Trwa ładowanie...
dvj8bbc
23-05-2006 11:55

Addio, pomidory

Konsumenci w Grecji i w większości krajów europejskich oskarżają euro – wprowadzone przed czterema laty – o wywołanie galopującej inflacji.

dvj8bbc
dvj8bbc

Niczym skruszony grzesznik albo nałogowiec rozpoczynający odwyk władze Unii Europejskiej zaczęły przyznawać, że straciły zaufanie społeczne. Przywódcy i czołowi eurokraci mówią teraz sporo o „ponownym nawiązywaniu kontaktu z obywatelami”. Aby zrozumieć, dlaczego powinniśmy zachować nieufność w tej sprawie, należy wybrać się na istniejące od wieków bazary w greckiej Janinie i spytać klientów, co sądzą o wspólnej europejskiej walucie.

Od deficytu do pietruszki

Przywódcy Unii Europejskiej martwią się nadmiernym deficytem wydatków publicznych w państwach, które przyjęły euro, oraz dużymi różnicami w poziomie przyrostu produktu krajowego brutto (PKB). Klienci w Janinie martwią się rosnącymi cenami pietruszki i pomidorów.

Na tamtejszym targu, niedaleko fortecy Alego Paszy, Lukia Piteni prowadzi sklepik z wyrobami żelaznymi. Sklepik niewiele się zmienił od roku 1934, kiedy zaczęto w nim sprzedawać wyrabiane ręcznie dzwonki, nożyce do strzyżenia owiec i grube obroże dla psów. – Każdego dnia robienie zakupów kosztuje coraz więcej – mówi Piteni. Z powodu euro niektóre ceny poszły w górę trzykrotnie, a nawet więcej. Zaledwie jedną ulicę dalej, w zaułku krawców, słowa Lukii Piteni potwierdza Amalia Jiannaki, która szyje policyjne mundury. – Ceny skaczą w górę z dnia na dzień – stwierdza. – Dawniej inflacja była o wiele niższa. Grecy są strasznie rozzłoszczeni. Te słowa znakomicie ilustrują wyzwanie, przed którym stanęli eurokraci. Pani Jiannaki myli się, mówiąc, że w przeszłości inflacja była niższa. Ma jednak słuszność, stwierdzając, że Grecy są źli na euro i za niebotyczne ceny obwiniają wspólną europejską walutę. Na początku lat 90.

przeciętna roczna inflacja wynosiła w Grecji aż 13,8 procenta. Pod koniec tej dekady, gdy starano się spełnić wymogi przystąpienia do unii monetarnej (proces ten obejmował także kreatywną księgowość, której celem było ukrycie części wydatków państwa), inflacja spadła poniżej pięciu procent. Według najnowszych danych Unii Europejskiej inflacja w Grecji wynosi rocznie około trzech procent.

dvj8bbc

Euro traci urok

Odkąd zapanowała jedność monetarna, obywatele 12 państw strefy euro odwracają się coraz bardziej od wspólnej waluty. Zaraz po jej wprowadzeniu blisko 60 proc. mieszkańców strefy twierdziło, że euro było dobre dla ich krajów; w najnowszych badaniach Eurobarometru opublikowanych przez Komisję Europejską wskaźnik ten spadł do 51 proc., a w Grecji do 39 procent. Na pytanie, czy euro jest powodem wyjątkowych podwyżek cen, 95 proc. Greków odpowiedziało twierdząco. W Hiszpanii respondentów takich jest 97 proc., a średnia europejska lokuje się niewiele niżej – na poziomie 93 procent.

W prywatnych rozmowach eurokraci trzęsą się z wściekłości w reakcji na te wyniki. – To bzdura – warknął jeden z członków Komisji Europejskiej, spytany o narzekania Greków na trzykrotny wzrost cen. – Ci ludzie mają chyba amnezję. Już zapomnieli, jakie ceny obowiązywały wcześniej. Ostatnio Komisja Europejska wydała broszurę pod równie wymownym tytułem: „Czy euro spowodowało wzrost cen? Postrzeganie rzeczywistości a rzeczywistość”. W tekście tym obwiniono niektóre branże o ukształtowanie ogólnego przekonania o wzroście inflacji, będącego efektem skrytego podnoszenia cen podstawowych towarów i usług, takich jak kawa, strzyżenie u fryzjera i pranie chemiczne. Komisja Europejska z uporem twierdzi, że ogólny wpływ takich nadużyć na inflację jest minimalny i dotyczy tylko niewielkiego asortymentu towarów. Urzędnicy często przytaczają dane, z których wynika, że nadużycia tego rodzaju to zaledwie 0,3 proc. wzrostu cen w pierwszym roku po wprowadzeniu euro. Sęk w tym, że zwykli ludzie – w odróżnieniu od ekonomistów –
przywiązują nieproporcjonalnie wielką wagę do cen podstawowych towarów i usług, kupowanych za gotówkę.

Zgubne zaokrąglanie

W kwietniu br. greckie centrum badania opinii konsumenckich obliczyło, że odkąd wprowadzono euro, ceny towarów takich jak chleb, napoje, oliwa i kawa wzrosły od 20 do 147 procent. Najwyższy wzrost odnotowano wśród najtańszych towarów – a prawidłowość ta powtarza się w innych krajach południowej Europy, zwłaszcza w tych, które posiadały waluty o dużych nominałach i rzadko używały bilonu.

Mówiąc wprost: w Grecji, gdzie jedno euro to równowartość dawnych 340 drachm, wielu konsumentów nie zwraca uwagi na wzrost cen o kilkadziesiąt centów albo nawet parę euro. Tak więc właściciele kawiarń, którzy niegdyś wyceniali filiżankę kawy na 600 drachm, dziś żądają za nią aż czterech euro, choć w rzeczywistości cztery euro to równowartość 1360 drachm. Pęczek pietruszki wart dawniej 100 drachm, dziś sprzedawany jest za jedno euro. To wzrost ceny o 340 procent! Konstantinos Papadopulos, doradca ds. europejskich EFG Eurobanku, jednego z dużych greckich banków komercyjnych, wyjaśnia, jak taki wzrost cen współistnieje z niską inflacją: Rzeczy, których cena gwałtownie wzrosła, to najtańsze towary: gazety, mleko albo pomidory. Na rynku brak jest konkurencji, zatem sprzedawcy określonych artykułów mogą żądać więcej pieniędzy bez obawy, że konkurencja odbierze im klientów. Ale ceny towarów trwałych – samochodów, sprzętu elektronicznego – spadły drastycznie. Wszędzie widzi się teraz urządzenia klimatyzacyjne. Te
dobra trwałe stanowią zasadniczą część w rocznym budżecie rodzinnym, ale gdy ludzie wracają z nimi ze sklepów, nie mają poczucia, że zrobili dobry interes.

dvj8bbc

Dawniej napiwek w Grecji wynosił 100 drachm – czyli banknot o najmniejszym nominale. Teraz uważa się, że to wstyd, jeśli na kawiarnianym stoliku zostawimy mniej niż dwa euro, choć to blisko 700 drachm! Prezes Banku Grecji Nikos Garganas wystąpił w kwietniu w telewizji, nawołując widzów, by nie krępowali się zostawiać napiwku stanowiącego równowartość 100 drachm. – Sam tak czynię – zapewnił i dodał, że inflacja znajduje się pod kontrolą. Jednak jego przesłanie trafiło w próżnię – do studia telewizyjnego dzwonili rozzłoszczeni telewidzowie, nazywając go kłamcą.

Amelia Torres, rzeczniczka Komisji Europejskiej ds. polityki monetarnej, stwierdza, że złości ją każdy, kto beztrosko zostawia napiwki w wysokości kilku euro, nie wyłączając jej męża. – Nie przyjmuję do wiadomości, że trudno nam traktować poważnie małe kwoty. Przecież to nasze pieniądze. Kłamstwa i kłamstewka

Kupcy z Janiny traktują pieniądze ze śmiertelną powagą. Wąskie uliczki, wzdłuż których ciągną się drewniane stragany, stanowią ośrodek handlu już od czasów średniowiecza. Ich wielbicielami byli zwłaszcza XIX-wieczni brytyjscy podróżnicy, od Edwarda Leara po młodego Benjamina Disraelego. Henry Holland, późniejszy medyk królowej Wiktorii, stracił tutaj palto – a nieomal i życie! – gdy zjawił się zbyt późno i dopadły go dwa stróżujące psy. Lord Byron przechadzał się na tych bazarach po audiencji u Ali Paszy, albańskiego tyrana władającego miastem, a towarzysz poety John Cam Hobhouse narzekał, że nie może tu znaleźć nikogo, kto naprawiłby mu parasol.

dvj8bbc

Lukia Piteni niewiele podniosła ceny swych wyrobów żelaznych, odkąd w Grecji wprowadzono euro. Jej klientami są posiwiali żylaści pasterze, którzy w wysokich górach Pindos muszą strzec swych stad przed atakiem wilków, niedźwiedzi i orłów. Niewiele mają wspólnego z młodymi mieszkańcami Janiny i turystami, popijającymi kawę nad jeziorem. – Kawa jest dla turystów i ludzi, którzy wysiadują w restauracjach. Młodzi uważają, że takie ceny to rzecz naturalna. Moi klienci szanują swoje pieniądze; targują się. Nie są z tych, co piją filiżankę kawy za trzy euro.

Jak na ironię, wściekli na euro Grecy za zły stan rzeczy obwiniają rząd swojego kraju, a nie Brukselę. Unia Europejska wciąż jest postrzegana jako przeciwwaga dla skorumpowanych i niekompetentnych władz krajowych. Roberto Maroni, minister z rządu Silvia Berlusconiego, wywołał w zeszłym roku burzę we Włoszech, proponując powrót do lira. W Grecji takich pomysłów nie ma, stwierdza Nikos Jeorjadis, ambitny poseł z rządzącej partii Nea Demokratia. – Nie znajdzie się nikogo poniżej 70 roku życia, kto nawoływałby do przywrócenia drachmy. Drachma była bardzo niestabilna; co drugi rok na początku sezonu turystycznego traciła 20 proc. wartości, bo chciano nakręcić turystykę – wyjaśnia.

Jeorjadis argumentuje, że błędna opinia na temat inflacji jest ugruntowywana przez środki masowego przekazu. – Wysyłają reporterów na targi, gdzie ci znajdują stare babcie mówiące, że nie stać ich już na pomidory. No cóż, kupowanie pomidorów w kwietniu w Grecji to nie najlepszy pomysł. Wyborcy oskarżają młodego posła o kłamstwo, kiedy twierdzi, że w ogólnym rozrachunku ceny artykułów spożywczych spadły. – Odpowiadam im: „Ludzie, popatrzcie na liczby”. Oni na to: „Liczby to liczby, a my wiemy, co mówią nasze portfele”.

dvj8bbc

Jeorjadis bardziej martwi się tym, że euro spowodowało, iż greckie banki są nazbyt skłonne do udzielania pożyczek. – Nastąpiła istna eksplozja kredytów konsumenckich; ludzie ich nadużywają, zaciągają pożyczki w sposób nieodpowiedzialny.

Pomidory i karty kredytowe z przekroczonym limitem; to na pewno nic aż tak istotnego, aby wywołać gorące dyskusje wśród brukselskich notabli. Ale właśnie o tym mówią ludzie na ulicy, kiedy zadamy im pytanie o euro. Klienci na targach w Janinie są rozzłoszczeni. Ale czy Bruksela zwraca na nich uwagę?

DAVID BENNIE © The Spectator, 5.05.2006

dvj8bbc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dvj8bbc
Więcej tematów