Adam Daniel Rotfeld: kiedy i w jaki sposób ONZ w Iraku
Można powiedzieć, że zbieżność stanowisk polega na tym, że i Stany Zjednoczone, i Francja, i Niemcy uważają, ze ONZ powinna kontrolę (w Iraku) przejąć, problem polega na tym - kiedy i w jaki sposób - mówi w "Salonie Politycznym Trójki" Adam Daniel Rotfeld.
24.09.2003 11:25
Jolanta Pieńkowska: Mówi się, że wczorajsze wystąpienie prezydenta George'a Busha było raczej rozczarowujące. Amerykańscy komentatorzy podkreślali, że było takie samo jak przed rokiem, zabrakło tylko dwóch elementów. Bush ani słowem nie wspomniał o zagrożeniu iracką bronią masowego rażenia i nie miał już tego entuzjazmu, który miał przed rokiem. Czy w takim razie kogoś przekonał do tego, by włączył się w odbudowę Iraku?
Adam Daniel Rotfeld: Myślę, że tych, których miałby przekonać to utwierdzi w przekonaniu, że postępują słusznie lub podejmują stosowne decyzje. Ci, którzy mieli stanowisko negatywne, pozostaną na tym stanowisku. Zmierzam do tego, że przemówienia wygłaszane w Narodach Zjednoczonych na forum Zgromadzenia Ogólnego w szczególności są przemówieniami adresowanymi do raczej szerokiej publiczności, nie mają charakteru takiego operatywnego i tu co się tyczy rozczarowania to powiedziałbym, że generalnie rozczarowanie jest funkcją oczekiwań. Im większe oczekiwania tym więcej rozczarowań. Ja zbyt wiele od tego przemówienia nie oczekiwałem, więc nie byłem rozczarowany.
Jolanta Pieńkowska: A czy sądzi pan, że są duże szanse na nową rezolucję ONZ w sprawie Iraku?
Adam Daniel Rotfeld: Myślę, że tak, podejrzewam, że w tej sprawie były takie momenty bardzo znacznego zbliżenia stanowisk, potem ochłodzenia, ale generalnie rzecz biorąc bierze górę przekonanie, że dojrzewa moment do zaangażowania innych państw, a w szczególności ONZ z równych powodów. W interesie samej organizacji jest to, żeby być w Iraku obecnym i trzeba powiedzieć, że te siły, które Stany Zjednoczone chciały w Iraku wyeliminować sa znacznie bardziej zaniepokojone obecnością ONZ niż wielu mogłoby tego oczekiwać, bo wydawałoby się, że nie jest w interesie nawet zwolenników Saddama Husajna, żeby uczynić siedzibę ONZ głównym celem ataku, a po raz drugi atakowany jest ONZ. Innymi słowy jest to wyzwanie rzucone całej społeczności międzynarodowej, a nie tylko Stanom Zjednoczonym.
Jolanta Pieńkowska: Ale z drugiej strony i Francja i Niemcy pozostają na stanowiskach, że ONZ powinno kontrolę przejąć jak najszybciej, mówią "nie", bo Irak nie jest na to gotowy.
Adam Daniel Rotfeld: Więc można powiedzieć, że zbieżność stanowisk polega na tym, że i Stany Zjednoczone, i Francja, i Niemcy uważają, ze ONZ powinna kontrolę przejąć, problem polega na tym - kiedy i w jaki sposób. Nowym elementem przed sesją Zgromadzenia Ogólnego było to, że prezydent Chirac powiedział, że nie będzie stawiał weta w przypadku, gdyby doszło do uzgodnienia tej rezolucji. Mam wrażenie, że ta rezolucja, każda rezolucja tego typu, kiedy są bardzo rozbieżne stanowiska będzie wyrażać pewien kompromis, ale zaangażowanie Narodów Zjednoczonych ponad wszelką wątpliwość jest konieczne i Stany Zjednoczone je dzisiaj akceptują, ale zabiegają o to.
Jolanta Pieńkowska: Ale z drugiej strony pan mówił o tym, że właściwie wydawało się, że Francja zgodzi się na nową rezolucję, z drugiej strony prezydent Chirac wczoraj powiedział w ONZ "w otwartym świecie nikt nie może się izolować, nie może działać sam w imieniu wszystkich", czyli to jest ewidentne wojny może nie, ale powiedzenie - nie będziemy dawać przyzwolenia na to, co wy robicie.
Adam Daniel Rotfeld: Wracam do tego, co powiedziałem na początku, mianowicie, że przemówienia wygłaszane na Zgromadzeniu Ogólnym są adresowane do bardzo szerokiej publiczności, do milionów, a może nawet miliardów i one mają charakter ideologiczny, to znaczy określa się zasady. Prezydent Chirac w tym względzie powtórzył zasady, które Francja w tym względzie do tej pory głosiła, a mianowicie, może sprowadzić się do tego, że Francja nie uznaje przywództwa Stanów Zjednoczonych w obecnym świecie. Otóż problem polega na tym, że... ja uważam, że w polityce trzeba rozróżnić między faktami i słowami, między retoryką i rzeczywistymi działaniami podejmowanymi przez państwa. Wydaje mi się, że w tej drugiej warstwie rzeczywistych działań następuje znacznie większe zbliżenie stanowisk niż na płaszczyźnie retoryki. Krótko mówiąc nie przywiązywałbym większej wagi do wypowiadanych słów, bo jak pamiętamy te słowa czasem są z nadmierną emfazą, ale w istocie rzeczy liczy się to, co państwa robią, a w tej płaszczyźnie ponad
wszelką wątpliwość stanowiska są zbliżone.