny w całości. Kodeks mówi, że zeznania osób zwolnionych z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej (czyli np. byłych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL, więc także Witolda W.) muszą się odbywać za drzwiami zamkniętymi - powiedział Rodzik.
Gilowska po posiedzeniu sądu, a przed ogłoszeniem postanowienia, nie chciała rozmawiać z mediami.
Sąd ogłosi swe postanowienie około 15.30.
29 czerwca Sąd Lustracyjny uznał, że Gilowska nie może być już lustrowana z wniosku Rzecznika Interesu Publicznego, który zwrócił się w tej sprawie do sądu, bo została zdymisjonowana przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza i prezydenta Lecha Kaczyńskiego z funkcji publicznej przed posiedzeniem sądu, a więc - w rozumieniu ustawy lustracyjnej - nie jest ona już sobą publiczną.